czwartek, 4 lutego 2016

Rozdział XIII



                                       Rozdział    XIII



„Powiedz mi, że będzie dobrze.
Wmawiaj mi, że szczęście mam…
Odpędź ciemność chwil zwątpienia
i kochaj jak ten pierwszy raz.”
Kasia Kowalska –„Ten jeden raz”




         Usłyszała, jak Martin krząta się po kuchni. Z trudem uchyliła powieki: „O rany, już trzynasta...?”. Zaduch jaki panował w salonie zwiastował bardzo upalny dzień, co było dziwne jak na koniec lata. Zwlekła się z kanapy, kierując swe kroki do kuchni.
            - Dlaczego mnie nie obudziłeś? - z wyrzutem w głosie, zwróciła się do Martina. - Już do łóżka! - rozkazała mu po chwili.
            - Cześć... - uśmiechnął się, całując ją na powitanie w czoło. - Nie chciałem cię budzić, tak słodko spałaś...
            - Marsz do łóżka! - nakazała mu znowu z uśmiechem. - Nic by się nie stało jakbym trochę nie dospała po imprezie, a ty musisz się porządnie wyleczyć.
            - No właśnie, jak tam wczoraj było? - spytał Martin.
            - Dość sympatycznie. - odparła Babette, bez najmniejszej oznaki zażenowania. - Spotkałam kumpla z czasów studiów i trochę dotrzymał mi towarzystwa.
            Martin spojrzał na nią badawczo, na co machnęła rękami w geście zrezygnowania.
            - No nie patrz tak! Ty jak zwykle wyobrażasz sobie nie wiadomo co. – udała oburzoną, ale zakłuło trochę to, jak bardzo co do niej się nie mylił…
            - Przecież nic nie mówię!
            - Ale patrzysz i myślisz, a to mi wystarczy. 
            Martin podszedł i przytulił ją.
            - No nie gniewaj się...
            Wywróciła teatralnie oczami. Kiedyś lubiła tę jego cechę, gdy nie pozwolił jej się denerwować, obrażać, kiedy ulegle przepraszał nie chcąc wszczynać kłótni. Od jakiegoś czasu drażniła ją jego potulność. Gdyby choć raz się wściekł, tak po prostu wywołując karczemną awanturę… Nie, on zawsze we wszystkim jej ulegał i wszystko było tak, jak ona tego chce. Miała dość takiego faceta, który ciągle przeprasza ją za nic. Właśnie dlatego tak bardzo dziś w nocy rozbroiła ją stanowczość Billa. Nie obchodziło go, że ją rozdrażnił swoimi zarzutami. Zignorował jej złość, biorąc w rezultacie z jej dłoni to, co wziąć pragnął, czyniąc ją uległą. Martin, niestety tak nie potrafił. Jej złość zawsze wzbudzała w nim poczucie winy, chociaż powinno być raczej odwrotnie, to właśnie ona powinna czuć się winna po swoich wyskokach, czy teraz, czy wcześniej. Nie wiedział, że jego czyny przynoszą raczej odwrotny skutek, swoją bezradnością nie wzbudzał w niej żadnych wyrzutów sumienia, tylko głęboką irytację.
            - Pozdrawia cię Johann - powiedziała w końcu, zręcznie unikając pocałunku. - Chcesz mnie zarazić? - spojrzała na niego z wyrzutem.
            - Przepraszam, zapomniałem... - uśmiechnął się. - Johann się pewnie zdziwił, że jesteś sama?
            - No, śmiał się, że rozchorowałeś się w takie ciepłe dni, na raczej dziecięcą przypadłość.
            - No niekoniecznie, dorośli też czasem chorują na anginę.
            - Czasem… - zaśmiała się dziewczyna. - Wziąłeś już wszystkie lekarstwa?
            - Wszystkie, co do jednego.
            - No to już mi do łóżka, ja ci zrobię tę kawę.
            Babette zachowywała się jak zatroskana żona, trapiąca się o zdrowie męża. W pewnym sensie czuła się za niego odpowiedzialna i nadal coś do niego czuła. Możliwe, że wciąż kochała go, lecz teraz już bardziej jak przyjaciela, a ten rodzaj uczucia opierał się na wzajemnej trosce i przywiązaniu. Na niego zawsze mogła liczyć, był dla niej oparciem, przy nim czuła się bezpieczna. Może gdyby nie spotkała Billa, seks z Martinem nadal sprawiałby jej ogromną przyjemność, ale na nieszczęście dla ich trojga, stanęli na swojej drodze ku przeznaczeniu, połączyła ich obopólna fascynacja, z której zrodziło się pożądanie i w końcu uczucie. W każdym razie Martin wciąż nie był jej zupełnie obojętny, jednak sięgając pamięcią do początków ich znajomości, to nie było tak szaleńcze jak z Billem, a wręcz wyrachowane i stateczne.
            Martin przeniósł się na kanapę, na której spędziła noc i nastawił telewizor. Postanowiła trochę zająć się domem. Nie chciała bezczynnie siedzieć obok niego, każda minuta wówczas dłużyłaby jej się niemiłosiernie i tak trudno byłoby doczekać wieczoru… Przygotowała obiad, trochę posprzątała i poukładała w szafie. W swojej krzątaninie nawet na chwilę nie przestawała myśleć o Billu. Wciąż wracała do spędzonych z nim dzisiejszej nocy chwil i do tych wspomnień uśmiechała się ciepło. Z zamyślenia wyrywał ją czasem zniecierpliwiony głos Martina, który czasem po dwa razy musiał ją nawoływać i o coś pytać. Była rozkojarzona, całkiem w innym świecie, z kimś zupełnie innym…
             Cały czas zastanawiała się jak zorganizować te kilka dni z Billem. Najprostszym wyjściem z sytuacji byłoby zamknięcie się z nim w domu, ale nie był to dobry pomysł.
            Z pewnością większość wspólnych chwil spędziliby w łóżku, a nie do końca właśnie jedynie w ten sposób chciała dzielić z nim ten czas, kiedy będą razem. Potrzebowała rozmowy, spacerów, może jakiejś kolacji, czy choćby zwykłego relaksu w jego towarzystwie. Doskonale wiedziała, że w tym mieście nie jest możliwe, aby gdzieś wyszli. Zapewne już kolejnego dnia jakieś wspólne zdjęcie znalazłoby się w porannym wydaniu brukowca. Pewien pomysł właśnie zaczął świtać jej w głowie, ale do realizacji potrzebowała jego aprobaty. Jeśli tylko jemu będzie pasowało, jeśli w ogóle będzie mógł wszystko pogodzić, z pewnością spędzą piękny, wspólny czas. Kiedy już spotka się z nim wieczorem opowie mu o swoich zamiarach i wszystko omówią. Miała ogromną nadzieję, że uda się w pełni zrealizować ten plan.
            Nie martwiła się teraz o to, jak ma wymknąć się wieczorem z domu, bo na to miała już pomysł i potrzebowała jedynie pomocy przyjaciółki. Czekała tylko na dogodną chwilę, aby do niej zatelefonować i zrobiła to, kiedy Martin po południu zasnął.
            - No co tam? - usłyszała w słuchawce wesoły głos Julii. – Dotarłaś do domu bez przygód, czy z przygodami?
            - Ja chyba nie potrafię bez przygód. – zaśmiała się. – Ale wszystko opowiem ci jutro, teraz potrzebuję twojej pomocy….
            - Pewnie mam cię znów kryć? – Julia już doskonale wiedziała, z jaką to pomocą ma pospieszyć swojej zgoła szalonej koleżance. Podziwiała ją i jednocześnie odrobinę współczuła. Sama nigdy nie potrafiła motać się w jakieś dziwne związki, nie lubiła być sama, ale zawsze wolała czyste i klarowne sytuacje, bezproblemowe, gdy tymczasem Babette ciągle pakowała się w jakieś jednorazowe kłopoty. Jednak jeszcze nigdy nie ryzykowała aż tak jak teraz, z tak młodym chłopcem… Wprawdzie jeszcze nie zdążyła zdradzić żadnych tajników na czym polegać ma ta pomoc, ale przyjaciółka już doskonale wiedziała, że gdzieś tam na imprezie zapewne się z nim spotkała i najprawdopodobniej umówiła.
            - Chcę się spotkać dziś wieczorem z Billem, o dwudziestej pierwszej. Musisz do mnie jakieś pół godziny wcześniej zadzwonić i niby wyciągnąć na jogging.
            - A więc jednak… Jutro oczekuję wnikliwej relacji.
            Babette zaśmiała się cicho. Oczywiście wszystko jej opowie, no może bez szczegółów. W końcu to tylko i wyłącznie jej sprawa.
            - No dobrze, oczywiście… Będę czekać na telefon. Tylko nie zapomnij! - upomniała ją jeszcze, a słysząc z jej ust niemal przyrzeczenie, że na pewno spełni jej prośbę, rozłączyła się.
            Nie mogła doczekać się wieczoru. Już chciała go zobaczyć, przytulić, pocałować, po prostu spędzić z nim trochę czasu. Nie minęła nawet doba, a ona już tęskniła za jego dotykiem i spojrzeniem, za jego głosem... Nigdy nie spodziewałaby się po sobie, że kiedykolwiek będzie w stanie aż tak mocno kimś się zafascynować. Zastanawiała się teraz w jaki sposób przeżyła te dni od ich pierwszego zbliżenia, jakim cudem przetrwała i jednocześnie nie oszalała z tęsknoty ustawicznie wmawiając sobie, że uda jej się to wszystko zapomnieć? Może ta niewiedza o stanie jego uczuć pozwoliła jej dotrwać jakoś do takich szczęśliwych chwil, jakie przeżyła w jego ramionach tej nocy. Teraz, mając pewność, że jest dla niego ważna, jeszcze mocniej go pragnęła i bardziej za nim tęskniła. Do tej pory miała wrażenie, że jej zauroczenie wynika jedynie z fascynacji jego fizycznością, a teraz wiedziała, ze potrzebuje po prostu jego obecności. Po dzisiejszej nocy był dla niej jak powietrze i woda, niezbędne do życia, ale czuła się jednocześnie tak, jakby od tych życiodajnych pierwiastków dzielił ją wysoki mur nie do pokonania. Tym murem była niewątpliwie duża różnica wieku i wiedziała, że gdyby przyszło im się otwarcie związać niczego nie ukrywając, byłoby niezmiernie trudno normalnie żyć pod presją otoczenia. Gdyby tylko był choć trochę starszy, pewnie nie wahałaby się dla niego teraz zaryzykować, rzucić wszystko i po prostu z nim być. I w tej chwili nie chodziło tylko o fakt, że dzieli ich te kilkanaście lat, ale o to, że nie był nawet pełnoletni.
            Możliwe, że naprawdę się zakochał, wierzyła w to, ale czy to uczucie mogłoby przetrwać próbę czasu? W otoczeniu pięknych, młodych dziewcząt, z pewnością nie będzie w stanie kochać ją na tyle mocno, aby oprzeć się takim pokusom. Doskonale znała ten świat i wiedziała, że tu nie ma miejsca na wielką, długotrwałą miłość, bo taka zazwyczaj trwa kilka miesięcy, góra lat. Kilka, a nie kilkadziesiąt, nie całe życie…
            Teraz zapewne mógłby przysiąc, że kocha na tyle mocno, aby podźwignąć wszystkie problemy idące za ujawnieniem takiego związku, jednak co stanie się za kilka miesięcy, czy lat? Zakładając oczywiście, że tyle by wytrwał…
            Nie… To nie mogłoby się udać. Z pewnością nie udałoby się, więc pozostanie jak jest, a ona będzie cieszyć się wspólnymi chwilami jak długo tylko się da, dopóki będzie dla niego atrakcyjna i pożądana, a potem...? Potem da sobie radę ze swoim uczuciem, z pewnością… W końcu zawsze była silna.
            Niemal punktualnie około wpół do dziewiątej zatelefonowała Julia. Babette celowo pozostawiła telefon na stoliku tuż przy kanapie, na której leżał Martin. Oczywiście jak mogła się tego spodziewać od razu zerknął na wyświetlacz.
            - Słucham cię, moja kochana!
            - No dzwonię, tak jak chciałaś.
            - Dobrze, nie ma sprawy. O której się spotkamy?
            - Jutro masz mi wszystko opowiedzieć, co było w sobotę i co będzie dziś. – zaśmiała się Julia. Rozmowa była przekomiczna, bo rzecz jasna obie mówiły o zupełnie czymś innym, ale Martin nie mógł mieć o tym bladego pojęcia.
            - Jasne, może być około dwudziestej pierwszej. Nigdzie dziś nie wychodziłam, więc trochę ruchu mi nie zaszkodzi. - odpowiedziała Babette ledwie powstrzymując się od śmiechu. Za to Julia mogła śmiać się bezkarnie.
            - Z samego rana widzę cię u siebie na dywaniku, rozumiesz?
            - Oczywiście, szefowo! Więc za pół godziny w parku. - wyrecytowała dziewczyna i rozłączyła się. Wtedy odezwał się Martin marszcząc brew:
            - Gdzie ona cię znowu wyciąga?
            - Chciała żebyśmy pobiegały - odpowiedziała podekscytowana dziewczyna, naciągając już spodnie od dresu.
            - Już mogłabyś sobie dziś darować...
            - Godzinka cię nie zbawi, pooglądaj sobie sport, a poza tym jesteś chory i musisz leżeć - skwitowała wesołym głosem. Cała w skowronkach, wesoła i pełna życia, przekopywała szafę w poszukiwaniu jakiegoś fajnego, dopasowanego podkoszulka. Chciała wyglądać atrakcyjnie, choć dziś musiała ubrać się na sportowo, przecież w końcu miała pójść pobiegać. Jednak w sportowych ciuchach też można wyglądać pociągająco, szczególnie kiedy były tak dopasowane jak te, które właśnie założyła.
            Z zadowoleniem przejrzała się w lustrze. Związała włosy w kucyk i pociągnęła usta błyszczykiem. Nie była świadoma, że wszystkim jej poczynaniom przed lustrem w przedpokoju przygląda się Martin, który tak ułożył się na kanapie, że miał ją jak na dłoni.
            - Żeby pobiegać to trzeba malować usta?
            Westchnęła, ale postanowiła obrócić jego uwagę w żart.
             - Kiedy biegam, też muszę ładnie wyglądać, w końcu nie wiadomo kogo spotkam w parku – mężczyzna jedynie westchnął i już nie skomentował.
            Do schadzki pozostało zaledwie kilka minut. Czuła dreszcz emocji i napięcie jak przed pierwszą randką. Ogarnęła ją jakaś dziwna trema przed tym spotkaniem. Po raz pierwszy tak zwyczajnie umówili się, wcześniej ich spotkania były raczej nagłe, spontaniczne i niezaplanowane. W dodatku swoją znajomość zaczęli jakby od środka. Poszli do łóżka prawie wcale się nie znając, wszystko u nich było nie po kolei, inaczej i zwariowanie…
            Zerkając raz po raz przez kuchenne okno dostrzegła go czekającego na drugiej stronie ulicy. Miał zarzucony na głowę kaptur i jak zwykle w takich chwilach ciemne okulary. Wysłała mu sms, żeby z wolna szedł w stronę parku, a ona zaraz go dogoni. Widziała jeszcze jak odczytywał wiadomość, a potem po woli skierował swoje kroki w tamtą stronę.
            Założyła adidasy i ściągnęła z wieszaka swoją bluzę, po czym będąc już przy drzwiach rzuciła Martinowi:
            - Będę za jakąś godzinę, na razie!
            - Aha... Już to widzę... - mruknął z niechęcią. Dobrze wiedział, jaką to godzinę zwykle trwa ich spotkanie, nigdy nie mogą się rozstać, ani nagadać. Nie wiedział jednak, że tak naprawdę to nie z Julią spotka się jego ukochana, a z kimś, z kim o wiele bardziej miałaby ochotę przedłużyć wspólny czas.
            Kiedy Babette wyszła z klatki od razu wyłowiła go spojrzeniem. Szła za nim spokojnie, pozwalając mu się oddalić. To na wypadek, gdyby Martinowi przyszło do głowy wyjrzeć za nią z tarasu.
            Świadomość, że niebawem będzie go mogła przytulić i być blisko przyprawiła ją o rozkoszny dreszcz. Rozpierała ją dziwna energia, niewypowiedziana chęć bycia z nim. Z jakąż to rozkoszą, a najchętniej już rzuciłaby mu się na szyję, aby obsypać jego twarz deszczem gorących pocałunków. Jednak była rozważna, oddalając się bezpiecznie z ewentualnego pola widzenia swojego faceta. Dopiero przy następnej uliczce, lekkim truchtem dogoniła go. Właśnie zaczynało się ściemniać. Usłyszał, że zbliża się do niego, doskonale wiedział, że to ona, bo niejednokrotnie oglądał się wcześniej, a teraz odwrócił tak, że wpadła wprost w jego ramiona.
            - Nareszcie... - powitał ją cichym głosem i przytulił mocno. Zarzuciła mu ręce na szyję i czule cmoknęła na powitanie, po czym chwyciła jego dłoń.
            - Do parku! - wydała wesoło komendę i podbiegli kawałek, trzymając się za ręce. Gdy tylko znaleźli się z daleka od jakiejkolwiek choćby przypadkowo spotkanej osoby, uprzednio ukrywając się za niewielkimi zaroślami oddali się żarliwemu pocałunkowi.
            Spacerując po mało uczęszczanych alejkach unikali przechodniów, ciesząc się sobą i rozmawiając. Przystawali co jakiś czas, aby przypomnieć sobie znów smak swoich ust i choć ona jeszcze nie miała o tym pojęcia, chciał z nią być, nie musząc ukrywać się z tą zażyłością. Pragnął oznajmić całemu światu jej przychylność, jednak doskonale wiedział, że aby to kolejne marzenie mogło się spełnić, potrzebują czasu, zarówno ona jak i on. Wprawdzie nie usłyszał od niej tego najważniejszego wyznania, ale już dawno postawił sobie za cel rozkochać ją w sobie. I nie zdawał sobie nawet sprawy z jaką łatwością właśnie mu to przychodziło…
            Fakt, że Babette jest w związku niezmiernie go bolał, jednak nie mógł na razie jeszcze niczego od niej żądać, ani naciskać. Wszystko między nimi dopiero się rozpoczynało i teraz najważniejsze dla niego było umocnić w niej uczucie, które jak przypuszczał właśnie się rodziło. Przecież nie oddawałaby mu się, nie pragnęła spotkania i spędzenia z nim dłuższego czasu, kiedy jej facet wyjedzie. Wierzył, że nie dla fizycznych zbliżeń tego pragnie, a właśnie dlatego, że on staje jej się bliski uczuciowo. A może tylko on był takim fantastą, a Babette pragnęła z nim jedynie fizycznych przyjemności? Może wcale nie rozumiał kobiet, a to w co właśnie pakował się, będzie jedynie gorzką lekcją? Dopiero uczył się życia, był na progu dorosłości i tak naprawdę niczego o kobietach nie wiedział. I nie chciałby właśnie teraz się sparzyć, bo to mogłoby zaważyć na całym jego dorosłym życiu.
            Mimo obaw, jakie czasem go dopadały wierzył, że kiedyś będzie z nią, że ona będzie tylko i wyłącznie jego kobietą, bo za nic w świecie na dłuższą metę nie chciał się nią z nikim dzielić. Jednak teraz nawet jeszcze nie myślał o takiej zażyłości, cieszył się spędzaną z nią chwilą i rozmową o wszystkim, i o niczym.
            Właśnie skończyła opowiadać mu o ostatnim programie, jaki przygotowywała i przystanęła, spoglądając na niego.
            - Już jest ciemno, zdejmij te okulary - zwróciła się do niego i nie czekając, sama je zdjęła. – Chcę wreszcie popatrzeć w twoje oczy…
            - Wiesz, nie mogłem wczoraj zasnąć... - odezwał się po chwili, nie odrywając od niej spojrzenia.
            - Dlaczego? Ja spałam jak zabita. Martin sam sobie zrobił śniadanie. – odparła i dopiero po chwili pomyślała, że niepotrzebnie w jego towarzystwie w ogóle wspomniała o swoim mężczyźnie. Jak przypuszczała wypowiadane przez nią jego imię, rozniecało w Billu ogień zazdrości. Nienawidził, kiedy o nim mówiła właśnie dlatego, że był częścią jej życia, tą częścią, którą chciałby być on sam. Wiedział, że kiedyś nadejdzie taki dzień i nie pozwoli jej nawet wspomnieć jego imienia, ale jeszcze nie teraz, teraz było za wcześnie, teraz jeszcze nie padły z jej ust żadne wyznania, ani deklaracje, więc nie miał do tego żadnych praw
            - Myślałem o tobie... O nas - poprawił się.
            - Więc opowiedz mi, jakiej treści były te myśl - uśmiechnęła się i objęła go w pasie, ale już podświadomie przestraszyła się tego tematu. Chciała, żeby o nic nie pytał i niczego od niej nie żądał, przynajmniej nie teraz.
            - Jak to będzie…? – zamarła. Czuła, że kiedyś ich rozmowa zboczy na taki właśnie tor. Choć było to tylko bardzo subtelne pytanie o przyszłość, o jakiej nie miała pojęcia, to i tak poczuła obawę.
            - Będzie dobrze, tak myślę. Będzie jak jest. - odpowiedziała, zmieniając ton głosu. Znał już ten ton, asekuracyjny i chłodny… Poznał go kilka tygodni wcześniej, kiedy zapytał czy kocha Martina. Podświadomie wyczuwał, że ta rozmowa znów może się tak skończyć, ale chciał, żeby dała mu choć namiastkę nadziei, że to co się między nimi zaczyna dziać prowadzi do wspólnej przyszłości. I nie chodziło mu wcale o jakieś spotkania od czasu do czasu. Już zaczynała mu boleśnie doskwierać wizja dzielenia się nią z innym mężczyzną, więc co będzie potem? Czy w ogóle da rade znieść to na dłuższą metę? Tak bardzo chciałby móc wyrzucić to z głowy, jednak zazdrość wciąż wypychała się na pierwszy plan myśli i odczuć. Na pewno przez jakiś czas będzie musiał z tym żyć, tylko jak długo?
            Zamilkł na chwilę, nie wiedząc jak się ma zachować. Pewność siebie jaka cechowała go wczoraj, zniknęła gdzieś, skuliła się w nim samym.
            Tymczasem Babette uwolniła się z jego uścisku i ruszyła przed siebie wolnym krokiem. Na niebie pokazały się pierwsze gwiazdy, było cicho i ciemno. Tylko sporadycznie ktoś przemykał jakąś oświetloną alejką.
            - No chodź! - odwróciła się nawołując go, kiedy spostrzegła, że nadal tkwi w tym samym miejscu gdzie go zostawiła. Ruszył trochę zrezygnowany. Wiedziała, że nie to chciał od niej usłyszeć i nie tego oczekiwał, ale w tej chwili nie mogła mu ofiarować żadnych obietnic, bo byłyby to obietnice bez pokrycia. Wróciła kilka kroków, wzięła go za rękę i poprowadziła za sobą do pobliskiej ławki. Siedzieli przez chwilę w milczeniu i żadne nie wiedziało jakim tematem wznowić rozmowę.
            - Pamiętasz kiedy pokazywałeś mi gwiazdy? – odezwała się w końcu pytając. Bez słowa skinął głową, choć nawet nie mogła tego zauważyć patrząc na usiane złotymi punktami niebo i uśmiechając się lekko. - Nie raz marzyłam, żeby móc je z tobą jeszcze kiedyś oglądać...
            Westchnął, wyciągnął się na ławce i też patrzył w górę. Pomimo, że był z nią, dopadło go jakieś przygnębienie. Ale po chwili, tym co właśnie powiedziała sprawiła, że znów ujrzał świat w innych barwach. A jednak w jakiś sposób był obecny w jej życiu… Wcale nie wyparował z jej myśli po tym jednym razie, bo przecież z pewnością nie mówiła tego, aby sprawić mu przyjemność. Może i chciała o nim zapomnieć dla ich dobra, mimo to nie zdołała i Bóg jedyny raczył wiedzieć jak mocno zakorzenił się w jej myślach. Ta świadomość otuliła jego serce przyjemnym ciepłem. Objął ją i przytulił do siebie. Położyła mu głowę na ramieniu, przymykając oczy.
            - Kiedy tylko zechcesz, zawsze będę je z tobą oglądał...
            Zawsze… Zastanowiła się teraz co właśnie jej przyrzekł. Zwykła była analizować każde jego słowo, doszukiwać się podtekstów i słodkich obietnic. I chciała, żeby to trwało zawsze, choć w tym momencie w ogóle nie wyobrażała sobie tej przyszłości. Przynajmniej trzymała się nadziei, że będzie przy niej bez względu na to, co się wydarzy i jakie podejmie decyzje.
            - Trzymam cię za słowo... - szepnęła, odwracając się do niego. Przechylił głowę, przez chwilę łowiąc jej pożądliwe i płomienne spojrzenie. Wystarczyło płynnym ruchem pokonać zaledwie kilka centymetrów i już mógł dotknąć swoimi, wciąż wilgotne od wcześniejszych pocałunków usta dziewczyny.
Nie potrafiłaby oprzeć się tym wargom, kiedy tak czule zabierały ją w całkowicie inny wymiar i dzięki którym popadała w sidła szaleńczych emocji. Nie oddawał jej w pełni każdego pocałunku, a zaledwie kusił zwiewną pieszczotą, przez co niecierpliwie pragnęła zabrać dla siebie więcej, a wówczas on umykał jedynie drocząc się z nią. Igrając w ten sposób jedynie przekonywał się, jak mocno chce więcej i do czego może być zdolna, aby to dostać, byle nie postradać zmysłów i nie wpaść w ten wir obłędu z niedoboru jego namiętnego oddania się jej choćby w żarliwym pocałunku.
            Zniecierpliwienie zawładnęło całym jej istnieniem i nie mogąc już dłużej powstrzymać się, usiadła okrakiem na jego udach. Zabierając od niego to, co uważała tak bardzo należne sobie, wessała się w niego żarliwym pocałunkiem, mocno obłapiając go za szyję, tym samym zakleszczając w objęciach swoich rąk.
            Gestem pełnym uwielbienia zakradł się dłońmi pod jej koszulkę i pieszcząc miękkim dotykiem palców nagą skórę talii, jednocześnie oddawał jej każde westchnienie. Oderwała się od niego oddychając ciężko i obejmując ciepłe policzki chłopaka, zetknęła ich czoła i czubki nosów. Oddychali sobą przez chwilę, kiedy uniosła lekko do góry głowę jednocześnie dając mu dostęp do swojej szyi. Powieki leniwie pokryły oczy, które i tak już niczego nie potrafiły dostrzec. Poddała się setkom emocji, jakie poprzez dotyk wwiercały się przyjemnością w jej ciało, a nawałnica osobliwych dreszczy obezwładniła ją doszczętnie. Z trudem opamiętała się mając na uwadze i porę, i miejsce.
            - Bardzo cię pragnę, ale nie…
            Popatrzył na nią nieprzytomnie z wymalowanym zdziwieniem na twarzy. Zsunęła się z jego kolan siadając obok.
            - Tu nie jest bezpiecznie… - ruchem głowy wskazała właśnie zbliżającą się parę. – A poza tym jestem w spodniach.
            Zaśmiali się cicho.
            - Naprawdę, trudno mi się przy tobie opamiętać - przyznał Bill, poprawiając się w miejscu, gdzie właśnie powstała wypukłość. Para właśnie przeszła obok, zupełnie nie zwracając na nich uwagi, a wówczas Babette odwróciła się do niego układając dłoń na policzku chłopaka.
            - Obiecuję, że ci to sowicie wynagrodzę i to już wkrótce. Mam pewien plan... – odparła tajemniczo. Spojrzał na nią żywo zainteresowany tym co powiedziała.
            - A jakieś szczegóły?
            - Żadnych… Chcę aby to była niespodzianka. Muszę tylko mieć pewność, że będziesz mógł się urwać na jakieś cztery, może pięć dni - wyjaśniła.
            - Oczywiście, że się urwę, przecież ci mówiłem – położył dłoń na jej dłoni, która wciąż spoczywała na jego policzku delikatnie gładząc. Poruszył głową i pocałował jej wnętrze.
            - Jutro postaram się wszystko załatwić i zadzwonię do ciebie.
Pełna radości i entuzjazmu już układała w głowie cały plan, nawet nie odczuwając smutku, że ich czas tego wieczoru właśnie się kończy. Doskonale wiedziała, że do woli nacieszy się nim za kilka dni, kiedy zabierze go zaborczo światu zagarniając tylko dla siebie…


7 komentarzy:

  1. Ach, ta nasza Babette... Czego ona się tak boi, skoro na wyciągnięcie ręki ma wszystko, czego potrzebuje? No ale cóż, może w tym tkwi sekret, może dlatego to opowiadanie tak wciąga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale ona nie wie, czy uda jej się wszystko poukładać, szczęście i sielanka też czasem ma swój kres.

      Usuń
    2. Kiedy myśli się o końcu tego, co dobre, nadejdzie na pewno. Optymizm uchroniłby ją przed przykrościami.

      Usuń
  2. Poprzedni rozdział jest z pewnością moim ulubionym. I to nie tylko ze względu na formę ich miłości ;p Ale głównie dlatego, że Babette w końcu przyznała przed sobą, że czuje coś do Billa i nie jest to wyłącznie fizyczne pociąganie. Cieszy mnie to niezmiernie! :D
    Czekam niecierpliwie na te ich kilka dni sam na sam :3 Wtedy chyba poznają się jeszcze bardziej, prawda? Niestety nie pamiętam już dokładnie, jak to było, chociaż coś mi tam świta hahah
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam taką wadę, nie wadę, że wszystko rozwijam dość długo - tak samo i ich uczucie, ta wzajemność nie była od początku taka oczywista. Ona tak chciałaby, a boi się, chociaż w sumie można ją zrozumieć, ma czego się obawiać. Nie wie jak on ją pokochał, na jak długo jego miłość będzie wartością stałą.
      Może i dobrze, że nie pamiętasz dokładnie, przyjemniej będzie odświeżyć!

      Usuń