czwartek, 18 lutego 2016

Rozdział XVI



Rozdział    XVI


„Pytam się gwiazdy co drogę wskazać błądzącym miała
czemu ze wszystkich pragnień na świecie to Ty mnie wybrałeś..?
Gwiazda, co w rzece wciąż się przegląda też tego nie wie,
czemu ze wszystkich pragnień na świecie wybrałam Ciebie..?”
P.Rubik – „Psalm dla Ciebie”


            Obiad zjedli w eleganckiej, leżącej w pobliżu plaży restauracji „Chez Fonfon”. Wspaniały widok na morze, jaki mogli teraz podziwiać, był doskonałym uzupełnieniem narastającego w nich romantycznego nastroju. Radowała ich każda wspólnie spędzona chwila i najmniejszy, ale jakże ciepły dotyk. Pijąc po posiłku wino, trzymali się cały czas za ręce szepcząc sobie czułe słowa. Nie musieli się przed nikim kryć, nie musieli się nikogo obawiać, nigdzie się nie spieszyli. To był cudowny czas tylko dla nich i chcieli go wykorzystać jak najpełniej. Było im ze sobą tak dobrze, jak nigdy dotąd, może po części dlatego, że nie czuli wokół siebie tej presji, jaka towarzyszyła im w Berlinie, gdzie na pewno nigdy nie odważyliby się w publicznym miejscu tak zachowywać. Tutaj byli sobą, nikt ich nie rozpoznawał, nikt nie zwracał na nich uwagi, mogli czuć się swobodnie. Potem spacerowali promenadą objęci jak prawdziwie zakochana para, prawie do samego zmierzchu i niekoniecznie dlatego, że Babette piła wino, a przecież była dziś kierowcą. Wszystko było zamierzone, wiedzieli, że jeszcze tu zabawią, dlatego mogła pozwolić sobie na tę jedną lampkę.        
            Bill jeszcze nigdy nie czuł się taki szczęśliwy. Miał przy sobie ukochaną kobietę, a atmosfera Marsylii dodatkowo potęgowała w nim i tak zakorzeniony romantyzm, i jakby wzmagała miłość, którą do niej czuł.
            Wrócili do domu, kiedy zaczynało już zmierzchać.
            - Jemy coś? – zapytała Babette, kiedy wypakowywała z toreb zakupy.
            - Ja bym coś zjadł – uśmiechnął się chłopak podchodząc do niej od tyłu, obejmując i całując w policzek.
            - A na co masz ochotę?
            - Na ciebie...
            - Oj, to wiem… – roześmiała się – Pytam poważnie.
            - Ja przecież jak najbardziej poważnie odpowiadam... – wymruczał, przytulając ją mocniej i ocierając się nosem o jej szyję.
            - Łaskoczesz mnie... – udawała, że próbuje się wyswobodzić z jego uścisku, ale tak naprawdę wcale tego nie chciała. Uwielbiała jego czułe żarty, subtelne pieszczoty, delikatny dotyk.
            - Może owoce...? – zaproponowała cichym głosem, podczas gdy on tworzył sobie tylko znane wzory z czułych muśnięć na jej szyi, tym samym siejąc spustoszenie w jej umyśle. Pod wpływem pieszczot takich jak ta, całkowicie traciła nad sobą panowanie.
            - Obojętne... – jęknął, nie odrywając się ani na chwilę od swojego, pasjonującego zajęcia.
            - Bill, przestań... – mruknęła, próbując go powstrzymać. Wiedziała, że tak niewiele trzeba, a sama zacznie zdzierać z niego ubrania. – Nie chcesz chyba kochać się w kuchni?
            - A czemu nie? Byłoby fajnie na tym dużym stole... – nie przestawał, jednocześnie drocząc się z nią. - Nie, no dobra, niech ci będzie, pójdziemy na górę, twoje łóżko jest pewnie o wiele wygodniejsze. – roześmiał się.
            Kolorowe i soczyste owoce, wylądowały po umyciu na przezroczystej paterze. Zabrali ją ze sobą na górę. Nie byli głodni po tak obfitym obiedzie, a zwłaszcza, że jedli go po siedemnastej.
            - Zadzwonię do koleżanki, dobrze? – bardziej poinformowała, niż zapytała Babette. Spojrzał na nią tylko odrobinę zdziwiony, więc zaraz wytłumaczyła mu wszystko. - Nie będę telefonować do Julii, chodzi o moją koleżankę z Marsylii. Zawsze kiedy tu przyjeżdżam to się spotykamy.
            Bill skrzywił się z dezaprobatą, tak jakby był niezadowolony, że jakaś panna odbierze mu kilka godzin, które mógłby spędzić z ukochaną.
            - Ale nie obawiaj się, ze zostawię cię samego. Spotkamy się razem, wszyscy - próbowała załagodzić sytuację Babette. Widziała, że ten pomysł zupełnie mu się nie spodobał.
            - No dobrze, to zadzwoń… - przystał na to zrezygnowany stwierdzając, że nie będzie się spierał o jakieś dwie, może trzy godziny, skoro i tak będzie wtedy z nią. - Ja pójdę w tym czasie pod prysznic.
            Kiedy zniknął z drzwiami Babette wybrała numer do Madlaine. Zawsze, kiedy przyjeżdżała do Marsylii, spotykały się. Od czasów dzieciństwa, spędzały razem większą część wakacji. Dziewczyna mieszkała kilka domów dalej, będąc dziećmi razem bawiły się i wtedy zaprzyjaźniły. Już jako młode dziewczyny razem chodziły na plażę, na zakupy, a także miały za sobą liczne, wspólne przygody, oczywiście związane z płcią przeciwną i niekoniecznie te najgrzeczniejsze. Nawet kiedy stały się dorosłe i podjęły pracę, gdy tylko Babette przyjeżdżała do Marsylii zawsze musiały się spotkać. Dlatego nawet i teraz tradycji miało stać się zadość.
            - Cześć kotku! Niespodzianka! – odezwała się śmiejąc, kiedy usłyszała w słuchawce głos Madlaine.
            - Babette! – ucieszyła się koleżanka. – Nie mów, że przyjechałaś?!
            - No pewnie że przyjechałam, dzisiaj – odparła rozradowana.
            - A jeszcze nie tak dawno mówiłaś, że chyba w tym roku do nas nie zawitasz.
            - Ale wiele się zmieniło. Martin poleciał do Stanów, a ja przyjechałam, ale nie sama - tajemniczym głosem odpowiedziała Babette.
            - No nie… A już myślałam, że się ustatkowałaś przy tym dziennikarzu. Gadaj szybko, to ktoś na raz, czy będzie jakaś podmiana?
            - Trudno powiedzieć, to raczej ktoś ważny, ale są pewne przeszkody… - Babette nie wiedziała, jak ma właściwie określić to, co łączyło ją z Billem. Nie był to jeszcze związek, ale zakochała się w nim i sama do końca nie wiedziała, jak to się wszystko ułoży.
            - Co masz na myśli? On jest żonaty? – próbowała odgadnąć Madlaine.
            - Nie, wolny… - tłumaczyła Babette cicho i co jakiś czas wyglądała z pokoju, czy Bill aby na pewno jest jeszcze pod prysznicem. - Wolny, ale dużo młodszy, a ja się zakochałam.
            - O kurczę… To z naszej zabawy nici?
            - Nie do końca… Myślę, że coś z tego będzie, ale sama rozumiesz… Ja nie pozwolę na zbyt wiele. Jednak chcę zobaczyć jak on się zachowa, bo jeśli mnie kocha z pewnością odpowiednio zareaguje. - odpowiedziała Babette – To przyjdziesz jutro?
            - Niestety jutro nie mogę, ale może pojutrze? Może być koło dwudziestej? – zaproponowała Madlaine.
            - W porządku, to jesteśmy umówione.
            Babette rozłączyła się zastanawiając, czy tym razem dobrze robi. Uśpiła wątpliwości myślą, że Bill jest młody, tolerancyjny, a taka forma erotycznej zabawy może mu się spodobać oczywiście w pewnych granicach, i będzie musiała dobrze rozważyć chwilę, kiedy przestać. Chyba, że on sam w dobrym momencie powie stop. Mimo wszystko miała pewne obawy się co mogłoby się stać, jeśli Madlaine mu się spodoba? Była naprawdę śliczna, o wiele ładniejsza od niej. Ufała jednak, że jeśli naprawdę ją pokochał, z pewnością sam będzie trzymał dystans i pewna bariera nie zostanie przekroczona. Bardzo często, kiedy przywoziła tu różnych swoich partnerów, właśnie w ten sposób zabawiały się sprawdzając wierność i lojalność delikwenta, jednak nigdy nie przekraczając pewnej granicy, nawet w sytuacji kiedy ci mężczyźni mieli ochotę na więcej. Martina także poddała tego rodzaju testowi, a on zachował się bardzo dobrze dystansując obie w odpowiednim momencie i obracając wszystko w żart.
            - Jestem. – odezwał się Bill, stając w drzwiach z ręcznikiem okręconym wokół bioder.
            - Mmm… - zamruczała na jego widok, przymrużając oczy. Uśmiechnął się z zadowoleniem.
            - Mam pewien pomysł, ale muszę zapytać cię o zgodę, bo nie chcę sam się tu rządzić.
            - Możesz czuć się jak u siebie, ale skoro już zacząłeś, to pytaj.
            - Mogę wziąć te świece z łazienki? 
            - Ma być romantycznie? – Babette uśmiechnęła się uwodzicielsko i zrobiła kilka kroków w stronę Billa, kładąc dłonie na jego owiniętych w ręcznik biodrach. Właśnie w tej chwili była na tyle blisko, aby mógł powolnym ruchem wpleść palce w jej włosy, masując przy tym delikatnie tył głowy.
            - Ma być bardzo romantycznie… - wymruczał, pochylając się do niej. Nie umiał sobie odmówić lekkiego otarcia warg o jej odrobinę spierzchnięte przez upalny dzień usta. Zadrżała pod wpływem dotyku i tej subtelnej pieszczoty. Działał na nią tak elektryzująco, jak jeszcze żaden mężczyzna. Może dlatego, że nigdy z kimś tak wyjątkowym nie była..?
            - Weź nowe, są w szafce w kuchni po lewej stronie na dole. Znajdziesz na pewno… - odpowiedziała cichym, wibrującym głosem. Ciężko było w takich sytuacjach zachować zimną krew, choć rozmawiali o bardzo przyziemnych rzeczach, to jednak przy akompaniamencie czułych gestów i zmysłowych spojrzeń.
            - Pójdę pod ten prysznic… - wyswobodziła się z jego objęć. 
            Jakże trudno było jej poskromić emocje i uczucia, właśnie teraz, kiedy stał przed nią niemal nagi i wyglądał jak grecki Bóg z czarnymi, wilgotnymi włosami, z ledwie okrywającym jego idealne ciało strzępkiem materiału… Musiała jednak iść pod ten cholerny prysznic, a jej ekscytacja tą chwilą powodowała niezliczoną ilość przyjemnych dreszczy. Na dodatek spalała ją ta niepewność, jaką też niespodziankę szykuje jej Bill, kiedy wyjdzie spod prysznica, bo to właśnie zdradzała jego tajemnicza mina.
            Nie myliła się co do jego intencji. Miał pomysł na to w jaki sposób uatrakcyjnić ten wieczór i bardzo chciał, żeby był wyjątkowy. Dlatego też obmyślał wszystko z ogromnym staraniem i dokładnością. Już w momencie, kiedy byli nad morzem, w chwilach, gdy podziwiali piękne widoki, on właśnie zaczynał wszystko planować. Jak pająk misternie tka swoją sieć, tak on skrzętnie kodował w myślach swoje wyobrażenie, jak zorganizuje ten wieczór. Układał wszystko w jedną całość, jak jakieś arcytrudne puzzle. Minuta po minucie reżyserował marzenia, choć zdawał sobie sprawę, że coś może pójść nie tak, jednak chciał ją czymś zaskoczyć, aby zapamiętała tę noc na długo, a może i na zawsze…
            Kiedy wyszła spod prysznica i otworzyła drzwi na korytarz, z wrażenia nie mogła zrobić kroku. Drogę do ich wspólnej sypialni rozświetlało światło świec. Cały przedpokój wypełniony był wonią pomarańczy i wanilii. Wolno, bosymi stopami, które tonęły w puszystym chodniku, oświetloną subtelnym blaskiem niczym dla zbłąkanego wędrowca drogą, zmierzała wprost w jego ramiona. Czuła błogie ciepło bijące nie tylko od jego fizycznego źródła. To ciepło otulało jej serce, które tak bardzo wyrywało się do tego drugiego serca, do którego teraz on sam rozjaśnił jej drogę. Te zaledwie kilka metrów stało się teraz niezmierzoną ilością długich kilometrów i choć tak bardzo chciałaby je przebiec, to jednak wolno stąpała po schodach, będąc coraz bliżej niego. Emocje narastały znacząc jej ciało rozkosznym dreszczem i obłędnym pragnieniem, jakie mógł zaspokoić tylko jeden, jedyny człowiek. Chłopiec, którego pokochała i pożądała, a który czekał na nią w małej sypialni, stojąc w oknie tyłem do niej i patrząc w niemym oczekiwaniu na rozbłyskujące z daleka światła wielkiego portu.
            Stanęła w drzwiach z łomoczącym w piersi sercem, urzeczona widokiem idealnie wyrzeźbionego, młodego ciała i jej małego pokoiku, który także tonął w delikatnym świetle świec, rozstawionych w różnych punktach pomieszczenia.
            Kiedy subtelny szelest oznajmił mu, że właśnie tu jest, odwrócił się i podszedł do niej. Trzymał w ręku jedwabną apaszkę. Bez słowa uniósł ją do góry i zawiązał na jej oczach, w których przedtem spostrzegł lekkie zdziwienie.
            - Zaufaj mi…- wyszeptał czule.
            Uległa jego woli, bezgranicznie poddając się jego poczynaniom, pozwalając  poprowadzić dokąd pragnął. Płynnym ruchem delikatnych dłoni pozbawił ją zwiewnego szlafroka. Mimo ciepła, jakie panowało w sypialni, zadrżała lekko. Jednak obezwładniający dreszcz nie spłynął po jej ciele z powodu zimna. To było tchnienie słodkiej niepewności, tego nieznanego, ku któremu miał ją poprowadzić. Miała wrażenie, że wszystko trwa nieskończenie długo, a ona właśnie zaczynała umierać z rozkosznej niepewności co ten najpiękniejszy chłopiec jakiego poznała i którego pokochała, zamierza. Objął ją i bardzo delikatnie przechylił, po czym ułożył na chłodnej pościeli. Na skutek kontrastu z jej rozgrzanym ciałem przeszył ją lekki chłód i mruknęła cicho. W tej samej chwili uniósł jej ręce do góry i krępując na nadgarstkach drugą apaszką, przywiązał do okucia łóżka u wezgłowia.
            Rozchyliła usta, jakby brakło jej powietrza, a on tylko zaszeptał drażniąc je swoim ciepłym oddechem:
            - Otwórz swój umysł, poddaj się zmysłom… I kochaj…
            Drżąca i naga oczekiwała w niemym przyzwoleniu na to, co za chwilę miało się wydarzyć, kiedy poczuła gorące, czułe i wilgotne muśnięcia, które zaczęły opadać na jej skórę niczym płatki róż. To tak, jakby właśnie wirtuoz poświęcił niezliczoną ilość czerwonych pąków odzierając z piękna niejedną królową kwiatów tylko po to, aby obsypać nimi i tym samym przygotować do wielkiego koncertu najwspanialszy instrument, jakim stać miało się jej ciało.
            Stroił ją subtelnie pieszczotą ust, aby po chwili mogły akompaniować im jego dłonie, biegnąc miękko ledwie opuszkami palców po delikatnej, kobiecej skórze. Napięła ciało jak dobrze naciągniętą strunę wydając z siebie melodyjny pomruk. Będąc dla jego dłoni cudownym, erotycznym instrumentem, poddała się wszystkiemu, co wymalowała na pięciolinii zmysłów jego fantazja.
            I rozpoczął swoją grę od najdelikatniejszych dźwięków, jakie z każdą chwilą miały przerodzić się w głębsze tony, tworząc spójną, wysublimowaną muzykę doznań. Grał niczym wirtuoz na najcenniejszym Stradiwariusie, poddając wyrafinowanym pieszczotom swych dłoni i języka, każdą cząstkę jej atłasowej skóry. Była teraz jego skrzypcami, po strunach których pociągał smyczek… Była eleganckim pianinem, po klawiszach którego tańczyły ulotnie i miękko opuszki jego palców. Instrument jej ciała, tak cudownie dostrojony zaczął właśnie wydawać z siebie najpiękniejsze dźwięki miłości, zrodzone za sprawą zaledwie dotyku, najdelikatniejszej, najczulszej pieszczoty.
            Tylko jego ręce, tylko najsłodsze usta muskające łagodnie, wędrujące po każdym fragmencie jej skóry… Efemeryczne, ledwie odczuwalne ruchy sprawiały, że zatracała się w erotycznym uniesieniu.
            Ubóstwiał pieścić jej ciało, wielbiąc każdy jego fragment pragnął być niewysychającym źródłem przyjemności. Z każdym najdelikatniejszym dotknięciem odkrywał ją na nowo, wdychając aromat jej uniesienia, który nutą pieszczoty osadzał się na jego duszy. Smakował jej, najsłodszej i teraz tak bardzo oddanej jemu. Sunął ciepłem wilgoci języka po jej ciele, kosztując znów wszystkich jego fragmentów. Jak cudowne nuty wlewały się do jego uszu jej westchnienia i coraz głośniejsze pomruki, jakie niebawem miały przerodzić się w przesączony słodyczą jęk.
            - Myśl o tym co czujesz, myśl o mnie… - podsycał jej przeżywanie zmysłowym szeptem. – O mnie w Tobie… O Tobie w moim sercu…
            Płynące poprzez ciszę, spowite pragnieniem słowa sprawiały, że wszystko w jej wnętrzu pulsowało, a odrętwiałe z przyjemności ciało drżało błagając o więcej, pragnąc spełnienia, którego tak była bliska.
            Chwytał ustami wewnętrzną stronę jej ud, lekko i czule dotykając i pieszcząc każdy fragment skóry opuszkami palców tam, gdzie tylko mógł dosięgnąć. Rozmyślnie omijał miejsce w jakim jego dotyk sprawiłby, że natychmiast odczułaby spełnienie.
            Ponownie obdarowywał ją cudownym prezentem. Dawał coś z serca, wydzierał fragment duszy spełniając jej marzenia, aby mogła przeżyć coś, czego być może nigdy nie doświadczyła. I choć w tym stawał się jej pierwszym.
            Poprzez sam dotyk, poprzez zwiewne pocałunki doświadczała innego wymiaru fizycznej miłości. Czuła jak wypływa na ocean rozkoszy, a nie mogąc już dłużej unosić się na jego powierzchni pewna, że za chwilę w nim zatonie. Było jej cudownie i nie zamierzała się wcale ratować. Opadała wolno na głębiny szalonej ekstazy swojej wyobraźni, połączonej z iluzją niewidzialnego dotyku najsubtelniejszych pieszczot, wydając dźwięki świadczące o niewypowiedzianym upojeniu. Wiedział, że już jest blisko, że ledwie jedno jego muśnięcie i popchnie ją w otchłań błogostanu. Zapragnął patrzeć w te ukochane oczy, kiedy znów oszaleje dla niego. 
            Odwiązał opaskę, by zgłębić to spojrzenie i zawisł nad nią w bezruchu, delektując się obezwładniającą ją rozkoszą.
            - Kocham cię… - wyszeptał, gdy była w stanie najgłębszego uniesienia. Widział wyraz jej oczu, wdzięczność jaką wyrażały i błogą ekstazę. Rozbiegane spojrzenie błąkało się po jedynej, najpiękniejszej twarzy, spoczywając na rozchylonych ustach. Ciepło jej dłoni osiadło na odrobinę szorstkim policzku, a on nie mógł przestać wpatrywać się w nią, wciąż gładząc czule rozedrgane i upojone ekstazą ciało.
            Rozpierające go szczęście wdzierało się teraz jak fala w każdy zakątek jego myśli. Był dumny, czuł się niesamowicie będąc autorem właśnie takiego jej spełnienia. I choć on sam wciąż był podniecony i płonący, niczego teraz od niej nie oczekiwał. Był cierpliwy w oczekiwaniu na jej uczucie, na jej oddanie, na wszystko…
            Nie mógł wiedzieć, że wpatrując się w jego oczy coraz mocniej czuje potrzebę, aby powiedzieć mu wreszcie, że jej serce bije tylko dla niego. Tak bardzo chciałaby teraz móc wyrzucić z siebie to najpiękniejsze wyznanie, uczynić go szczęśliwym, ale jakaś niewidzialna moc wciąż nie pozwalała jej tego wyznać.
            Dopiero teraz rozwiązał jej ręce i mogła się do niego przytulić, co też uczyniła. Czuła wzbierające łzy szczęścia, które zamierzały znaleźć ujście. I choć nawet tego nie chciała, zaczęły sączyć się spod przymkniętych powiek, wypływając przez niewielkie szczeliny. Kiedy spojrzała na niego już całkiem swobodnie potoczyły się po policzkach.
            - Nie płacz skarbie, proszę… - próbował ją uspokoić, ocierając opuszką palca słone krople.
            - Tak mi z tobą dobrze, nie chcę cię stracić… - wydusiła z siebie łapczywie chwytając powietrze.
            - Nie stracisz, przecież cię kocham… Zawsze będę cię kochał… - zapewniał ją.
            Tej nocy po prostu czuł to całym sobą i nie kłamał składając jej właśnie takie obietnice. Ona jednak nie wiedziała, jak bardzo są prawdziwe. Odbierała wszystkie jego wyznania dość sceptycznie, nie wierząc, że chłopiec w tym wieku może zakochać się na całe życie. Wydawało jej się, że teraz owszem, pewnie to czuje, zakochał się w niej to było pewne, ale wątpiła, czy ta miłość przetrwa próbę czasu, przeciwności losu i całego świata. Nie miała pojęcia, że dla niego rzeczywisty świat po prostu mógł nie istnieć, bo całym światem stawała się ona.
            Chwycił między kciuk, a wskazujący palec jej podbródek i delikatnie zadarł do góry, po czym scałował te wypływające łzy szczęścia.
            - Bo ta gorzka czekolada twoich oczu, stanie się mleczną… – zażartował, uśmiechając się.
            Patrzyła zaborczo w jego tęczówki dotykając jego twarzy, niemal na oślep błądząc po niej opuszkami palców. Wróciła z chwilowego odrętwienia niczym rażona piorunem i nagle zaczęła się bać. Ogarnął ją przeraźliwy strach, że mimo jego zapewnień ktoś go jej kiedyś odbierze, bo taka sielanka nie będzie przecież trwać wiecznie… I właśnie w tej chwili zdała sobie sprawę, że szalenie go kocha, mocno i prawdziwie, tak, jak jeszcze nigdy nie kochała. Gdyby teraz mogła zatrzymać tę chwilę, pozostać z nim w tej mydlanej bańce, albo po prostu ukraść go światu, uciec z nim gdzieś daleko, żeby nikt ich nie znalazł, aby nie musiała dokonywać żadnego wyboru… Nie wiedziała co będzie, kiedy wróci z tego ich wspólnego raju, do świata żywych, dlatego też chłonęła tę chwilę szczęścia całą sobą.
             - Kochaj się ze mną… - szepnęła nagle otulając go ramionami, zagarniając dla siebie. Usta znów zetknęły się delikatnie i czule. Pragnęła kosztować go powoli, a on spełniał każde jej pragnienie czując jej słodycz każdą komórką ciała. Jedyne takie doznanie, jakie wyprzedzało wspólne pragnienie bliskości… Zamknął jej wilgotne, rozchylone usta gorącym pocałunkiem, a język toczył walkę z tym drugim, aby poddać się i ponownie rozpocząć bój. Oddawała mu się całkowicie, choć w jej myślach wciąż rodziły się nękające ją pytania; czy nigdy nie zapragnie w ten sposób innej? Czy ta inna nie doprowadzi jego ciała do piekielnej gorączki i pożaru zmysłów? Czy to w ogóle jest możliwe..?
            Kiedy była z nim tak blisko w jej głowie rodziło się istne szaleństwo; pragnęła, aby kochał ją do utraty sił, aż świt pobudzi ułoży do snu ich zmęczone ciała. I kochał ją całym swoim istnieniem, każdym zmysłem otulał jej duszę pisząc dotykiem dłoni kolejny miłosny poemat na spragnionym go ciele… Sam pragnął jej szalenie, a kiedy wniknął w nią zamknęła go w klatce swoich ud i ramion, oddając mu wszystko co miała ze swojej cielesności. W każdym ruchu, w każdym drgnieniu była czysta, szczera miłość. Niczym połączenie dwóch dusz przeznaczonych sobie stapiali swoje ciała w jedność. Czy mogli posiadać jakieś jeszcze sobie nieznane tajemnice? Czy było coś o czym nie wiedzieli, jakiś choćby niewielki, erogenny fragment na upragnionym ciele, jaki mogliby pobudzić dotykiem, pieszczotą warg i sprawić, że wulkan w ich wnętrzu wybuchnie ze zdwojoną siłą...? Zdawać by się mogło, że nie, a jednak z każdym zbliżeniem odkrywali w sobie coś nowego, samym sobie nieznane pragnienie i całkiem nową rozkosz…
            Ułamki sekund dzieliły ich od spełnienia, obdarowując się czułym szeptem karmili jednocześnie każdy zmysł, zanurzając się w morzu erotycznej fantazji. On szeptał jej czułe wyznania, a ona nie będąc mu dłużną obdarowywała go podobnymi, jednocześnie dając pewne subtelne wskazówki, jaką drogą ma prowadzić ją do kolejnej rozkoszy. Ta już po chwili zaczęła mącić im w głowach odbierając świadomość. Tym razem zatonęli oboje w tej otchłani, jaka zabrała ich ze stabilnego lądu świadomości. Oddali się dogłębnie uniesieniu, a jednocześnie sobie wzajemnie.
            Przyjemne ciepło otuliło jej serce, a myśli mknęły do niego lekkie i zwiewne, zakochane... Zakochiwała się w nim w każdej wspólnej chwili i każdego, kolejnego dnia na nowo, znów i znów... Czuł całym swoim istnieniem jej oddanie, czuł jej uczucie i chyba teraz nie potrzebował już słów na potwierdzenie tego, choć przecież tak bardzo pragnął je usłyszeć. Jednak dziś nie potrafiłby na niej tego wymóc, zresztą nawet nie chciał. Miał je w każdym geście, w każdym drżeniu ciała, w idealnie wyczuwalnej reakcji na choćby dotyk. Ale ona nie chciała już dłużej zwlekać, uznając, że właśnie teraz jest ta idealna chwila, ten moment i wiedziała, że doskonalszego nie będzie. Stali u progu swojej wspólnej przyszłości, choć bez żadnych deklaracji, to jednak oboje czuli, że połączyło ich coś wyjątkowego…
            - Bill… - szepnęła po chwili.
            - Hmm…? – mruknął tylko uchylając powieki i uniósł się na łokciu, żeby na nią spojrzeć. Zupełnie jakby wyczuł, że chce mu powiedzieć coś bardzo ważnego. Nikłe światło pomarańczowych świec padało na wpatrzone w nią oczy, te, które tak bardzo pokochała i odbijając się w nich sprawiało, że emanowały wyjątkowym blaskiem. Patrzyła w nie, nic nie mówiąc. Wyczekiwał, czując lekkie, ale przyjemne napięcie, które rozpływało się na jego skórze pokrywając ją delikatnym dreszczem.
            - Kocham cię… - wyszeptała, kładąc mu palec na ustach, zupełnie tak samo jak wtedy w jej mieszkaniu podczas ich pierwszych zbliżeń. Nie chciała, by w tej chwili mówił, bo ona pragnęła wreszcie wyrzucić z siebie wszystko, o czym chciała mu powiedzieć. Była pewna, że jeśli teraz nie zdobędzie się na tę odwagę, znów to wszystko może odbiec w czasie. – Kocham, ale jednocześnie tak bardzo się boję. Boję się, że nam się nie uda, że będziemy cierpieć, ale kocham… Kocham tak bardzo…
            Patrzyła na niego mając świadomość, że uszczęśliwiła go tym wyznaniem i nie myliła się. Jego serce… Tak młode, a już tak silne, gotowe na wiele – pęknięcia, rysy, szybsze jego bicie… Ale to, co właśnie przez zmysł słuchu dotarło do jego świadomości sprawiło, że to samo serce zaczęło tłuc mu w piersi jak oszalałe, jakby za chwilę miało się z niej wyrwać, jakby chciało połączyć się z jej. A potem zatrzymało się na chwilę, aby znów zacząć bić tylko dla niej…       
            Jeszcze nigdy nie doświadczył czegoś tak obłędnego... Euforia jaka go teraz ogarnęła, była niczym wulkan, który właśnie wyrzucił z siebie lawę w postaci ogromu szczęścia.
            - Mój Boże… - jęknął zdławionym głosem, czując, że przez te emocje zapomniał, jak wydobyć z własnej krtani dźwięk. Ta wzajemność chwyciła go teraz za gardło, całkowicie obezwładniając. – Moja kochana, najdroższa! – krzyknął po chwili, kiedy wreszcie świadomość tego, co się stało na dobre do niego dotarła i porwał ją w ramiona. - Tyle na to czekałem! Ludzie, słyszycie mnie?! Ona mnie kocha!!! – Teraz wrzasnął z całych sił i śmiał się radośnie, przez łzy, które delikatnie rozmyły mu obraz ukochanej kobiety. Babette udzieliły się jego emocje, śmiała się razem z nim. Nigdy nie spodziewałaby się, że zareaguje tak spontanicznie i tak cudownie. Ta jego euforyczna radość, reakcja na jej słowa, i to jakie właśnie dała mu szczęście było ważniejsze od jej własnego. Sama nie wiedziała, dlaczego właśnie w tej chwili wspomniała dzień, kiedy przyszło im się spotkać przypadkowo pierwszy raz w hallu telewizji. Gdyby ktoś wówczas powiedział jej, w jaki sposób połączą się ich losy i jakim uczuciem się obdarzą, nigdy by w to nie uwierzyła…
            On tymczasem upajał się swoim własnym szczęściem, obsypując ją niezliczoną ilością pocałunków.
            - Przestań wariacie, zacałujesz mnie! – śmiejąc się próbowała nieudolnie protestować. Tak naprawdę chłonęła jego reakcje, starając się bardzo wnikliwie zapamiętać te wspólne chwile, tak istotne i tak dla niej ważne.
            - Będę cię nosił na rękach i będę cię kochał do końca życia… - wyznał chłopak już poważnie, opadając w końcu na poduszkę tuż obok niej, po czym wsparł głowę na dłoni.
            - Nie mów tak… To nie jest teraz potrzebne do niczego. – odparła, odwracając w jego stronę głowę. To co właśnie powiedział, wydało jej się niedorzecznością. Jeśli przez takie właśnie słowa chciał ją jakoś do siebie przywiązać, nie musiał się trudzić. I tak jej serce należało do niego, bez względu na to, czy ta „wielka miłość” zniknie za miesiąc, czy za dwa. Nie chciała i nie potrzebowała od niego żadnych deklaracji.
            - Ale ja wiem co mówię Babette, ja to czuję… - odpowiedział pewnie, czym odrobinę ją zirytował.
            - Nie wątpię. Teraz może to czujesz, masz wrażenie, że kochasz prawdziwie i na zawsze, ale za jakiś czas może być zupełnie inaczej. Poznasz młodszą, którą pokochasz, a ja zrozumiem. – uniosła się na łokciach. Temat robił się grząski i niebezpieczny. Teraz on zaczynał się denerwować. Czemu poddawała pod wątpliwość jego uczucia? Skąd mogła wiedzieć, jaka jest jego miłość? Dlaczego tak usilnie twierdziła, że to tylko krótkotrwałe zauroczenie? Spojrzał na nią z wyrzutem i pokręcił przecząco głową.
            - Nie… Nie będzie żadnej młodszej, żadnej innej. Znam siebie. Podobałaś mi się od dawna, odkąd tylko zobaczyłem cię w programie, jednak wtedy byłaś tylko fantazją, chociaż wiedziałem, że kiedyś w końcu spotkam cię. Przecież sam dążyłem do tego, aby znów pojawić się w programie, od kiedy zaczęłaś go prowadzić. Jednak tego dnia, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem cię na żywo i niechcący potrąciłem na korytarzu, to spadło na mnie jak grom z jasnego nieba. Od tamtej chwili nie mogłem przestać o tobie myśleć… To dlatego wynalazłem pretekst, aby się wtedy z tobą spotkać, rozumiesz?
            Uśmiechnęła się teraz czule, bo właśnie przed chwilą wspominała to zdarzenie. Nie przyznała się jednak, że on także wówczas zaintrygował ją, choć to nie było nawet jeszcze zauroczenie. Dla niej był wówczas tylko pięknym chłopcem, nigdy wcześniej nie interesowała się nim, choć słyszała o zespole i widziała go.
            - Dobrze już… - Chciała go uspokoić. Bardzo żarliwie starał się przekonać ją o wielkości jego uczucia. Wierzyła w nie teraz, ale nie wierzyła, że mogłoby być trwałe. Czy taki chłopiec mógłby zakochać się już na całe życie? Możliwe, jednak to, że właśnie on miałby nosić ją w sercu już zawsze, było wręcz nieprawdopodobne i wcale nie dlatego, że miała go za infantylnego i niezdolnego do tak wielkiego uczucia. Po prostu w jego sytuacji, kiedy tak wiele pokus miał na wyciągnięcie ręki, uwierzyć, że będzie umiał od tego wszystkiego się powstrzymać, byłoby wręcz szaleństwem.
            - Cokolwiek się jednak zdarzy, chcę żebyś coś wiedział… - popatrzyła mu prosto w oczy.  – Jeżeli kiedyś nasze drogi rozejdą się, w moim sercu pozostaniesz na zawsze. Będziesz w nim nieśmiertelny…
            Wpatrywał się w nią przez moment bez słowa, jakby analizował coś w myślach. Tę chwilę euforycznego szczęścia przyćmiły teraz wspólne rozważania. On, pewny swojego uczucia, obawiał się, czy w końcu wobec jej deklaracji będzie tym jedynym w jej życiu, a ona nie wierzyła, że otrzymała od niego w podarunku serce pełne miłości do niej, już na całe życie.
            - Ja wiem jedno: nigdy nie przestanę cię kochać… – odpowiedział w końcu cicho. - Jesteś moją pierwszą, prawdziwą miłością. Jesteś tą, którą kocha się zawsze… Nie chcę i nie będę chciał innej, przekonasz się. Ja po prostu nie umiałbym już bez ciebie żyć…
            Nie wiedziała co ma odpowiedzieć, więc milczała. To wyznanie w jego ustach brzmiało tak szczerze, tak prawdziwie, ale mimo wszystko dziś nie wierzyła, że mógłby pokochać ją w tak wyjątkowy sposób. Nie odpowiedziała mu już jednak nic, nie chcąc wdawać się z nim w polemikę na temat wielkiej miłości. On tymczasem także zamilkł, lecz jego myśli zaczęło zaprzątać coś zupełnie innego, coś co jednocześnie stawało się udręką. Zastanawiał się teraz, co dalej? Jak ma sprawić, aby była z nim i tylko z nim, bo przecież ktoś kto kocha, nie chciałby się z nikim dzielić ukochaną osobą. Właśnie wyznała mu miłość, miał więc prawo domagać się, aby odeszła od tamtego, jednak czy teraz był na to odpowiedni moment? Jakąś dłuższą chwilę zmagał się z tą myślą, czy w ogóle podjąć teraz ten temat. Nie chciał być obcesowy, nie chciał naciskać, ani żądać, ale pragnął zapewnienia, jakiejś deklaracji, dlatego też zaczął nieśmiało:
            - Co z nami będzie?
            Wiedziała, po prostu czuła instynktownie, że w końcu o to zapyta. Obawiała się, że jeszcze dziś podejmie ten temat, jednak rozumiała go. Ten układ nie był dla niego łatwy, dla niej tym bardziej. Było tyle przeszkód… Postanowiła szczerze mu wszystko wytłumaczyć.
            - Wiem co chciałbyś teraz usłyszeć, ale nie mogę ci tego obiecać… - powiedziała z trudem uciekając spojrzeniem gdzieś w bok. W lot pojęła do czego zmierza, więc czemu teraz nie miałby pytać wprost?
            - Dlaczego? Przecież powiedziałaś, że mnie kochasz. A ja kocham ciebie, więc nie rozumiem czemu mi także nie powiesz, że chcesz być ze mną?
            Westchnęła. Dopiero teraz wszystko zacznie się na dobre plątać…
            - Bo cię kocham, i to bardzo… I tak, chciałabym z tobą być, ale nie mogę… To wszystko nie jest takie proste… - kontynuowała. – Nie mogę go teraz zostawić… Nie mogę…
            - Nie teraz, więc kiedy? – uniósł się nie kryjąc zdziwienia. Już niczego nie rozumiał… Dla niego wszystko było klarowne i jasne, oczywiste. Przecież go kochała, więc tak samo jak i on, pragnąć musiała wyłączności. I skoro go kochała, jak mogła sypiać z tamtym? Dlaczego nie mogła z nim być, bo co? Tysiące wyrzutów cisnęło mu się na usta, jednak nie chciał zaogniać tego wszystkiego niepotrzebnymi pytaniami, wolał poczekać na jej wyjaśnienie.
            - Nie wiem kiedy, po prostu spróbuj mnie teraz zrozumieć, jesteś jeszcze taki młody, w dodatku niepełnoletni, jak ty sobie to wszystko wyobrażasz...? Zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobi ze mną opinia publiczna?
            - To tylko rok, za rok skończę osiemnaście lat... Przecież nie musimy się oficjalnie ujawniać.
            - Jest jeszcze drugi aspekt tej sprawy. Kiedy ty skończysz osiemnaście lat, ja wtedy będę miała dwadzieścia dziewięć, a wkrótce trzydzieści...
            - Ale mnie to nic nie obchodzi, rozumiesz?! – niemalże krzyknął. – Nie ważne czy masz dwadzieścia, czy trzydzieści lat, ja ciebie kocham, pokochałem cię bez względu na wiek, to nie jest istotne! – był wzburzony i nie rozumiał teraz tego jej argumentu. Nie chciała z nim być ze względu na tę cholerną różnicę wieku? Przecież to w ogóle mu nie przeszkadzało, zresztą od zawsze wolał starsze dziewczyny, te młodsze były głupie i infantylne.
            - Cholera, Bill! To nie jest jakieś dwa lata, dzieli nas przepaść, to jest pieprzone jedenaście lat! – teraz ona się zdenerwowała. Znów docierała do niej bolesna prawda i myśl, że kiedyś spotka młodszą i ją zostawi, a to byłoby dla niej zbyt bolesne.
            Wstała, założyła szlafrok i bez słowa zeszła na dół do kuchni. Chciała go uszczęśliwić swoim wyznaniem, a tymczasem wszystko obróciło się przeciwko niej. Teraz zaczną się żądania, stawianie warunków, a jako argumentu zawsze użyje tego, że przecież go kocha.
            Wiedziała, że taka rozmowa prędzej czy później będzie nieunikniona i wyprowadzi ją z równowagi, ale musiała mu w końcu powiedzieć o tym co czuje, nie mogła tego kryć w nieskończoność...

5 komentarzy:

  1. Powiem tak... czytałam komentarze na fb i uwierz mi... ja tez się popłakałam pomimo tego, że nie czytam tego po raz pierwszy. :P Także teraz już jestem pewna na 100% tego, że na końcu to będę wyc jak głupia. xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiesz, że będzie masa innych powodów do płaczu i wiem, jakie swego czasu lały się łzy, chociaż, może przez te parę at opowiadanie straciło na wartości?

      Usuń
    2. Nie straciło na pewno! Jestem pewna, że jeszcze w wielu momentach będę płakać... No ale ja na końcu za każdym razem jak to czytałam (chyba 2 w sumie xD) to wręcz wyłam i nie mogłam się uspokoić... :P Także ten... ja nie wiem jak Ty to robisz, ale na pewno robisz to dobrze :P

      Usuń
  2. No i w końcu to powiedziała. Już się nie mogłam doczekać aż to powie. Niech rzuci Martina i będzie z Billem.
    No i mogę śmiało powiedzieć, że Bill mnie zaskakuje w tym opowiadaniu. Coraz bardziej podoba mi się to opowiadanie.
    Już się nie mogę doczekać kolejnego odcinka.
    Mam nadzieję, że nastąpi to dosyć szybko :)
    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że ja stworzyłam takiego innego Billa, trochę romantycznego, trochę porywczego, ale przede wszystkim cudownie kochającego. Choć najbardziej podoba mi się w kontynuacji tego opowiadania, jest bardziej stanowczy i umiejący walczyć o swoje.

      Usuń