wtorek, 23 lutego 2016

Rozdział XVII

Rozdział XVII


„Słuchaj jak dwa serca biją
co ludzie myślą - to nieistotne..
Kochaj mnie,  kochaj mnie nieprzytomnie…
Jak zapalniczka płomień,
jak sucha studnia wodę…”
Perfect – „Kołysanka dla nieznajomej”

           
            Nerwowo przeglądała szuflady i szafki w poszukiwaniu papierosów. Sytuacja mocno ją podenerwowała i musiała zapalić, a nie chciała wracać na górę i prosić Billa o fajkę. Odetchnęła z ulgą, kiedy wreszcie znalazła jakąś paczkę z kilkoma papierosami. Wyszła do ogrodu i usiadła na leżaku, wciągając w płuca potężną dawkę białego dymu. Zerknęła w okno swojego pokoju w którym go zostawiła. Zupełnie nie wiedziała co ma teraz zrobić, jednak przecież nie chciała odejść od Martina, potrzebowała go i miała w tym swoje własne cele, przecież nie mogła do cholery związać się z dzieciakiem, mimo, że kochała właśnie jego. Wiedziała, że na dłuższą metę tak się po prostu nie da, ale czy miała teraz jakieś wyjście? Będzie musiała jakoś uspokoić Billa, obiecać mu coś, jakoś to wszystko przetłumaczyć.
            - Nie wiedziałem, że palisz... – usłyszała za sobą jego głos.
            - Nie palę nałogowo, tylko czasami – odpowiedziała oschle.
            - Dlaczego przed tym uciekasz? – zapytał. – Wiesz, że nie odpuszczę, uparty jestem.
            - Bill, ja nie uciekam, ja po prostu nie umiem cię przekonać...
            - Ale do czego ty chcesz mnie przekonać? – zapytał nieco podniesionym głosem.
            - Proszę cię, ciszej. – zganiła go.
            - Czy to takie dziwne? Skoro się kochamy, to dlaczego nie chcesz być ze mną? – kontynuował.
            - Chcę być z tobą, przecież jestem i będę, ale nie mogę być z tobą jawnie...
            - Jak to jesteś? Wiesz, że nie chodzi mi o takie chwile. To nie jest związek, póki co jestem tylko twoim kochankiem. – kucnął przy leżaku, patrząc na nią wyczekująco. – Wciąż uciekasz od tematu. Dlaczego nie chcesz go zostawić?
            Usiadła i zbliżyła do jego twarzy swoją, starając się wytłumaczyć mu to wszystko najdelikatniej jak potrafiła:
            - Posłuchaj mnie teraz, ale nie przerywaj... Przede wszystkim nie możemy się ujawnić, że coś nas łączy, chyba to rozumiesz, prasa, telewizja, twoje fanki... Druga sprawa; czułam, że będziesz oczekiwał ode mnie, że odejdę od Martina i liczyłam się z tym, ale zrozum, nie mogę teraz od niego odejść, jestem mu zobowiązana, dzięki niemu awansowałam, mogłam się rozwijać i dostałam program, a poza tym na razie tak będzie lepiej... Jeśli z nim będę nikt nie będzie niczego podejrzewać. – zakończyła.
            - Dla kogo będzie lepiej Babette, dla kogo? – zapytał z wyrzutem, zupełnie jakby nie słysząc jej ostatniego zdania. – Czy ty się w ogóle słyszysz?
            - Bill, proszę cię, zakończmy ten temat, bo to nie ma sensu, ty nie potrafisz mnie zrozumieć, widzisz tylko siebie!
            - Ja widzę siebie?! – zirytował się chłopak. – To ty widzisz siebie! Dokąd zamierzasz tak go oszukiwać z tej twojej wdzięczności? Uważasz, że to jest w porządku?
            Spojrzała na niego wzrokiem pełnym zaskoczenia. Zdawała sobie sprawę z tego, że użyła złych argumentów, ale jak mogła mu powiedzieć, że Martin daje jej poczucie bezpieczeństwa i, że po prostu boi się od niego odejść? Poza tym nie mogła stwierdzić, że jest jej zupełnie obojętny, mimo, że to co czuła do Martina zupełnie nie było podobne do uczucia, jakim obdarowała Billa. To była raczej wdzięczność i przywiązanie, i to uczucie nie miało nic wspólnego z miłością. Zrozumiała to dopiero w momencie, kiedy uświadomiła sobie jak bardzo kocha tego chłopca, który teraz robił jej wyrzuty...
            Zastanowiła się przez chwilę nad tym, o czym pomyślała. W tej chwili sama przed sobą mogła właściwie śmiało przyznać, że jedyną przeszkodą, przez którą nie mogła z nim być, jest ta nieszczęsna różnica wieku. Gdyby nie to, pewnie nie zastanawiałaby się ani chwili.
            - Muszę z nim zostać, przynajmniej na razie, bo gdy od niego odejdę i nie zwiążę się z nikim, ludzie zaczną spekulować dlaczego jestem sama, zaczną się domysły i podejrzenia, zaczną mnie baczniej obserwować, a wtedy łatwiej będzie im dostrzec co nas łączy. Powiedzą że cię uwiodłam, bo jesteś nieletni i cała wina spadnie na mnie, naprawdę tego chcesz...?
            Zdawać by się mogło, ze teraz dopiero użyła odpowiedniego argumentu. Popatrzył na nią niepewnym wzrokiem i chociaż było mu bardzo trudno, starał się teraz ją zrozumieć. Ta presja, ta cholerna presja otoczenia... Miała rację… Przecież gdyby ktokolwiek się o nich dowiedział, wszyscy za ten romans rozszarpaliby właśnie ją. Ta furia w jego spojrzeniu złagodniała, a Babette odetchnęła z ulgą czując, że chociaż po części udało się jej go tym przekonać.
            - Ale ja nie chcę się tobą z nim dzielić, chcę być częścią twojego życia – wyszeptał czule, całując jej rękę.
            - Nie będziesz się mną dzielił, obiecuję. A częścią mojego życia już jesteś, przecież się spotykamy, wyjedziemy niebawem na koncerty, spędzimy ze sobą masę czasu. Zobaczysz, będzie wspaniale... – próbowała jakoś złagodzić fakt, że musi na razie zaakceptować taką sytuację. Nie zapytał czy kocha Martina, nie czuł takiej potrzeby, przecież przed godziną wyznała miłość jemu, więc to było dla niego oczywiste, że kocha tylko jego. Jednak, pomimo iż w pewnym sensie zrozumiał ją, to wszystko wciąż nie dawało mu spokoju.
            - Ile to będzie trwało? – zapytał zaczynając drążyć wszystko na nowo.
            - Na pewno jakiś czas... – odpowiedziała wymijająco.
            - Jakiś czas... – powtórzył jak echo. – Chcę wiedzieć konkretnie!
            - Bill, nie żądaj ode mnie w tej chwili takich deklaracji, obiecuję, że kiedyś odejdę od niego, ale nie powiem ci teraz kiedy to nastąpi – odpowiedziała, bez chwili wahania.
            - Dobrze, poczekam, ale nie będę cierpliwy… Ta myśl, że z nim sypiasz, że cię dotyka… - wzdrygnął się mówiąc o tym i zawahał. - Wcześniej, to było co innego, ale teraz… Nie wiem jak ja to zniosę…
            W jego głosie dało się wyczuć nutkę goryczy, żalu i zazdrości. Nie będzie mu łatwo żyć z tą świadomością, zdawał sobie z tego doskonale sprawę. Będąc z dala od niej, będzie zasypiał i budził się z tą myślą.
            - Zniesiesz, bo będziesz wiedział, że bardzo cię kocham… Nie będę z nim sypiać, obiecuję. - uśmiechnęła się czule. – Chodźmy do domu, zmarzłam…
            Nie wierzył jej słowom. Który mężczyzna będąc w związku tolerowałby ciągłe wymówki ukochanej, nawet zakładając, że w taki sposób chciałaby go jakoś od siebie odsunąć? Nie wierzył, że będzie trzymać go na dystans, choć w tej chwili tak bardzo chciał w to uwierzyć…
            Pomógł jej podnieść się z leżaka, a gdy już wstała, objął ją i podążyli w stronę domu. Wiedział, że dla niej jest w stanie znieść wiele, ale czy zniesie naprawdę wszystko…? Wkrótce miał się o tym przekonać.

~

            „A jednak udało mu się...”, myślał Tom, szarpiąc struny swojej ukochanej gitary. Kiedy w środku nocy Bill obudził go telefonem, był wściekły i nawet złajał go, że takie rewelacje mogły poczekać do rana, ale kiedy teraz sobie wszystko na spokojnie przemyślał, wcale mu się nie dziwił. Kto wie, czy sam nie zadzwoniłby do niego o każdej porze, gdyby ukochana kobieta wyznała mu miłość. Kiedy Bill mu o tym mówił, był w takiej euforii. Tom wyobrażał sobie, jak błyszczały mu oczy, i nawet trochę żałował, że nie było go wtedy przy nim, ale i tak bardzo się cieszył szczęściem brata. Wierzył, że nie oszukała go, że naprawdę go kocha, przecież nie po to tyle zwlekała z tym wyznaniem, żeby teraz okłamywać. Nie zapytał go nawet o tę najważniejszą rzecz, czy wreszcie będą razem i jak potoczyła się ta rozmowa. Pomyślał teraz, że przecież jeszcze zdąży. Jednak pomimo wszystko, nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to wszystko nie będzie takie proste i nadal nie do końca jej ufał. Z zadumy wyrwał go odgłos pukania do drzwi, zza których odezwała się mama:
            - Tom, mogę wejść?
            - Jasne – odpowiedział.
             Kiedy weszła usiadła na wprost i badawczo zaczęła mu się przyglądać. Popatrzył na nią uważnie, zastanawiając się, co mogło się stać. Ta mina i to spojrzenie nie wróżyły niczego dobrego.
            - Coś się stało? – zapytał niepewnie.
            - Mam nadzieję, że nie, ale czy możesz mi właściwie powiedzieć, gdzie tak naprawdę jest Bill?
            Toma zatkało, poczuł, jak oblewa go gorąco i zastanawiał się, co mama może wiedzieć i jeśli już coś wie, to skąd?
            - No jak to gdzie? W Berlinie. – odparł pewnym tonem. Doskonale wiedział, że właśnie teraz musi zachować zimną krew.
            - Jeśli nawet, to na pewno nie na lekcjach śpiewu. Próbowałam się do niego dodzwonić, ale ma wyłączony telefon.
            Tom wyprostował się teraz i odłożył gitarę. Jednak matka musiała coś wiedzieć, co jej odpowie, jeśli zapyta wprost?
            - Słuchaj Tom, wiem, że go kryjesz, ale dzwonił do mnie David i pytał jak wypoczywacie.
            Jasna cholera, tego nie przewidzieliśmy”, pomyślał chłopak.
            - Ja się naprawdę o was boję, więc gdzie jest? – ponowiła pytanie z troską w głosie.
            - No dobra, jest u dziewczyny...
            - U dziewczyny? U jakiej znów dziewczyny? Gdzie?! – kobieta zerwała się na równe nogi.
            - Mamuś wyluzuj, jest u niej, w bezpiecznym miejscu. Wyjechali razem do jej domku nad morze. Fanki go nie odnajdą i nie stratują, a antyfani nie zadźgają, bez paniki! – znając już jej obawy, odpowiedział Tom ze stoickim spokojem, znów kładąc na kolanach gitarę. Nie mówił dokładnie gdzie jest, tego powiedzieć już nie mógł, ale matka drążyła.
            - Ale co to za dziewczyna, znasz ją? I gdzie on właściwie jest?
            - A znam ją, pewnie że znam, to niezła laska… – uśmiechnął się szelmowsko.
            - Tom, przestań! Chociaż przez chwilę byłbyś poważny. – oburzyła się.
            - Ale ja wcale nie żartuję, to naprawdę fajna laska.
            - Tom! – krzyknęła matka.
            Widział, że trochę wyprowadził ją swoim luzackim podejściem z równowagi, ale chciał jakoś załagodzić tę sytuację, sprawić, że matka nie będzie wypytywać i wyciągać z niego informacji na siłę. Wiedział, że niczego jej nie powie, ale też chciał uniknąć nagabywania. Któż mógł się spodziewać, że w międzyczasie wszystko się wyda? „Że też David musiał akurat teraz zadzwonić”, pomyślał. Musiał jednak jakoś z tego wybrnąć, ale tak żeby nie zawieść brata.
            - Przykro mi mamo, ale nie mogę ci nic więcej powiedzieć, wróci to sama go spytasz. Jeśli będzie chciał, to ci opowie. Zapewniam cię tylko, że jest w bezpiecznym miejscu. – odrzekł chłopak poważnym tonem.
            - Eh, ta wasza solidarność! – oburzyła się kobieta i wyszła z pokoju.
            - Tylko się mamuś nie obrażaj! – krzyknął Tom, kiedy była już za drzwiami chichocząc pod nosem.
            „To się porobiło…” , zastanowił się. Zaczął teraz kombinować co powiedzą Davidowi, przecież oczywiste było, że matka musiała mu się wygadać o tym kłamstwie z lekcjami śpiewu. Tamten z pewnością będzie go wypytywał o to dokąd pojechał i dlaczego skłamał. Zastanowił się, czy przypadkiem nie zadzwonić do Billa i nie uprzedzić go o wszystkim. Jednak po namyśle zdecydował, że nie będzie psuł bratu nastroju i opowie mu o wszystkim, jak już ten będzie miał wrócić.

~


            Było już prawie południe. Babette przebudziła się i  poczuła bliżej nieokreślony, przyjemny zapach. Sięgnęła ręką na poduszkę, gdzie spał Bill, ale jego już tam nie było. Otworzyła oczy i to co zobaczyła, przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Niemalże na całej powierzchni łóżka i na podłodze wokoło niego, rozrzucone były starannie różnokolorowe, pachnące kwiaty i pąki pozbawione łodyżek, a na komodzie stał w wielkim wazonie ogromny bukiet, do którego przyczepiony był bilecik. Jeszcze nigdy, żaden mężczyzna nie sprawił jej tak wspaniałej niespodzianki. Owszem, dostawała kwiaty, ale ten gest był wyjątkowy. Przecież on dosłownie ją nimi obsypał… Delikatnie wysunęła nogi spod kołdry, żeby nie zburzyć pokrywającej ją kwiatowej powłoki, narzuciła szlafrok i przeczytała bilecik przy bukiecie: „Dla mojej jedynej miłości, Bill”. Wzruszenie mocno zacisnęło pętlę wokół jej szyi, a także sprawiło, że oczy zaszły łzami. Był niesamowity… Ujmował ją każdym gestem, a ona…? Nie była go warta, nie była warta jego uczucia, ani niczego dobrego, co spotykało ją z jego dłoni. Kochała go, naprawdę kochała go całym sercem, tak bardzo chciała dać mu szczęście, ale bała się, że nie potrafi, że pomimo tego, co do niego czuje, kiedyś go skrzywdzi. Tak, teraz jest pięknie, ale te ich romantyczne wakacje przecież się wkrótce skończą, będą musieli wrócić do swojej nietypowej codzienności, przyjdzie rozłąka, bolesna dla obydwojga. Czy będą umieli jakoś poukładać te wszystkie dni bez swojej obecności..? 
            Po cichutku zeszła na dół, aby zobaczyć, gdzie może być Bill. Stanęła w drzwiach kuchni i ciepło się uśmiechnęła, kiedy zobaczyła jak starannie ustawia coś na tacy. Wtedy odwrócił się i zobaczył ją.
            - Oj, Babette ... – jęknął. - Wszystko zepsułaś... Po co wstałaś? Chciałem ci podać śniadanie do łóżka...
            Rozczulił ją tymi słowami jeszcze bardziej.
            - No, fajnie mnie witasz – uśmiechnęła się, wolno do niego podchodząc. Jedynym, o czym marzyła w tej chwili były jego ciepłe ramiona, w jakie zapragnęła się teraz wtulić. Objął ją mocno i czule musnął na powitanie jej miękkie usta.
            - Dobrze się spało?
            - Cudownie się spało, a jeszcze cudowniej wstawało, dziękuję...
            Patrzył na nią z ogromną czułością i delikatnie, jednym palcem odgarnął jej z czoła niesforny kosmyk włosów. 
            - Wiesz… Kiedyś obiecałem sobie, że jak mnie pokochasz, to obsypię cię kwiatami, więc zrobiłem to, spełniając swoją własną obietnicę - zatonął spojrzeniem w jej oczach i dodał po chwili. – Obiecałem też sobie, że zrobię wszystko, żebyś była tylko moja…
            Spoważniała, kiedy wypowiedział te słowa i wcale nie dlatego, że nie były jej miłe, ale dobrze wiedziała, do czego znów to wyznanie doprowadzi, dlatego też chciała zdusić to w zarodku, aby nie psuć tak pięknie rozpoczętego dnia.
            - Proszę cię, Bill… Rozmawialiśmy już na ten temat i w pewnym sensie przyznałeś mi rację.
            - W pewnym sensie… – wycedził. – Ale wiesz, że będę to drążył? Nie odpuszczę…
            - Chcesz mnie zadręczyć? – zapytała z wyrzutem.
            - Nie… Nie zamierzam zadręczyć cię. Ja nie wytrzymam tego, nie zniosę go przy tobie… Jak ty byś się czuła, gdybym to ja miał jakąś kobietę? Ale ciebie zwyczajnie to wcale nie obchodzi, jak czuję się ja. – odpowiedział oschle.
            - Bill, do cholery! Jeśli myślisz, że ja czuję się z tym cudownie, że nie mam poczucia winy, to wcale mnie nie znasz! – krzyknęła rozdrażniona i nie czekając na odpowiedź pobiegła na górę. Jednym ruchem ręki, szarpnęła kołdrę strząsając z niej kwiatową powłokę i usiadła na łóżku z którego zaraz osunęła się na podłogę. Rozpłakała się. Poczuła się bezradna jak nigdy dotąd. To wszystko było takie skomplikowane… Myślała, że decyzja o odejściu od Martina jest jeszcze bardzo odległa, a jednak jedno jej wyznanie tak bardzo przybliżyło ją w czasie. Doskonale zdawała sobie sprawę, że Bill nie odpuści i wcale nie dziwiła mu się. Po tych jego słowach sprzed kilku minut rozumiała go jeszcze bardziej. Sama nie zniosłaby świadomości, że przebywa w towarzystwie innej, która być może dotyka go, całuje, sypia z nim.
            Jednak ona jeszcze nie była gotowa na odejście od Martina i tak do końca nie miała pojęcia dlaczego. Kiedyś na pewno to nastąpi, ale jeszcze nie teraz… Teraz nie mogłaby mu tego zrobić, chociaż zdradzanie go było czymś o wiele gorszym.
            Siedziała tak pogrążona w swoich rozterkach dobre kilkanaście minut. Z początku była pewna, że Bill zaraz przyjdzie, jednym spojrzeniem osuszy jej łzy, pocieszy i przytuli, powie, że przeprasza. Myliła się. W miarę upływu czasu traciła na to nadzieję. Na pewno zrobiłby tak Martin, ale Bill…? No właśnie… Jeszcze nie znała go z tej strony, zupełnie nie wiedziała jak zachowa się w takiej sytuacji.
            Ale Bill nie zamierzał do niej teraz biec, ani jej przepraszać. Nie sądził, że ma za co i nie czuł się winny, wręcz przeciwnie; uważał, że to ona nie jest w porządku. Co prawda wczoraj częściowo się z nią zgodził, ale powiedział jej też, że nie będzie cierpliwy. Obiecała mu przecież, że odejdzie od Martina, kiedyś… Tylko kiedy to w ogóle nastąpi? Wszystkie jej obietnice miały posmak jakiejś dalekiej przyszłości, a on po prostu nie chciał czekać zbyt długo, i nie zamierzał się nią dzielić. Już sama myśl, że kiedy wrócą ona znów będzie z Martinem, sprawiała mu ból.
            Minęło dobre pół godziny, a Babette wciąż nie wracała. Chwilami miał ogromną ochotę pójść do niej, jednak szybko rezygnował, kiedy tylko przywoływał w myślach jej słowa. Gdyby choć zapewniła go, że w najbliższym czasie postara się uporządkować swoją sytuację, ale nie… Odpowiadała wymijająco, jakby celowo nie chcąc go uspokoić. Miał żal.
            Siedział na kanapie w salonie i bawiąc się pilotem przełączał kanały, kiedy Babette stanęła w drzwiach.
            - Wyjdziemy gdzieś? – spytała jak gdyby nigdy nic. Nie była radosna, doskonale wiedział, że płakała, ale postanowił pominąć to milczeniem i zachować się wobec niej chłodno. Czuł się urażony, zbywany głupimi argumentami. Był rozdrażniony i choć wiedział, że każda rozmowa na ten temat zakończy się podobnie, nie zamierzał odpuścić. Nie pozwoli na zawsze zepchnąć się do roli młodego kochanka, o nie… Może jeszcze nie dziś, nie teraz, ale niebawem dopnie swego i albo będzie jej jedynym, albo będzie musiała o nim zapomnieć. Jednak wcale nie wyobrażał sobie tego, wierzył, że jeśli będzie musiała wybrać, wybierze jego.
            - A co proponujesz? – zapytał oschle. Nie była zachwycona tonem jego głosu. Od wczoraj sprawiał jej przykrość, drążył ciężki temat i choć doskonale wiedziała, jak mu z tym źle, nie musiała właśnie teraz naciskać. Gdyby wiedziała, że jej wyznanie będzie miało taki skutek, zatrzymałaby to, co do niego czuje tylko dla siebie. Teraz uważał, że nabył do niej jakichś praw i może ot tak dyktować jej warunki. Na wszystko, na każdą decyzję potrzebowała czasu.
            Nie była przyzwyczajona do takiego zachowania, fakt, że czasem uległość Martina drażniła ją, lecz nigdy wtedy, kiedy wina leżała po jego stronie. Właśnie teraz uważała, że winny jest Bill, że on zupełnie niepotrzebne naciska i jego obojętność trochę ją zabolała.
            - Jeżeli tak podchodzisz do tego i masz zamiar ciągle to drążyć, to… - zawahała się. Patrzył na nią wyczekująco zastanawiając się co ma zamiar mu powiedzieć i ogarnęła go lekka panika. A jeśli chce mu powiedzieć, że tego nie wytrzyma? Zastanowił się nad sensem swojego postępowania, chyba naprawdę powinien trochę odpuścić, chociaż na jakiś czas i spokojnie pozwolić jej podjąć decyzję. - To będzie dla nas ciężka próba… - dokończyła po chwili.
            Teraz pomyślał, że to właśnie on sam zaczyna wszystko pieprzyć, zamiast cieszyć się wspólnym czasem i jej bliskością. To były przecież ich dni…
            Nie wytrzymał. Wstał i podszedł do niej, kiedy wciąż tkwiła w tym samym miejscu przy drzwiach. Otworzył ramiona i sprawił, że zatonęła w nich z ogromną ulgą. Ten jego gest bardzo wiele dla niej znaczył w tej chwili.
            - Przepraszam… - powiedział cicho, pieszcząc ustami jej skroń. – Jestem okropny, wszystko psuję… Naciskam, zamiast dać ci trochę czasu. Przepraszam…
            Wtuliła się w niego chowając twarz w jego tors, mocno go do siebie przyciskając, niemal z całych sił. Jego ciepło, zapach jego ciała przyjemnie otuliły jej zmysły. A jednak potrafił przyznać się do popełnionego błędu, nie powinien na nią naciskać, wszystko stanie się we właściwym czasie, z pewnością…
            - Ja po prostu kocham cię szalenie, nie mogę znieść, że on jest przy tobie. Tak bardzo chciałbym, żebyś była tylko moja…
            - Wiem, rozumiem… Przecież ja też nie zniosłabym żadnej dziewczyny w twoim życiu - uniosła na niego pełne troski spojrzenie i delikatnie dotknęła swoimi jego ust.
            Pierwsze spięcie w ich związku – o ile to, co ich w tej chwili łączyło można było nazwać związkiem - i pierwsza, ostrzejsza wymiana zdań, jaka miała miejsce wczoraj w ogrodzie. Był uparty w dążeniu do celu, od tej strony już zdążyła go poznać, przecież w końcu gdyby nie ta jego cecha, kto wie, czy do tej pory w ogóle do czegoś między nimi by doszło. Wiedziała, że nie będzie jej łatwo z nim być, a nim się na to świadomie zdecyduje, z pewnością przeżyje niejedno rozczarowanie. Nie lubiła także ulegać, a właśnie dziś zrobiła to schodząc do niego na dół. Niewątpliwie ten chłopak uczył ją pokory, jednak niczego by nie wskórał, gdyby nie pokochała go. Tylko uczucie mogło ją skłonić do tego, aby jednak odpuściła, choć nadal uważała, że wina leży po jego stronie.
Jednak teraz to nie było istotne… Ciepło i miękkość jego warg zawładnęła każdym jej zmysłem, znów sprawiając, że miękły jej uda.
            - Chodź, zjemy śniadanie i przejdziemy się gdzieś - powiedział w końcu odbierając jej przyjemność smakowania jego ust.
            - Dobrze, daj mi chwilkę - odparła.

~

            Ciepłe promienie ich prywatnego słońca znów spłynęły na nich, rozświetlając szarość poranka i rozpędzając ciemne chmury złości i nieporozumienia. Szli objęci, uśmiechnięci i szczęśliwi, cieszyła ich każda chwila wspólnie spędzanego dnia. Nie spieszyli się donikąd,  spacerkiem przemierzając kolejne ulice Marsylii.
            - Gdzie chcesz iść? Może coś pozwiedzamy? – spytała Babette.
            - Może później, ale teraz zaprowadź mnie tam gdzie jest dużo sklepów – uśmiechnął się Bill.
            - Sklepów? – zapytała zaskoczona. – A po co ci sklepy? Potrzebujesz czegoś?
            - Nie, ja nie, ale chciałbym coś kupić dla ciebie. – odparł stanowczo.
            - Mnie? – zaśmiała się. Chcesz mi zrobić jakiś prezent? A co chcesz mi kupić? – dopytywała.
            - Nie powiem ci teraz, chociaż i tak będziesz to musiała przymierzyć… - zatrzymał się i ze zrezygnowaną miną podrapał po głowie – Zapomniałem o tym szczególe.
            - To co ty chcesz mi kupić? Chyba nie sukienkę?
            - Nie, chcę ci kupić bieliznę w której chętnie bym cię zobaczył, a potem... Chętnie z niej rozebrał – mruknął jej do ucha, jednocześnie lekko je przygryzając, lecz nie zwróciła na to nawet uwagi.
            - Sugerujesz, że mam kiepską bieliznę? – Babette zatrzymała się i przymrużyła oczy.
            - Nie kochanie, masz piękną bieliznę, co prawda wolę cię bez bielizny, ale… - urwał w połowie zdania, widząc jak dziewczyna śmiejąc się zamachnęła się na niego.
            - No wiesz… Jesteś okropnie rozpustny!
            - Mam wspaniałą nauczycielkę… - objął ją na środku ruchliwej ulicy i bezceremonialnie pocałował.
            Spacerowali główną ulicą Canebiere, gdzie trwała ich powolna wędrówka od Dior’a przez Galerię Laffayette, po salony Yves Saint Laurent, Mango, Chanell, czy Lacroix. Już miała dość tej niezliczonej ilości przymiarek bielizny, a Billowi ciągle coś nie pasowało. Chyba jeszcze nigdy nie spotkała tak niezdecydowanego i wybrednego faceta, jak on. W końcu w jakimś bodajże piętnastym z kolei sklepie, zdecydował się. Kiedy wsunął głowę do przymierzalni, aż zacmokał z wrażenia. Dziewczyna miała na sobie komplet białej, koronkowej bielizny, która pięknie kontrastowała z jej opaloną skórą i leżała idealnie. Fason, styl i krój idealnie wpasowywały się w jego wyobrażenie i gust, ten komplet bardzo mu się spodobał. Po chwili pożerania jej wzrokiem, wpakował się do kabiny, napierając na nią całym ciałem.
            - Wiesz, że bywam niecierpliwy… - wymruczał, układając dłonie na jej biodrach.
            - W takim razie muszę nauczyć cię cierpliwości… - odpowiedziała cicho, starając się odsunąć, choć było to niezmiernie trudne, bo chłopak nie odpuszczał. – Przestań, proszę… Jest mało ludzi w sklepie, wszystko słychać…
            Istotnie, o tej porze dnia w salonie sprzedaży było może jakieś trzy osoby, spokojna muzyka grała bardzo cicho, więc chcąc uniknąć jakichś kłopotów musieli oboje się opamiętać. Jednak Bill niewiele robił sobie z jej słów, więc tym bardziej zachowanie zimnej krwi było niezwykle trudne. Nie potrafiła się oprzeć miękkiemu dotykowi jego wilgotnych warg, kiedy opadał muśnięciami na skórę jej ramion, kiedy pieścił szyję, a jego dłonie były pełne jej…
            - Nic na to nie poradzę, że tak na mnie działasz… - mruczał, delikatnie pociągając opuszką palca po nie osłoniętej części piersi. Zaciągnął się zapachem jej ciała, ocierając policzkiem o jej policzek, wciąż mocno zakleszczając dłonie na jej pośladkach. Nie mogła pozwolić mu na nic więcej, wiedziała to. To szaleństwo mogłoby się wówczas skończyć skandalem, a żaden tego typu rozgłos nie był im teraz potrzebny.
            Wyswobodziła się z jego ramion resztką sił.
            - Bill, nie… - powiedziała cicho, ale stanowczo. – Nie tutaj.
            - Oszaleję do czasu powrotu do domu… - jęknął.
            - Nic nie powiedziałam o powrocie do domu… – uśmiechnęła się tajemniczo.
            - No dobrze - odpuścił wycofując się z przymierzalni, pełen nadziei.
            Ekspedientka stojąca nieopodal przyglądała mu się bacznie, co spostrzegł i sympatycznie się do niej uśmiechnął. Zmieszała się nieco, ale odwzajemniła uśmiech. Gdy Babette wyszła z przymierzalni, kobieta badawczo przyglądała się im obydwojgu. Możliwe, że skądś kojarzyła jego twarz, a może po prostu go rozpoznała, jednak zachowywała się naturalnie. W końcu w tym mieście nie trudno było o przypadkowe spotkanie osoby medialnej.
            - Widzisz jak na nas patrzyła? Zastanawiała się pewnie, co robiłeś w tej przymierzalni z taką podstarzałą kobietą jak ja – skwitowała, kiedy już wyszli z zakupem ze sklepu. Bill właśnie nakładał ciemne okulary, ale słysząc jej słowa zamarł w bezruchu i spojrzał na nią wzrokiem pełnym wyrzutu. Chwycił ją za rękę i spojrzał prosto w oczy.
            - Nigdy więcej tak nie mów, słyszysz?
            - Ale przecież to prawda, ludzie zawsze będą nas tak postrzegali… - odparła spokojnie.
            - To nie ma żadnego znaczenia, co nas obchodzą jacyś ludzie? Przecież najważniejsze jest to, że się kochamy – wyrecytował jednym tchem, na końcu dodając po chwili na oddech. – A dla mnie zawsze będziesz piękna i młoda.
            Babette uśmiechnęła się tylko, nie odpowiadając nic ruszyła wolnym krokiem przed siebie, pogrążając w myślach. Nie rozumiał jej obaw, chociaż zdawał sobie sprawę, że czas nie stoi w miejscu, jednak był tak pełen optymizmu… Przecież kiedy ona z każdym rokiem będzie wyglądała coraz starzej, on jeszcze długo będzie piękny, młody… Jednak już nie wdawała się z nim w polemikę, bo i tak wiedziała, że teraz nie zdoła mu niczego przetłumaczyć, a drążąc jedynie mogła tylko zepsuć dobry nastrój obojga. Miał swoją teorię na ten temat, która wydawała mu się najlepsza.
            Dalsza część dnia upłynęła beztrosko; obiad w tej samej uroczej restauracji, potem wycieczka małym pociągiem wzdłuż wybrzeża, która była jedną z tutejszych turystycznych atrakcji, w końcu podziwianie amarantowego zachodu słońca w jednej z kamienistych zatok Les Calanques.
            Zapadł już zupełny zmrok i tylko światła starego portu migotały wesoło oświetlając subtelnie ich twarze. Siedzieli wtuleni w siebie na wygrzanych słońcem kamieniach, sycąc zmysły ciszą przerywaną odgłosami nocnego życia. Rozmawiali, to znów milczeli, po prostu będąc ze sobą, kiedy nagle Babette podniosła się i powolnym ruchem zaczęła rozpinać guziki bluzki.
            - Kąpiemy się? – zapytała o coś, na co w zasadzie już była zdecydowana. Dopiero teraz pojął dlaczego zaczęła się rozbierać, choć jeszcze przed chwilą myślał, że robi to z zupełnie innego powodu. W geście aprobaty skinął tylko głową, także pozbywając się ubrań.

            Morze było ciepłe i spokojne, nagrzane prażącym cały dzień słońcem. Zamoczyli stopy zatrzymując się tuż przy brzegu i trzymając się za dłonie. Właśnie wtedy wziął ją na ręce i chociaż nigdy nie wydawała mu się ciężka, teraz stwierdził że jest lekkim piórkiem. Popatrzyła w górę, w jej pięknych oczach odbijały się setki migoczących na bezchmurnym niebie Marsylii gwiazd. Nie wiedział jak potoczą się ich losy, ale w tym momencie pragnął zatrzymać w pamięci ten widok i pielęgnować go zawsze, jak najdroższe wspomnienie. Dlatego wpatrywał się w nią chcąc wyryć w sercu obraz jej rozmarzonego spojrzenia, nieść go ze sobą wszędzie i widzieć, kiedy tylko opuści powieki.
           
Stąpał wolno z każdym krokiem zanurzając ich ciała coraz głębiej. Zsunęła się lekko z jego rąk sprawiając, że spokojna jak jezioro tafla wody, wzburzyła się wokół nich. Babette zniknęła pod jej powierzchnią, aby wypłynąć tuż za nim. Zupełnie zdezorientowany w jej położeniu, nim spostrzegł gdzie jest, już poczuł jej gorące usta na swoich plecach, a dłonie na swoim torsie. Zupełnie niespodziewanie zaczęły napierać na jego umysł niedorzeczne myśli. Co zrobiłby, gdyby wymknęła mu się nagle i niepostrzeżenie, gdyby nie mógł z nią być, a byłby obok…? Już same przypuszczenia budziły w nim strach i szybsze bicie serca, to było wprost niewyobrażalne… Nie, teraz nie potrafiłby już bez niej zasypiać i budzić się. Nawet jeśli potem jej przy nim nie będzie, to zostanie świadomość, że jest gdzieś tam myślą i wspomnieniem wciąż przy nim, że do niego należy bicie jej serca…
           
Teraz jednak należało porzucić te okropne obawy, była blisko, przy nim… Oplatając dłońmi jego kark, a udami biodra, wspięła się wyżej. Woda unosiła ją ku celowi, który zamierzała osiągnąć. Z pełnych, słodkich warg, wysunął się język szukający drogi do rozkoszy w ustach kochanka, rozchylonych i czekających na chwile uniesień. W swoich poczynaniach zamierzała wyręczyć naturę, która poskąpiła dziś morzu jakże upragnionych fal. Całując go zapamiętale czuła zapach niedawno wypitego Beaujolais. Podtrzymał ją zachłannie za pośladki, podczas kiedy ona już zaczęła spijać z tętniącego pragnieniem, młodego ciała, każdą kropelkę słonej wody. Wystarczyło zaledwie kilka dni, a zaczęła należeć do niego ciałem, duszą, każdą pojedynczą myślą. Z każdą chwilą stawał się sensem jej życia… Teraz tu, w tej magicznej scenerii znów oddawała mu całą siebie, spełniając każdą jego zachciankę i każde marzenie.
           
Chłonęli te doznania, widzieli namiętnie wpatrzone w siebie oczy unosząc się jak zahipnotyzowani na falach swych pragnień, na falach które stawały się nieujarzmionym oceanem rozkoszy, zespolonych w miłosnym uniesieniu dwóch ciał, złączonych w nierozerwalną całość. Gdzieś z portu dochodziła cicha muzyka, a dwoje upojonych miłosną ekstazą zakochanych marzyło, aby ta chwila nie miała końca…

7 komentarzy:

  1. To jest właśnie ten okres, w którym Babette mnie najbardziej wkurzała i nadal mnie wkurza. Co prawda trochę ja rozumiem, ale i tak uważam ze jest nie w porządku w stosunku do Billa i do Martina. W ogóle to zastanawiam się czy gdyby nie pewne wydarzenia to ona w ogóle by Martinowi powiedziała. Jej jest w tym układzie cholernie wygodnie ehhh...
    No cóż... czekam na next. Bo chyba tam pojawi się już przyjaciółka Babette? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie się zastanawiam, jakby mogło być, gdyby nie tamto zdarzenie, o jakim zapewne obie myślimy (żeby nie uprzedzać faktów, bo pewnie nie wszyscy czytali ;)), ale myślę, że w końcu chciałaby zacząć żyć normalnie, jak każda kobieta.
      Tak, zerknęła i teraz będzie już akcja z Madlaine.

      Usuń
  2. Nie ma to jak mama która ci przypomina że masz dodać komentarz. :-D
    No to tak. Świetnie. Nic dodać nic ująć. Już niech będą razem na stałe. Martina nie lubie. Ale to już wiesz. Mam nadzieję że szybko będzie kolejny odcinek.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mama? Jak to? ;D
      Tak, wiem, że nie przepadasz za Martinem, ale mimo wszystko bardzo ją kocha, niewielu jest facetów, którzy by to znieśli. Ale o tym przekonasz się za jakiś czas.

      Usuń
  3. Uwielbiam ten świat, w który nas zabierasz z każdym nowym odcinkiem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie zapraszam na dalszą, długą podróż :*

      Usuń