niedziela, 31 stycznia 2016

Rozdział XII



                                                                   Rozdział    XII



„Pokonać burze i skoczyć na dno,
nie czekać dłużej wyjść temu na wprost.
Zebrać swe siły i przed siebie biec.
I uwierzyć, że może się spełnić…
Jeśli kochać, to tak
i rozniecić ten w środku żar…
Jeśli kochać, to wszystko z siebie dać,
zdobyć tę miłość, tę, która tak blisko,
zwyciężyć naprawdę, choć raz”
De Mono – „Jeśli kochać”




            Poznała ten głos, a domniemany intruz, zwolnił uścisk dłoni na jej ustach. Wtedy poczuła się tak, jakby niczym z przebitego balonu uchodziło z niej powietrze. Natychmiast odwróciła się przodem wciąż będąc w jego ramionach.
            - Boże! Bill, co ty tu robisz? - spytała z niemałym zdziwieniem.
            - Jak to co? Głupi szczeniak czekał tu na ciebie – wycedził. – Ten, który cię przywiózł to tylko kolega, tak? To tak się żegnasz z kolegami?
            Stała teraz oparta plecami o drzwi wejściowe, a on trzymając ją za nadgarstki na wprost niej. Światło żarówki nad wejściem oświetlało bardzo dokładnie jego twarz, widziała idealnie malującą się na niej złość i spojrzenie pełne wyrzutu. Niesamowicie przestraszył ją i zaskoczył, była zdziwiona i oszołomiona. Czekał tu na nią cały ten czas, kiedy ona pojechała z Jensem. Skąd mógł wiedzieć, że nie przybyła od razu do domu? Ponownie zadziwił ją swoją desperacją, przecież gdyby nie pojechała nigdzie na pewno dotarłaby tutaj przed nim, a wówczas nigdy by się na nią nie doczekał, bo byłaby już dawno w domu.
            Teraz dopiero dotarło do niej, że ten dzieciak ma do niej pretensje, jakby co najmniej była jego kobietą. Czy on trochę nie przesadzał?
            - Myślę, że twoje pretensje są nie na miejscu i nie bardzo cię rozumiem. O co ci w ogóle chodzi?
            Wyswobodził teraz jej ręce z uścisku, a ona rozmasowała jeden z nadgarstków, który ścisnął nieco mocniej. Chciała wejść do klatki, ale zagrodził jej drogę, opierając się o drzwi ręką na wysokości jej twarzy.
            - Przecież widziałem, jak go pocałowałaś - otworzyła szerzej ze zdziwienia oczy. Coraz bardziej ją zaskakiwał.
            - Nikogo nie całowałam do jasnej cholery, cmoknęłam go tylko w policzek na do widzenia – właśnie zaczęła mu się tłumaczyć. Nie do wiary… Co ten chłopak z nią robił?
            - I w ogóle gdzie byłaś? Czekam tu całą, pieprzoną godzinę! Wyszedłem kiedy tylko zobaczyłem, że się żegnasz, chciałem być tu przed tobą!
            Ach, więc to dlatego nieustępliwie czekał… Skoro wyszedł z imprezy tuż przed nią doskonale wiedział, że prędzej, czy później tutaj przybędzie. Zdawała sobie sprawę, że jest zdolny do najbardziej zaskakujących posunięć i do poświęceń. Już  pamiętnej nocy po gali poznała jego szaleństwo i desperację, ale tego, że dziś wymknie się z imprezy tylko po to, aby czekać na nią nigdy by się nie spodziewała. No i ta jego złość, te jego wyrzuty i pretensje… Gdzie się podział ten nieśmiały Bill, który nie mógł wydusić z siebie najprostszego słowa? Teraz zachowywał się jak prawdziwy, zazdrosny kochanek. Zazdrosny…?  Oczywiście, i to jak..? Przecież teraz robił jej wymówki właśnie z tego powodu, dokładnie widziała, jak podziałało na niego to, w jaki sposób tańczyła z Jensem i o ile wówczas jakoś poskromił wyrzuty, teraz wszystko wyeksponował ze zdwojoną siłą. No cóż, wyglądało na to, że trafił jej się kolejny zazdrośnik! Chociaż teraz potrafiła już docenić ból tego, pomimo wszystko prymitywnego uczucia, jednak i tak zdenerwował ją. Jakim prawem nieustannie robił jej wymówki?
            - Zaraz, zaraz… Czy tobie przypadkiem się coś nie pomyliło? Jakim prawem robisz mi wymówki? – patrzyła mu w oczy okazując swoją złość, jednak jego wcale nie spłoszyła jej riposta, wszystko postawił na jedną kartę. Wiedział, że teraz tak łatwo nie odpuści i na pewno nie pozwoli jej uciec. Była wzburzona, wciąż nie zdołała uspokoić się po tym jak ją wystraszył swoją nieoczekiwaną napaścią. Oddychała ciężko i nerwowo, kiedy skończyła mówić, a wówczas po chwili ciszy jaka nastała odezwał się nagle cichym, lecz pewnym głosem:
             - Bo zakochałem się w tobie... Myślę, że to wystarczający powód. Kocham cię.
            Zamarła w bezruchu czując jak obezwładnia ją paraliżujący dreszcz. Tak zdecydowanej i jasnej deklaracji w tej chwili się nie spodziewała. Była totalnie zaskoczona, choć przecież powinna zdawać sobie sprawę, że kiedyś to wyznanie padnie z jego ust. Już dziś na imprezie wspominał o zakochaniu, ale teraz wyznał jej to w oczy, wyraźnie i dobitnie. Jej złość była teraz zamkiem na piasku, który zmyła nagła, wysoka fala jego wyznania. Tym razem nie udało jej się tego udaremnić, zresztą przecież nie zdołałaby robić tego w nieskończoność. I chyba nawet już by nie chciała…
Te słowa w końcu musiały paść z jego ust, jeśli naprawdę to czuł. Uwierzyła w nie… To wszystko było istnym szaleństwem, ale wierzyła, że z jego strony nie jest to już tylko zauroczenie fizycznymi doznaniami, jak mogła wcześniej przypuszczać. Serce otuliła przyjemna błogość, zatrzepotało w piersi mocniej, niczym zamknięty w klatce ptak  pragnąc wyrwać się na wolność, do niego. Nic nie mówiła tylko patrząc mu w oczy szeroko otwierając swoje, wciąż oszołomiona i zaskoczona stała w bezruchu.
            Poczynił pierwszy krok. Delikatnie musnął swoimi ustami jej warg i odsunął się, nie przedłużając pocałunku. Nie miał zamiaru jej teraz tutaj zostawić, nie po to tyle czasu czekał na nią, lecz ona nie mogła wiedzieć, że to jeden z elementów jego gry, walki o nią i jej uczucie. To sprawiło, że poczuła się jeszcze mocniej zdezorientowana i coś w niej krzyknęło, żeby nie odchodził, jednak wciąż nie potrafiła wydobyć z siebie ani jednego słowa. Namiastka bliskości jaką ją obdarował przed kilkoma godzinami, rozpaliła tylko jej zmysły, chociaż nie utraciła wówczas zdrowego rozsądku, ale teraz...? Pragnęła pocałunku, natychmiast, teraz! Jego słowa sprawiły, że w jej wnętrzu zapłonął pożar, ale on nie czynił żadnego ruchu, tylko stał w niemym oczekiwaniu, tylko właściwie na co? Nie miała mu do zaoferowania wzajemnych słów chociaż najprawdopodobniej poczuła do niego to samo, jednak uważała, że jest jeszcze za wcześnie na takie wyznania, przynajmniej z jej strony.
            - Po prostu musiałem ci to dziś powiedzieć… - dodał po chwili, cofając się o krok.
            Nie! Nie może teraz tak po prostu odejść! Niech chociaż pozostawi na jej wargach swój smak, niech naznaczy jej skórę swoim zapachem!
            Ogarnęła ją panika kiedy się cofnął. Wystarczył ten jeden impuls, aby chwycić go za dłonie i mocno do siebie przyciągnąć, a on już nie potrzebował żadnego innego sygnału. Natychmiast przylgnął wargami do jej ust i zagarnął dla siebie całą jej szczupłą posturę, mocno otulając silnymi ramionami. Delikatny i na pozór zwiewny pocałunek przerodził w gorączkę i szaleńczy splot języków. Po omacku otwierając drzwi na schodową klatkę obrócił ją nie rozłączając się ani na moment i wciągnął za sobą. Ogarnęła ich ciemność, jedynie nikła smuga światła z pobliskiej latarni wdzierała się nieśmiało przez niewielkie okienko ze zbrojoną szybą. Dopiero teraz przerwał otulając ciepłymi dłońmi jej policzki. Po długim, namiętnym pocałunku, delikatnie i z właściwą sobie czułością, zaczął muskać wargami każdy milimetr jej twarzy; czoło, powieki, nos, policzki. A kiedy jego usta już posiadły naznaczając wilgocią wszystkie jej części, układał zapamiętale z subtelnych pocałunków ścieżkę na jej szyi.
            Zatrzymali się tuż za drzwiami. Mimo środka nocy w każdej chwili mógł ktoś tu wejść, dlatego też po chwili pociągnął ją za sobą na schody, prowadzące do piwnicy piętro niżej. Nie protestowała nawet jednemu jego gestowi, teraz on rządził, a ona poddała się jego woli, bez najmniejszego sprzeciwu. Za to jej wola rozpadała się pod wpływem jego bliskości i dotyku na tysiąc kawałków, i sama już nie wiedziała, czy po tych wszystkich szaleńczych doznaniach kiedykolwiek będzie w stanie się pozbierać.
            Jej plecy zetknęły się z zimną ścianą, w tym miejscu otaczała ich już niemal całkowita ciemność i jedyne co mogli dostrzec wyostrzonym w tych warunkach wzrokiem, to zarys swoich postaci. Poczuła na ramionach jego ciepłe dłonie, które teraz zsunęły z nich wdzianko i cienkie ramiączka sukienki. Żałowała, że w tych ciemnościach nie może dostrzec wyrazu jego twarzy i tego spojrzenia, które tak bardzo ją urzekło. Bez wzrokowego bodźca musiała delektować się jedynie jego czułym dotykiem i właśnie teraz całą swoją uwagę skupiła na delikatnie rozbieganych po skórze jej dekoltu i piersi opuszkach palców chłopaka. Pieścił ją z wolna, jak gdyby czas był ich sprzymierzeńcem, jakby nigdzie się nie spieszył. Wcześniejszą gwałtowność swoich poczynań zamienił w niezwykłą subtelność, która aż ją niecierpliwiła. Jeśli już był w zasięgu jej dłoni, pragnęła go mieć już, natychmiast!
            Nie okazała jednak swojej porywczości, odbierając każdą zadaną jej pieszczotę, podczas, gdy on zastąpił dłonie swoimi ustami. Zetknięcie ich z jej ciałem spowodowało ponowny dreszcz i wyzwoliło z jej krtani ciche westchnienia. Przymknęła oczy, starając się zwizualizować pod powiekami wyraz jego spojrzenia. Tak, uwielbiała kiedy na nią patrzył i teraz w tej ciemności cholernie jej tego brakowało…
            Wplotła dłonie w jego starannie poukładaną, czarną czuprynę. Szelest targanych ubrań, tłumione oddechy przerwał jej głuchy jęk, gdy sięgnął dłońmi do jej kolan, finezyjnie przesuwając swój dotyk w górę, skierował go ku wewnętrznej stronie ud. Tym samym nakłonił ją do ich rozsunięcia. Przykucnął, powolnym ruchem podciągając do góry sukienkę. Czerń koronkowej bielizny i pończoch odcinała się od jasnych fragmentów jej ciała na udach. W tych ciemnościach widział zaledwie zarys tego wszystkiego, ale i tak zadziałało to na jego wszystkie zmysły. Dotykał pieszczotą ust tych obnażonych fragmentów jej skóry. Drżała pod jego każdym, choćby najdelikatniejszym muśnięciem. Podniecona i spragniona właśnie jego, wstrzymała oddech w oczekiwaniu na śmiałość dłoni, którymi właśnie pieścił ją przez cienki materiał koronki.
            Przymknęła oczy, opierając głowę o zimną ścianę. Z rozkoszą przyjmowała wszystko to, co miał jej do zaoferowania. Właśnie teraz spełniały się jej marzenia, wszystkie sny jakie śniła przez te dni bez niego, o pragnieniu fizycznej bliskości z nim i zagarnięciu go tylko dla siebie. I może tylko miejsce nie było z jej marzeń. Choć niewątpliwie znacznie podniosło poziom adrenaliny w jej ciele, wszak ryzyko było niemałe. Tylko z nim mogła się zdobyć na takie szaleństwo, aby pozwolić mu na to wszystko właśnie tu, niemalże na progu jej mieszkania w którym spał Martin. Spał...? A może obudził się...? Może otworzył drzwi od mieszkania i wsłuchiwał się w jej namiętne jęki?
            Nie dbała o to, jeśli nawet miałoby się tak stać. W tej chwili gotowa była poświęcić wszystko dla niego, dla tego chłopca, którego usta teraz opadały miękko na wolne od ubrań fragmenty jej ciała. Pragnęła go w sobie, wiedziała, że to niebawem się stanie, że to jest nieuniknione.
            Podniecenie pulsowało w nich obojgu, lecz on wciąż dopieszczał ją całując przez cienki trójkąt bielizny, palcami błądząc w pobliżu jej mokrego wnętrza, jakby celowo chcąc doprowadzić ją na skraj szaleństwa, pragnąc słyszeć jej błaganie o siebie. Rozpalał ją.
            Czuła jego ciepły i wilgotny język, przygryzające ją delikatnie zęby i już nie mogła tego znieść. Tłumiła w sobie wszystko to, czym tak chętnie nasyciłaby zmysł jego słuchu w innych okolicznościach. Dlatego będąc już u kresu wytrzymałości, szeptem przecięła ciszę, jaką mąciły jedynie ich płytkie i szybkie oddechy.
            - Proszę...
            Błyskawicznie podniósł się, dotykając swoim czołem jej czoła i dłońmi rozpalonych policzków:
            - Czego pragniesz...? - zapytał równie cicho, jak ona przed chwilą prosiła.
            - Ciebie... - wyszeptała, rozpinając mu niecierpliwie spodnie. - Tylko ciebie... Tu i teraz... Weź mnie...
            Takimi słowami doprowadzała go do obłędu już od pierwszych ich wspólnych intymnych chwil, od pierwszego razu. Zadrżał, kiedy objęła jego wzwód swoją ciepłą, miękką dłonią, pieszcząc kilkoma posuwistymi ruchami. Zsunął z jej bioder bieliznę, tylko trochę, aby nic nie mogło przeszkodzić mu w nią wniknąć.
            Posiadł ją z jedynym marzeniem w głowie; teraz musi dla niego oszaleć, całkowicie postradać zmysły, zaprzedać mu swoją duszę, którą zawładnie już na zawsze i bez reszty. Cała drżąca i cała jego… Już nie wiedział, czy to szaleństwo i pożar zmysłów, czy szczera, prawdziwa miłość pchała go w ten czysty obłęd, a ta chwila bliskości tak idealnie wypełniona jego usilnym staraniem o bycie dla niej najlepszym, była tą wyczekaną. Tak bardzo chciał być jedyny, nie tylko w tej chwili erotycznego uniesienia… On pragnął już tego na zawsze.
            Krzyknęła, kiedy wniknął w nią do końca. W takich momentach zdarzało jej się tracić rozsądek, a podniecenie siało spustoszenie w jej umyśle. Na szczęście on wciąż jeszcze w pełni świadomy miejsca w jakim się znajdują, natychmiast położył na jej ustach dłoń starając się ją uspokoić poskramiając głośny sposób wyrażania przez nią emocji. W każdym innym miejscu z pewnością delektowałby się jej krzykiem i jękiem, ale tu oboje musieli zachować szczególną ostrożność. A to był dopiero początek przyjemności, jaką pragnął naznaczyć jej ciało fajerwerkami doznań i szaleństwem spełnienia.
            - Ciii… - usłyszała, kiedy oparł czołem o jej czoło, nadając jednostajny ruch swoim biodrom i rozpalając ją każdym posuwistym ruchem. Sparaliżowana przyjemnością, kiedy zakleszczył ją w ostoi swoich ramion, zaborczo objęła go jednym udem powodując, że mógł penetrować ją głębiej. To doznanie, wyzwoliło z jej piersi znów głośny jęk. Tym razem zamknął jej usta kolejnym, gorącym dotykiem swoich warg. Jego ruchy były powolne, rytmiczne, wysuwał się daleko, aby znów wejść głęboko, do granic możliwości ich ciał. Obejmowała go mocno, całowała chciwie szepcząc mu do ucha: - Nie przestawaj… - Co jeszcze bardziej go rozpalało.
            Urzekał ją tym szaleństwem, stanowczością. Wziął ją w tym miejscu, bo tego pragnął i każdym swoim posunięciem, każdym gestem sprawił, że i ona pragnęła oddać mu się z taką determinacją. Tego wszystkiego tak bardzo brakowało obecnemu, jak i każdemu poprzedniemu jej partnerowi. I oto teraz, kochała się z nim na schodach u wejścia do piwnicy, na klatce schodowej swojego mieszkania i czuła się cudownie. Czyż nie było to czyste szaleństwo?
            Gdyby teraz mógł spojrzeć w jej oczy, z powodzeniem wyczytałby z nich całą rozkosz na szczyt jakiej właśnie ją wiódł. Mógłby zobaczyć jak umiera tu z przyjemności dzięki niemu, przy nim i dla niego... Dostrzegłby, jak słodko, jak cudownie prowadzi ją przez to umieranie wprost do raju, udając się tam za nią...
            Zsuwał usta ścieżką wzdłuż szyi najcudowniejszej dla niego kochanki, jaką ponownie posiadł tracąc już wszelkie panowanie nad sobą, dążąc do spełnienia. Jej i swojego. Wystarczyło tylko kilka jego ruchów, aby przeniosła się w inny wymiar. Dreszcz za dreszczem, tchnienie za tchnieniem, upojona ekstazą, jaka coraz bardziej zaznaczała się w niej. Jakby nie było jutra, jakby świat zaraz miał się skończyć...
            Znów odnalazł jej zbłąkane usta swoimi wargami, ocierając się o nie, całując, tak samo mocno, z taką samą desperacją jak teraz wypełniał ją sobą. Ale ona już nie odwzajemniała tych pocałunków, czując jak kawałek po kawałku wyrywa niebo, którym ją obdarował. Miała wrażenie, że przy każdym kolejnym zbliżeniu z nim, jej ekstaza jest głębsza i pełniejsza. Czego więc jeszcze doświadczy…? Jak bardzo jeszcze może być jej z nim wspaniale...?
            - Jesteś cudowna... – szepnął. - I moja...
            Zamiast krzyczeć z napływającej do jej zmysłów rozkoszy, wcisnęła twarz pomiędzy jego szyję i bluzę, którą miał na sobie. Wydając z siebie stłumione odgłosy uniesienia i zaciskając na jego ramionach dłonie, delektowała się jego spełnieniem. A on całował jej usta dogaszając w sobie przyjemność jakiej znów doświadczył dzięki tej kobiecie. Nawet nie zastanawiali się ile to trwało, może długie minuty...? Na tyle długie, aby mogli wsłuchać się we własne ciała, czuć pod skórą silny dreszcz, który wciąż w nich szalał. Tak bardzo pragnął znać jej uczucia, lecz wiedział, że właśnie teraz musi wykazać się cierpliwością, ale tym ostatnim, gorącym pocałunkiem pragnął okazać jej swoje uczucie, sprawić, by czuła się odpowiedzialna za to, co w nim się zrodziło.
            Jeszcze przez chwilę po rozłączeniu warg czule pieścił jej policzki dłońmi, zarysowując kciukami kontur dolnej wargi.
            - Dziękuję... – szepnął.
            - To ja dziękuję... Dziękuję, że jesteś, że mimo wszystko nie odpuściłeś - odpowiedziała.
            Choć nie usłyszał od niej tego o czym marzył, sprawiała, że i tak był szczęśliwy.
            - I tak zmarnowałem tyle czasu… Niepotrzebnie z tym zwlekałem, prawda? – patrzył na nią, choć tak naprawdę widział niewiele.
            - Niepotrzebnie – przytaknęła. Znów pocałował ją delikatnie, ale bardzo namiętnie, tak jakby chciał również w ten sposób okazać jej to, co czuje. Subtelnym gestem nasunął jej ramiączka sukienki, po czym sam poprawił swoją garderobę i mocno ją do siebie przytulił, pełen nadziei na każdy kolejny dzień.
            - Spotkaj się jutro ze mną... - poprosił cicho. Pragnęła tego całym sercem, chciała go w swoim życiu, cokolwiek miało to znaczyć.
            - Tylko jak? Ja mam u siebie chorego Martina - zmartwiła się. - Wiesz, że my nie możemy się tak po prostu spotkać gdziekolwiek.
            - Wiem. Ale może jakoś wieczorem...?
            - A może w poniedziałek? Martin o dziewiętnastej leci, więc może później? - zaświtało jej w głowie.
            - To niemożliwe... W poniedziałek jedziemy do domu - odparł smutnym głosem.
            - No tak, cholera, zapomniałam, że to już te dwa tygodnie.
            Cały jej plan legł w gruzach, a taką miała nadzieję na spędzenie z nim czasu, kiedy jej facet wyjedzie.
            - No dobrze, niech będzie jutro – zgodziła się w końcu po krótkim namyśle. Wiedziała, że trzeba będzie jakoś poukładać ten czas i nie ma takiej siły, przez którą nie mogłaby mieć go dla siebie w tym czasie nieobecności Martina.
            - Przyjdę tu o dwudziestej pierwszej, będę czekał po drugiej stronie ulicy, coś wymyślimy... - uśmiechnął się.
            Nie wyobrażała sobie w tej chwili tego wszystkiego. Oszaleje, jeśli to będzie miało tak wyglądać. Teraz Martin wyjeżdża, ale co będzie kiedy już wróci? Kręcenie na dwa fronty na dłuższą metę, było zupełnie nie w jej stylu. Jednak teraz to nie było istotną sprawą, nie chciała za nadto wybiegać myślami w przyszłość. Najważniejsze było to, że przez dwa tygodnie nie będzie Martina, jednak w tym czasie miało nie być także i Billa, a to nie napawało jej optymizmem. Potrzebowała go w tym czasie, choćby miała go zamknąć w czterech ścianach swojego mieszkania, to bardzo chciała choć kilka dni w tym czasie mieć go dla siebie.
            - Czy na całe te dwa tygodnie musisz jechać do domu? - spytała w końcu.
            - Nie wytrzymałbym tyle bez ciebie - pogładził ją po policzku i uśmiechnął się - Na pewno się do ciebie urwę.
            To było właśnie to, co najbardziej pragnęła usłyszeć i było niepodważalnym dowodem na to, że marzenia się spełniają.
            Przytulił ją jeszcze mocniej i pocałował w czoło. Odetchnęła z ulgą. Zastanowiła się, która właściwie może być godzina? Ledwie widziała tarczę zegarka, już nie wspominając o wskazówkach. Tak było jej dobrze w jego młodych, ale jakże męskich i opiekuńczych ramionach, wcale nie chciało jej się wracać do domu. Martin do niej nie dzwonił, pewnie spokojnie śpi. No właśnie… On nieświadomy niczego śpi, gdy tymczasem ona...
            Nieprzyjemny wyrzut sumienia znów zacisnął pętlę wokół jej szyi. I tak zdradziła go już wcześniej, nie kocha go, choć oczywiście to nie miało prawa być żadnym usprawiedliwieniem, ale w jej sercu zadomowił się ten właśnie czarnowłosy chłopak, który teraz tulił ją w ramionach. To jego pragnęła i wiedziała, że zrobi wszystko, aby moc bezkarnie spędzać z nim czas. Nie myślała teraz racjonalnie, nie budowała z nim przyszłości i na tę chwilę nie zamierzała odejść od Martina. Zresztą nie miała nawet pojęcia, czy właśnie tego oczekiwałby od niej Bill. Ich związek z pewnością nie byłby dobrym pomysłem, to mogłoby się nie udać nawet, gdyby oboje  bardzo tego chcieli. Nie było więc sensu nawet się nad tym zastanawiać, chciała teraz cieszyć się rozkosznym czasem w jego młodych ramionach… On był ucieleśnieniem jej pragnień, nie chciała już tylko marzyć, chciała się z nim kochać i chciała kochać jego, czuć całą sobą, że jest dla niego całym światem i tęsknotą, z pełnią świadomości, że kocha i jej pragnie. Nieznacznie, samymi opuszkami palców dotknęła jego twarzy i lekko przesunęła nimi po jego wilgotnych ustach. To nie był sen ani marzenie, był tuż obok niej. Upływające minuty były katem tych upojnych chwil.
            - Muszę już iść... - odezwała się w końcu cicho Babette. Spojrzał na nią ze smutkiem i  jakby już odczuwalną tęsknotą, a przecież jeszcze się nie rozstali. Chwycił ją za dłoń i pokonując wspólnie kilka stopni w górę, stanęli przy wejściowych drzwiach do klatki. Wtedy objął ją po raz ostatni tej nocy i ponownie pocałował.
            - Dobranoc… - pożegnała go.
            - Będę tu jutro o dwudziestej pierwszej, będę czekał, pamiętaj. Dobranoc…
            Cofnęła się kilka kroków w stronę schodów na górę, do ostatniej chwili trzymając go za rękę. Tak trudno było jej wypuścić ją ze swojego uścisku, lecz kiedy już musiała to zrobić, odwróciła się pokonując pierwsze stopnie prowadzące do jej mieszkania.
            Stał w drzwiach klatki, dopóki zarys jej postaci nie zniknął na półpiętrze. Dopiero teraz usłyszała, jak rozmawia z kimś przez komórkę, że można już przysłać po niego auto.
            Wspinając się wolno po schodach, czuła rozpierające ją szczęście, które po chwili znów przyćmiły wątpliwości. Dlaczego nie mogła żyć w pełni radością tych chwil, czemu znów w jej umyśle zrodziło się setki dziwnych, pełnych obaw myśli?
            Starała się jak najciszej otworzyć drzwi do mieszkania, nie chciała obudzić Martina. Z kuchni wąską smugą padało przez otwarte drzwi na przedpokój nikłe światło latarni, jaka była za oknem. Dlatego bez problemu mogła się poruszać nie zapalając lampy. Niemalże na palcach zakradła się do sypialni, gdzie spokojnym snem spał jej facet. Otuliła go kołdrą, jak matka, która otula z troską swoje chore dziecko. Dotknęła jego czoła, nie był rozpalony, więc pewnie nie miał gorączki. Poruszył się tylko mrucząc coś pod nosem, ale nie obudził. Uspokoiła się, że podczas jej nieobecności, wszystko było w jak najlepszym porządku. Wyszła więc na taras, z nadzieją, że jeszcze zobaczy Billa. Nie pomyliła się, właśnie wsiadał do samochodu i spojrzał w stronę jej okien. Pomachała mu uśmiechając się czule, czego widzieć nie mógł. Przesłał jej całusa i wsiadł do auta, które po chwili zniknęło za rogiem ulicy.
            Zakochała się w nim, teraz była już tego pewna. Zakochała się bez pamięci… Z całym naręczem wątpliwości wróciła do mieszkania. I choć obiecała sobie, że nie będzie zadręczać się myślami o przyszłości, to jednak uciekała w nią wyobrażeniem. Wiedziała, że łamie jakieś zasady, postępuje wbrew wszystkim. Różnica wieku między nimi była niczym przepaść w skalistych górach, nie do przeskoczenia… I choć na razie nie zamierzała zostawiać Martina, wciąż zastanawiała się co będzie, jeśli jednak będzie musiała wybierać?
            Idąc z nim do łóżka w tę pamiętną noc po gali nie chciała się w nim zakochać, nie chciała też jego miłości, choć z każdą godziną w jego towarzystwie coraz bardziej pragnęła go dla siebie. Zauroczył ją nie tylko swoją fizycznością i młodzieńczą świeżością. To spadło na nich oboje nieoczekiwanie, bo uczucie nie pyta o wiek, przychodzi nieproszone w momencie, kiedy najmniej byśmy się go spodziewali, zupełnie go nie oczekując.
            Wiedziała, że to skomplikuje życie nie tylko jemu, ale też i jej. Jednak to było silniejsze od wszelkich kanonów i zasad, chociaż czuła, że nie będzie to łatwa miłość. Nie zdołała zabić tego uczucia w zalążku, nawet pozwoliła mu się rozwinąć, a teraz dała mu możliwość dojrzeć... I dojrzało w niej i w nim, na przekór wszystkim i całemu światu.
            Popatrzyła na zegarek: „Świetnie, prawie rano...” , westchnęła w duchu.
            Z myślą o nim brała prysznic, z myślą o nim kładła się na kanapie w salonie i z myślą o nim pogrążyła się w głębokim śnie...

2 komentarze:

  1. Schody? serio? Tego się nie spodziewałam. awww już się nie mogę doczekać kolejnego odcinka. mam nadzieję, że tak samo będzie gorący jak ten :) Nie mam co nawet dodać bo nie wiem co. Nic dodać nic ująć.
    Weny życzę i pozdrawiam Attenetion Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja droga Attention, nie może być cały czas gorących scen i tak jest tego zbyt dużo, więc chwila oddechu ;>

    OdpowiedzUsuń