piątek, 8 stycznia 2016

Rozdział VIII



                                            Rozdział VIII



„Trudno zrozumieć, że właśnie Ty
Poprzewracałeś w głowie mi.
Spóźniony Ty, za szybka ja…
Komuś na górze nie wyszedł plan”

Tatiana i Dawid Podsiadlo – „Tu i teraz”


            Dźwięk budzika usłyszała jakby dochodził zza światów. Najchętniej wzięłaby wolne, ale dziś miała ważne spotkanie w sprawie programu, którego nie mogła odwołać. Szybko wyłączyła uporczywą melodyjkę i nim otworzyła oczy, przez chwilę zastanawiała się, czy to przypadkiem nie był sen. Przekręciła się na bok stwierdzając z ulgą, że ta rozkosz przeżyta kilka godzin temu była najprawdziwszą rzeczywistością, a autor jej uniesień oddychając miarowo wciąż słodko spał obok niej. Uśmiechnęła się z czułością patrząc na niego przez dłuższą chwilę. Przez moment pomyślała, że może warto by było zaryzykować, może to wszystko ma sens, ale szybko pożegnała te myśli utwierdzając się w przekonaniu, że choćby ze względu na tę ogromną różnicę wieku to nie mogłoby się udać. Poza tym zbyt wiele miała do stracenia, nie mogła i nie chciała odejść od Martina. I teraz właśnie postanowiła sobie, że nigdy więcej nie powtórzy tego szaleństwa, jednak na zawsze zachowa w pamięci te piękne chwile, jakie spędziła z Billem. Czas niestety naglił, a praca czekała, wstała więc ostrożnie, bo nie chciała go zbudzić i nie zamierzała tego robić. Nie chciała się z nim żegnać, tak było o wiele prościej…
            Wzięła szybki prysznic i zaparzyła sobie kawę. Jednak wszystkie poranne czynności wykonywała z małymi przerywnikami, którymi były krótkie zerknięcia na śpiącego chłopaka. Jeszcze chyba nigdy po spędzonej z mężczyzną nocy nie była taka szczęśliwa. Chwilami jednak wypełniał ją żal, że już nigdy nie zatonie w cieple jego ramion, nie odurzy się zapachem jego ciała i nie zasmakuje słodyczy ust…
            Napisała mu na kartce krótką informację, zastanawiając się nad jej treścią. I choć tak bardzo nie chciała go zranić doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że będzie to nieuniknione, jeśli oczywiście ten spędzony wspólnie czas przyczynił się do narodzin jakiegokolwiek, choćby najmniejszego uczucia. Mogła wcześniej pomyśleć o konsekwencjach, teraz niestety było już za późno. Możliwe, że ktoś padnie ofiarą, a w tej chwili była pewna, że nie ona, więc jeśli w ogóle ktoś to na pewno on.
            Weszła do sypialni i pochyliła się nad nim, po czym delikatnie pocałowała go w policzek. Mruknął tylko cicho i przekręcił się na drugi bok. Mimo, że ryzykowała spóźnienie, to jeszcze przez chwilę na niego popatrzyła. Na wspomnienie chwil w jego ramionach owiewał ją obezwładniający dreszcz i rozpierała jakaś bliżej nieokreślona, wewnętrzna energia.
            Wyszła z domu zatrzaskując drzwi i zbiegła radośnie po schodach. Dzień był równie piękny jak ten poprzedni, słoneczny i ciepły. Idąc na parking uśmiechała się sama do siebie, mimo wszystko czując się szczęśliwą. Postanowiła wprawdzie, że więcej nic między nimi się nie wydarzy, jednak i tak miała nadzieję, że może gdzieś, kiedyś… Zafascynował ją, tego była pewna, ale była dojrzałą kobietą, czasem wręcz wyrachowaną i wiedziała, że doskonale sobie z tym poradzi. Za kilka dni wróci Martin i będzie jak dawniej.
            Póki co, nie przestawała myśleć o Billu i wcale jej to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Upajała się wspomnieniami, przeżywając je jakby na nowo i jak bumerang wracały do jej podświadomości te wszystkie chwile pełne namiętności i uniesienia. Uśmiech nie gasł na jej ustach ozdobionych amarantową pomadką. W tej chwili już żadna przykra myśl nie burzyła tej radości spełnienia i za wszelką cenę nie chciała już psuć sobie tego dnia. Była szczęśliwa i pełna jego, przewijał się teraz w każdym zakamarku jej umysłu i nie zamierzała go stamtąd wypędzać. Przynajmniej w ten sposób się nim nacieszy…
            Wsiadła do swojego starego, poczciwego auta i ruszyła w stronę miejsca pracy. Włączyła radio w samochodzie, a że właśnie z głośnika popłynął doskonale jej znany kawałek, radośnie śpiewała wraz z wokalistką. Nawet stojąc na światłach z otwartą szybą nie przestawała, aż mężczyzna w Mercedesie obok popukał się w czoło. Uśmiechnęła się do niego i puściła mu oczko, co w normalnych okolicznościach nie miałoby prawa bytu. Znając siebie, pewnie pokazałaby mu środkowy palec i dodała może jakieś niezbyt cenzurowane słowo. Jednak nie dziś, nie teraz. Teraz była zbyt radosna i nic, ani nikt, żadna smutna myśl nie miała prawa zmącić tego szczęścia i dobrego nastroju. W tej chwili nie liczyło dla niej to, co nastąpi. Żyła chwilą, choć może nie trwającą, a minioną. Żyła wspomnieniem jego i choć tak bardzo pewna, że upora się z tą fascynacją kiedy tylko zechce, nawet nie wiedziała, jak bardzo w tej materii nie zna siebie… Nie miała jeszcze pojęcia, że on wkradł się w jej życie, jak najbardziej uzależniający narkotyk.
            - Cześć Ann! – roześmiana zwróciła się do sekretarki, będąc już w budynku telewizji. - Jest coś dla mnie?
            - Jest, jest... - uśmiechnęła się dziewczyna, spoglądając na Babette. - Jak pani dziś ślicznie wygląda! -  popatrzyła na nią z podziwem. Istotnie, w tej sukience wyglądała oszałamiająco, jednak dziś szata nie była jej jedyną ozdobą.
            - Jestem szczęśliwa! - krzyknęła, odchodząc już z pocztą w ręku. Wszyscy znajomi napotkani w korytarzu, byli serdecznie przez nią pozdrawiani, do wszystkich się uśmiechała, a niektórzy po raz pierwszy widzieli taką Babette. Zawsze stateczna i dumna pani prezenter, dziś uśmiechnięta i wesoła, radośnie przemierzała drogę do swojego biura, gdzie z ochotą rzuciła się w wir pracy. Obiecała sobie, że kiedy tylko załatwi najpilniejsze sprawy i nim nadejdzie czas ważnego spotkania, popędzi do Julii, aby podzielić się z nią swoimi przeżyciami. Jednak nie minęła godzina, jak przyjaciółka ją ubiegła.
            - Cześć ... - uśmiechnęła się zza otwieranych drzwi. - A co ty wczoraj wyłączyłaś komórkę, główka bolała?
            Dziewczyna spojrzała na nieświadomą niczego Julię i uśmiechnęła się tajemniczo.
            - Nie, główka mnie nie bolała, wyłączyłam, bo już Martin zadzwonił w najmniej odpowiednim momencie. I nie chciałam, aby to się powtórzyło. – dopiero teraz dotarło do niej, że od tamtej chwili nie dała znaku życia mimo, że mu obiecała. O dziwo, jeszcze nie zadzwonił od rana…
            - Spędziłaś z kimś noc? – zapytała nieco zdziwiona Julia, bo cóż mogło oznaczać stwierdzenie, że Martin dzwonił w najmniej odpowiednim momencie? Usiadła na fotelu na wprost dziewczyny wpatrując się w nią uporczywie.
            - Owszem… - odparła Babette uśmiechając się radośnie, ale zarazem tajemniczo.
            - Z kim? – Szatynka uniosła brew do góry, oczekując odpowiedzi. Domyślała się, że może z tym chłopcem, przecież doskonale widziała, jak całą galę ciągnęło ich do siebie i wręcz musiała ich rozdzielić na parkiecie. Jednak zupełnie nie potrafiła sobie poukładać tego w jaki sposób mogło się to stać. Przecież wyszła z balu razem z Martinem, no chyba, że gdzieś potem się z nim umówiła. Nie, nie… To było niemożliwe. Jednak jeśli nie z nim, to z kim?
            - Powinnaś się domyślić... 
            - Nie… Nie wierzę… - Julia tylko pokręciła głową. Była w lekkim szoku, wprawdzie lgnęli do siebie niemożliwie, ale żeby tak szybko mogło miedzy nimi do czegoś dojść? Tego się nie spodziewała.
            - No to uwierz… - Babette oparła łokcie na biurku, a na dłoniach wsparła brodę. Spojrzenie emanowało teraz jeszcze większym blaskiem.
            - No dobrze, powiedzmy, że cię poniosło, ale kiedy? Jak? Umówiliście się gdzieś potem? – dopytywała. – Swoją drogą dobra jesteś… Nie spodziewałam się, że jesteś aż taka szybka, nie doceniałam cię…
            - Jakieś pół godziny po tym, jak Martin odwiózł mnie do domu on zapukał do moich drzwi, ledwie zdążyłam wziąć prysznic… - odpowiedziała Babette. – Usłyszał, że Martin od razu po gali wyjeżdża i przyjechał, a na dodatek prawdopodobnie nadal tam jest…
            Na samo wspomnienie chwili, kiedy ujrzała go na progu poczuła przyjemne mrowienie. Wszystko co zdarzyło im się tej nocy zaczęło się właśnie w tamtej chwili. Jakże by teraz mogła nie wspomnieć jej z rozrzewnieniem i cudownym dreszczem wibrującym gdzieś w podbrzuszu..?
            - Kojarzę. Kiedy Martin o tym powiedział, widziałam jak on na ciebie spojrzał… Odważny jest, muszę przyznać. - zamyśliła się rozmówczyni, ale po chwili ożywiona zapytała; - Jak to; nadal tam jest? Czy ty z nim spędziłaś noc, dzień i kolejną noc? – Julia coraz szerzej otwierała oczy. To, o czym mówiła jej przyjaciółka było wręcz nieprawdopodobne, a jednocześnie fascynujące. Odrobinę zazdrościła jej takich przeżyć, tych wszystkich uniesień, jakich z pewnością musiała z nim doświadczyć. Chociaż brzmiało to odrobinę abstrakcyjnie, to przecież musiało mieć miejsce. Babette nie opowiadałaby jej rzeczy wyssanych z palca. Teraz westchnęła, kiedy przyjaciółka patrzyła na nią takim przeszywającym wzrokiem.
            - Nie patrz tak na mnie… Wiem, że mogłam zamknąć mu przed nosem drzwi i powiedzieć, żeby wracał tam skąd przyszedł, wiem, że to było z mojej strony głupie i nieodpowiedzialne, ale błagam… Nie każ mi tłumaczyć, dlaczego wpuściłam go, bo nie umiem odpowiedzieć ci na to pytanie. – obróciła się teraz na krześle i spojrzała za okno. Nie żałowała niczego i doskonale wiedziała, że nigdy nie będzie żałować, jeśli wszystko poukłada się po jej myśli. Czuła, że nikomu – no może prócz brata, któremu ufał – o tym nie powie, że zachowa to dla siebie jako piękne wspomnienie. Jemu przecież tym bardziej nie zależało na takim rozgłosie… Przeżyli oboje cudowne chwile ze sobą i niech tak pozostanie.
            - Co ty z nim robiłaś tyle czasu? – przyjaciółka zadała chyba najgłupsze pytanie, jakiego mogła się po niej spodziewać Babette.
            - Julia… - spojrzała na nią z politowaniem, lekko kręcąc głową.
            - Dobra, bez owijania w bawełnę; caluteńki czas uprawialiście seks? – teraz ona wsparła przedramiona na biurku uporczywie wpatrując się w brunetkę.
            - Może nie cały czas, ale… Wiele razy.  I muszę ci powiedzieć, że było niesamowicie.
            Zamilkła na chwilę wracając myślami do tych wydarzeń. Chciała przeżyć to we wspomnieniach na nowo, jednak wiedziała, że na spokojnie wróci do tego dopiero wieczorem w swoim mieszkaniu. Opowiedziała Julii bardzo zdawkowo o przebiegu ostatnich kilkudziesięciu godzin jej życia, nie zagłębiając się w intymne szczegóły. To było tylko i wyłącznie jej tabu, tam nie pozwalała wnikać nikomu, nawet najlepszej przyjaciółce. Przeżyte z Billem chwile były jej sacrum i wiedziała, że będzie go pilnie strzec.
            Ton głosu dziewczyny zaniepokoił odrobinę jej przyjaciółkę. Jeszcze nigdy nie opowiadała z takim namaszczeniem i z taką czułością o żadnym facecie. I choć pomijała wszystkie szczegóły dotyczące zbliżeń, mówiąc o samym chłopaku wymalowała najpiękniejszymi słowami jego niemal idealny portret.
            Julia analizowała wszystko w ciszy i skupieniu, wysłuchując jej. Pierwszy raz widziała ją taką, pierwszy raz jej głos stawał się miękki i melodyjny, kiedy wymawiała czyjeś imię. Coś z pewnością zaczynało się dziać i nie było to nic dobrego…
            - Czarno to widzę… – odezwała się w końcu, kiedy Babette zamilkła.
            - Co? - zdziwiła się wyrwana z lekkiego zamyślenia.
            - Ten wasz romans.
            - Nie będzie żadnego romansu - skwitowała stanowczo dziewczyna.
            - Jasne, już w to wierzę… - Julia uśmiechnęła się ironicznie pod nosem. - Widzę po tobie, że to się tak szybko nie skończy, zaangażowałaś się moja droga. Nie wiem jak on, ale ty się zaangażowałaś.
            Przyjaciółka doskonale ją znała. Jeszcze przed związkiem z Martinem, miewała różne przelotne romanse, zdarzyło jej się też zdradzić go, ale jeszcze nigdy nie widziała jej tak rozkojarzonej, rozmarzonej, z błyszczącymi oczami i lekkim rumieńcem. Nigdy nie była tak rozpromieniona, nawet kiedy związała się z Martinem, choć wówczas usilnie twierdziła, że naprawdę się zakochała.
            - Poradzę sobie. Jestem dużą dziewczynką… - uśmiechnęła się blado. - Nie mogę tego dalej ciągnąć, chociażby ze względu na Martina.
            - To akurat nie jest żaden powód. I nawet nie sądzę, że masz wyrzuty sumienia.
            - Nie żałuję tego, co się stało, ale Bill jest za młody. Nawet gdybym bardzo chciała, to się nie uda… Poza tym nie będzie nawet możliwości żeby się spotykać.
            Tak naprawdę Babette już nie chciała o tym wszystkim rozmawiać, nie miała siły. Z każdą chwilą miała coraz większe wątpliwości i jakiś żal rozpierał się w niej z coraz większą siłą. Nie widziała go zaledwie jakieś trzy godziny, a już z ogromną przyjemnością zobaczyłaby go znów… Przyłapała się na tym, że zamiast myśleć o Martinie, w jej głowie rozgościł się Bill.
- A jak szłaś z nim do łóżka to wiek ci nie przeszkadzał? – Julia była teraz dla niej katem, raniła każdym słowem coraz bardziej niespokojną dziewczynę. Owszem, miała w tym wiele racji, ale to co mówiła po prostu zaczynało boleć.
- Czemu mnie dobijasz? - spytała w końcu z żalem w głosie.
            - Nie chcę cię dobić, tylko chcę ci uzmysłowić prawdę, wspomnisz moje słowo, że to się na tym nie skończy i w tej chwili nie chodzi mi tylko o ciebie, ale ja widziałam jak on na ciebie patrzy... Jeśli przez ten spędzony wspólnie czas rozkochałaś go w sobie, to nie odpuści i będą kłopoty. Mówiłam ci, ze tacy młodzi chłopcy szybko się angażują, szczególnie jeśli seks jest niezły.
            Podświadomie wypychała to z myśli. Wprawdzie nie powiedział jej, że zakochał się, czy zauroczył, żadne takie słowo nie padło, jednak chciał powiedzieć jej o uczuciu, była tego pewna, bo sama zakazała mu, a wówczas tak bardzo wzburzył się. Teraz już nie wiedziała, czy boi się tego, czy czuje jakąś dziwną euforię na samą myśl. I chyba zaczynała tego chcieć… Zaczynała pragnąć, żeby naprawdę coś się w nim zrodziło, żeby nie odpuścił mimo tego zakazu, jaki zostawiła mu na kartce w kuchni.
            - Wiesz, on chciał mi coś wyznać, ale udaremniłam to... - powiedziała po namyśle.
            - Dlaczego? - zdziwiła się Julia.
            - Byłam pewna, że to było pod wpływem chwili... Poza tym takie słowa są zobowiązujące, a ja nie chciałam żadnych zobowiązań, nie w mojej sytuacji.
            - No to upojna musiała być ta chwila...
            - Była... - odpowiedziała prawie szeptem Babette spuszczając wzrok. - Ale już się nie powtórzy.
Sama teraz nie wierzyła w to co mówi. Wiedziała, że musi to uciąć, musi być stanowcza nawet jeśli on będzie szukał kontaktu. Tak naprawdę wcale nie chciała tego, nie chciała, żeby to się tak skończyło. Ale musiała być silna wbrew własnej woli…
Wstała i podeszła do okna, celowo stanęła tyłem do przyjaciółki, żeby ukryć napływające do oczu łzy. Na samo wspomnienie tych cudownych godzin, czuła nieopisany żal, że już nigdy nie poczuje jego delikatnych dłoni na swoim ciele, ani słodkich warg na swoich ustach, że już nigdy nie obdaruje jej nawet najdrobniejszą pieszczotą. I z każdą chwilą było z nią coraz gorzej…
            Im dalej brnęły w ten temat tym bardziej rozrastał się w niej żal, tęsknota za przeżytymi chwilami, rozpadała się i miękła, nasiąkając nieznanymi sobie dotąd uczuciami. Julia doskonale widziała jak bardzo wszystko to przeżywa.
            - Było nieziemsko, prawda?
Babette ukradkiem otarła spływającą łzę, po czym zwróciła się do Julii:
            - Powiem ci jak było... Tak, było nieziemsko, wspaniale, cudownie! Było tak, jak jeszcze nigdy dotąd... - patrzyła jej w oczy, poważnym, smutnym spojrzeniem, które jednocześnie zawierało całą zmysłowość spędzonych z młodym kochankiem godzin. - Jeszcze nikt nigdy nie dał mi tyle rozkoszy… Był wspaniały, pełen młodzieńczej świeżości, czuły i zaborczy, bezradny i stanowczy, nieśmiały i zdecydowany, przewidujący i nieprzewidywalny, wszystko w jednym, rozumiesz? -  na koniec załamał jej się głos, a do oczu znów napłynęły łzy. Miała ochotę po prostu się rozpłakać i wiedziała, że kiedy już będzie w domu, nie powstrzyma się przed tym. Nie chciała już tłumić tego co czuła, całego nagromadzonego w niej żalu, że nigdy nie będzie jej, że więcej nie przeżyje z nim równie cudownych, pełnych namiętności chwil.
            Słuchaczka siedziała jak zahipnotyzowana, teraz już była pewna, że to się tak szybko nie skończy...

~
ęłęóOtworzył leniwie oczy i przeciągnął się. Teraz nie miał żadnych wątpliwości, wiedział gdzie jest i jak się tu znalazł. Wtulił się z czułością w miękką pościel, która pachniała jeszcze ogniem ich ciał. Nie chciało mu się wstawać, przymknął oczy i z lekkim uśmiechem na ustach wspominał ostatnie chwile przed snem. Nie spodziewał się, że można się tak kochać, że miłość fizyczna może dawać tyle satysfakcji. Miał już tego typu kontakty z dziewczynami, owszem było nieźle, jednak żadna z nich nie była tak gorąca, tak namiętna, żadna nigdy wcześniej nie oddawała mu się w taki sposób, z taką śmiałością i zdecydowaniem, a co najważniejsze, żadna nie podniecała go aż tak, żadnej nigdy wcześniej nie pragnął tak desperacko.
            Rozmarzył się, zastanawiając jednocześnie co dalej? Jak poukłada się jego życie w obliczu romansu z dojrzałą kobietą? Bo w tej chwili znów wierzył, że to nie skończy się na tym jednym razie, przecież sama mówiła mu w nocy, jak cholernie jest jej z nim dobrze…
            Był zadowolony, że w końcu, pomimo tej małej wpadki na początku sprostał jej wymaganiom, że była przy nim taka spełniona, a on poczuł się przy niej prawdziwym mężczyzną. Leżał w jej łóżku i myślał triumfalnie: "Gdyby Tom mógł mnie teraz zobaczyć…". Czuł się niemalże jak Napoleon pod Austerlitz, zwyciężył, zdobył tę, którą chciał. Rozpierała go wewnętrzna duma, chciał jak najszybciej podzielić się swoim szczęściem z bratem. Spojrzał na zegarek i wróciła mu trzeźwość myślenia. Dochodziło południe, był poniedziałek, zwykły dzień powszedni. Wstał pospiesznie i przemierzył wszystkie pomieszczenia jej mieszkania. Wszędzie było cicho i pusto, tylko z otwartych drzwi na taras, dobiegł do jego uszu dźwięk prosto z ulicy. To oczywiste, że była w pracy, więc może zostawiła mu gdzieś klucze, żeby zamknął za sobą mieszkanie?
            W kuchni na stole zobaczył opartą o cukiernicę kartkę, która najwyraźniej była pozostawiona dla niego. Błyskawicznie przebiegł oczami po zapisanych tam słowach: "Dziękuję za wszystko i pamiętaj, że nigdy nie zapomnę tych chwil. Tylko proszę cię, nie dzwoń i nie szukaj ze mną kontaktu. Wychodząc zatrzaśnij drzwi, to wystarczy. Babette". Poczuł paraliżujący dreszcz, który był tak zupełnie inny od tych wszystkich, jakie czuł nocą i poprzedniego dnia. Stojąc tak w jej kuchni, będąc zupełnie nagim zamarł w bezruchu. Przez otwarte drzwi na taras do mieszkania przedostawało się upalne powietrze, było naprawdę gorąco, a on miał wrażenie, że po jego ciele spływa lodowata woda. Trząsł się z zimna, a kartka wciąż trzymana w dłoni lekko drżała. Kolejny raz przebiegł wzrokiem po pisanych jej dłonią literach, jakby wciąż nie wierząc w sens tych słów. Narastająca w nim teraz fala wściekłości sprawiła, że zacisnął zęby i zmiął kartkę, po czym cisnął nią o podłogę.
„Więc to tak… Miałem być na jeden raz!”, pomyślał rozgoryczony czując się w tej chwili jak zabawka. Huragan nieprzyjemnych myśli w jego głowie siał spustoszenie. Gdyby teraz mógł, powiedziałby jej kilka niewybrednych słów, co o tym wszystkim myśli. Pospiesznie się ubrał i zadzwonił do Toma.
            - Przyślij po mnie samochód. – powiedział stanowczo i krótko, kiedy tylko usłyszał w słuchawce głos brata.
            - Taa, jasne... Teraz to samochód - z wyrzutem w głosie odpowiedział Tom.
            - Pogadamy jak przyjadę.
            Bill starał się panować nad tonem swojego głosu. Bał się, że brat się czegoś domyśli i zacznie od razu go wypytywać, więc szybko się rozłączył. Nie chciał o niczym mówić przez telefon, potrzebował wygadać się w cztery oczy, opowiedzieć mu o tym co się wydarzyło, no i będzie musiał wspomnieć jak „pięknie” się z nim pożegnała. Nie chciał takiego zakończenia tej przygody, wolałby móc opowiadać, że teraz nie będzie mógł doczekać się kolejnego spotkania. Jednak po jej słowach wiedział, że raczej nie ma na co liczyć i jedynie jakieś przypadkowe spotkanie może sprawić, że będzie mógł ją zobaczyć. Ale czymże miało być samo spojrzenie, po tylu upojnych chwilach w jej ramionach? Jak ma nie pragnąć więcej słodyczy jej pocałunków, miękkiego dotyku rozbieganych dłoni i poddającej się każdej jego pieszczocie najdelikatniejszej skórze…?
            Wypatrywał przez okno nadjeżdżającego samochodu i jednocześnie wciąż wszystko rozpamiętywał. Był rozgoryczony, żal dławił go brutalnie chwytając za gardło. Chciało mu się płakać. Sam na siebie był wściekły za te wszystkie mrzonki, jakim pozwolił narodzić się w swoim umyśle, zbyt wiele sobie obiecywał…
            Czy naprawdę właśnie tak sobie to zaplanowała? Z góry założyła, że zabawi się nim niczego nie obiecując? To dlatego nie pozwoliła mu nic mówić w temacie uczuć, bała się, że będzie musiała brać odpowiedzialność, jeśli on coś poczuje.
Jeszcze raz obszedł wszystkie pomieszczenia jej mieszkania, a każde naznaczone było fizyczną rozkoszą ich ciał. Salon, gdzie spędzili pierwsze chwile swojego szaleństwa kiedy tylko tu wszedł, a potem delektowali się szampanem… Sypialnia, gdzie podczas ostatnich chwil przed snem czułość i namiętność grała pierwsze skrzypce, łazienka i prysznic, kuchnia i ta szafka, na której kochał ją po porannej kawie… Czy jeszcze kiedyś będzie mu dane tu być?
            Nie potrafił zrozumieć dlaczego nie chce więcej go widzieć? Przecież niczego od niej nie żądał, niczego nie oczekiwał, pragnął tylko kolejnego spotkania i bliskości. Było im ze sobą tak dobrze...
            Spostrzegł nadjeżdżający samochód, więc postanowił zejść na dół. Wsiadł do auta chmurny, odpowiadając ochroniarzowi tylko krótkie „cześć” i tym samym dając mu do zrozumienia, że nie ma ochoty wdawać się w żadną dyskusję. Wolał pogrążyć się w swoich bolesnych rozmyślaniach i katować wspomnieniami. Znów zadawał sobie trudne pytania, na jakie teraz nie było odpowiedzi. Jak będzie żył ze świadomością, że już nigdy to się nie powtórzy? Mając nadzieję na zdobycie jej, było mu łatwiej, bo wtedy tylko marzył, wyobrażał sobie zupełnie jej nie znając. Nie miał pojęcia jaka jest, kiedy się oddaje, ile w niej namiętności i słodyczy.
            I po co w ogóle tu przyjeżdżał? Żeby teraz karmić się nadzieją? Żeby myśleć dniami i nocami tylko o niej? Wiedział, że nie będzie umiał o niej zapomnieć, a to co tu się stało, odciśnie się piętnem na jego sercu i duszy. Czuł się zawiedziony, ogromnie zawiedziony...
            Tom już na niego czekał i teraz wcale nie był taki pewny, czy w ogóle chce z nim o tym wszystkim rozmawiać.
            - No nareszcie! Siadaj i opowiadaj!
            Bill spojrzał na niego tępym wzrokiem, nie odpowiedział nic tylko bezwładnie rzucił się na łóżko. Milczał. Nie wiedział od czego ma zacząć i jak. Najchętniej teraz napiłby się czegoś mocniejszego i poszedł po prostu spać, ale wiedział, że kiedy się obudzi wszystko wróci, bo na pewno nie uwolni się od wspomnień. Cały czas miał przed oczami tę nieszczęsną kartkę i słowa pisane jej dłonią. Tymczasem brat wyczekiwał niecierpliwie na relację.
            - No mów coś!
            Popatrzył na niego i zapytał tylko:
            - Mamy coś do picia?
            - Jest cola. A co, masz kaca? – wyszczerzył się bliźniak.
            - Potrzebuję czegoś mocniejszego… - Bill usiadł na łóżku. W jego oczach malował się smutek i rozczarowanie, przed Tomem nie potrafił nigdy niczego udawać, zresztą przed nim nie musiał.
            - Jest wódka, zrobić ci jakiegoś drinka? – Toma paliła ciekawość, ale czuł, że coś poszło nie tak i nie chciał naciskać, wiedział, że w końcu sam zechce się wygadać. Bill tylko kiwnął głową i zrzucając buty, usiadł na łóżku, opierając się o zagłówek. Wyciągnął dłoń po szklankę, którą podał mu brat i od razu upił kilka łyków.
            - Ej! Bo się nawalisz i nic z ciebie nie wycisnę! – zmarszczył tamten czoło.
            - A co chcesz wiedzieć? - odezwał się beznamiętnym głosem. - Że było niesamowicie? Tak, było... Było zajebiście, miałem seks życia, wystarczy?
           Tom słuchał w milczeniu i przyglądał mu się bacznie. Kiedy promieniał szczęściem mówił zupełnie innym tonem, zupełnie inny wyraz miało jego spojrzenie, inaczej błyszczały mu oczy, a głos miał zupełnie inną barwę, więc jasne było, że coś musiało się stać. Nie chciał jednak być obcesowy i chamski, dlatego też troskliwie zapytał:
            - Domyślam się, że musiało być ekstra, skoro spędziłeś tam prawie półtora dnia, ale co się dzieje teraz? Bo coś się dzieje, dobrze to widzę…
            - Teraz już nic… Teraz jej już nie ma... - wyszeptał bezsilnie chłopak posiłkując się drinkiem. Wypił do dna, a Tom wziął od niego pustą szklankę i znów wypełnił „znieczulaczem”. Czasem było potrzeba właśnie takiego oderwania się od trudnej rzeczywistości.
            Nastała grobowa cisza. Tom już wiedział, że sielanka najprawdopodobniej nie miała happy endu, ale nie chciał na siłę wyciągać od brata szczegółów. Widząc jego nastrój, nie chciał o nic pytać, obserwował go więc tylko wyczekująco. Bill popatrzył na niego smutnym wzrokiem, chciał wszystko wyrzucić z siebie, ale bał się reakcji Toma, w końcu odezwał się:
            - Byłem tylko jej zabawką na jedną… Nie, na dwie noce...
            - Tak ci powiedziała? To dziwka! - zirytował się brat.
            - Nic mi nie powiedziała. Nie mów tak o niej, zabraniam. – zdecydowanym, lecz spokojnym tonem powiedział Bill. Spojrzenie zaczynało mu się robić mętne i odrobinę spowalniał swoje wypowiedzi. Wypił dwa, bardzo mocne drinki w krótkim czasie i zanosiło się na to, że za chwilę będzie chciał pić trzeci, a Tom gadał jak nakręcony.
            - A jak mam mówić? I ty jeszcze jej bronisz? Wiedziałem że tak będzie, mówiłem ci to kilka tygodni temu, na samym początku, wiedziałem, że wpadła ci w oko, wiedziałem, że to się tak skończy, ostrzegałem cię, ale ty nie! Ty byłeś mądrzejszy! Ja znam takie lale. Czułem, że ma na ciebie ochotę, a potem pożegna cię bez żalu. Na co ty liczyłeś?!
            - Zamknij się wreszcie! - teraz krzyknął Bill. Nie pomagał mu swoim gadaniem, a wręcz przeciwnie. Nastała cisza, ale Tom nadal chodził poirytowany z rękami w kieszeniach, po chwili znów się odezwał:
            - Ale jak w końcu było? Opowiedz mi chociaż...
            - Już ci mówiłem, to był seks życia. Kochaliśmy się prawie cały czas, z przerwami na  jakieś jedzenie i film, dosłownie wszędzie… W salonie na podłodze, w kuchni, w sypialni, pod prysznicem… - Bill opadł na poduszkę czując, że brakuje mu sił, aby o tym mówić. I tak raniło go to boleśnie, wracając do niego jako retrospekcja. Z pewnością nie byłoby żadnego bólu, gdyby miał choć cień nadziei…
            Tom tylko przełknął ślinę stając jak wryty. Odrobinę mu zazdrościł takich przeżyć, sam chciał mieć kiedyś jakąś niezłą, doświadczoną laskę.
            - Jak mam żyć ze świadomością, że jej więcej nie dotknę? – zapytał łamiącym się głosem Bill. Uniósł głowę patrząc na bliźniaka.
            - Cholera... Ty się zakochałeś! - przeraził się chłopak.
            Bill nie odpowiedział, tylko wstał i sam zrobił sobie kolejnego drinka.
            - A może wcale nie jesteś jej obojętny? Może tylko się boi...? W końcu jesteś dla niej małolatem, gnojkiem.
            - Nie sądzę... - mruknął cicho Bill. Teraz był tego pewien, chociaż jeszcze dziś rano myślał, że jest jej bliski.
            - Wiesz co? Mam pomysł! Przy najbliższej okazji sprawdzimy ją. Jeśli jej na tobie zależy, to pęknie! - klasnął w dłonie Tom.
            - Niby jak chcesz to zrobić i kiedy będzie ta najbliższa okazja?
            - Zaufaj bratu, w końcu jestem w tym mistrzem! A okazja się znajdzie… - uśmiechnął się cwaniacko chłopak, puszczając bratu oczko.
             ~     
            Jak rano wychodziła z domu niesamowicie szczęśliwa, tak teraz wracała totalnie rozbita. Otwierając kluczem drzwi, zastanawiała się co w nim zastanie. „A jeśli on tam jeszcze jest?", przemknęło jej przez myśl, a w żołądku poczuła dziwną sensację. Niepewnie weszła do przedpokoju i spojrzała na wieszak, gdzie jeszcze rano wisiały jego spodnie. Rozejrzała się i z ulgą stwierdziła, że butów też nie ma. Odetchnęła. Skierowała swe kroki do sypialni. Łóżko było niezasłane, tak jak wstał, tak je zostawił. Przysiadła na nim delikatnie, na samym brzegu, nie chciała zburzyć ostatniego śladu, jaki został po ich wspólnie przeżytej nocy. Z wielką czułością dotknęła poduszki, na której jeszcze rano spoczywała jego głowa. Przypomniała sobie jego oczy, które wpatrywały się w nią pożądliwie, jego usta, które całowały każdą cząstkę jej ciała, jego ręce, delikatnie dotykające jej skóry. Łzy rozmyły nagle obraz pozostawionej w nieładzie pościeli. Ukryła twarz w dłoniach. Już nie mogła dłużej tłumić w sobie żalu, który ją trawił, była u siebie w domu i mogła wypłakać się do woli, wyrzucić z siebie wszystko. Coś w niej pękło, nie poznawała sama siebie. To uczucie, jakie teraz paliło jej wnętrze, rozrywało serce, tłoczyło do oczu łzy… Co to do cholery było? Co się z nią działo? Jeszcze nigdy z taką intensywnością, z taką siłą nie wspominała spędzonej z kimś nocy, nigdy nie spadał na nią lawiną rozkoszny dreszcz z powodu ledwie wspomnienia o niedawnym dotyku, pieszczocie warg… Czuła obezwładniającą ją tęsknotę, która na dodatek bolała... Tak bardzo bolała... Była już pewna, a nawet wiedziała, że to coś więcej niż zauroczenie.
            Najpierw wtuliła się w poduszkę, która wciąż pachniała nim. A może to tylko podświadomość przywracała w jej pamięci ten zapach...? Chłonęła go, biegnąc w myślach do ciepła jego ramion, kiedy układała głowę na jego klatce piersiowej wsłuchując się w bicie serca. Namoczyła poduszkę własnymi łzami, brudząc ją rozmazanym tuszem. 
            Potem leżała już tylko z oczami wbitymi w sufit, próbując zdefiniować swoje uczucia. Wreszcie do niej dotarło: „Mój Boże… Zakochałam się w chłopcu...".
            Zaczęło się prawie ściemniać, kiedy podniosła się z łóżka. Cały żal jaki nią zawładnął, widziała teraz w swoim odbiciu w lustrze. Rozmazany makijaż i oczy bez wyrazu, twarz zapuchnięta od łez. „I co ty idiotko narobiłaś…?”, zadała sobie w myślach pytanie pełne wyrzutu, po czym dodała już szeptem wpatrując się w swoje lustrzane ja.
- Skrzywdziłaś jego i siebie...
            Cisza panująca w mieszkaniu była coraz bardziej męcząca, nastawiła więc muzykę, ale ta nie przyniosła ukojenia, wręcz przeciwnie, przywołała piękne, ale jakże bolesne wspomnienia ostatnich godzin. Pomyślała o alkoholu, może on chociaż na chwilę znieczuli jej ból. Bez wahania sięgnęła do lodówki po ulubionego Krombachera i już po chwili zatopiła usta w gorzkiej pianie. Kuchnia... To miejsce też nie przyniosło ulgi, gdzie by się nie ruszyła, niemalże każdy kąt jej lokum naznaczony był ich fizyczną miłością.
„Czy jest gdzieś w tym domu miejsce, gdzie nie kochaliśmy się...?”, zadała sobie pytanie. Nagle jej wzrok przyciągnął zgnieciony kawałek papieru, leżący pod kuchennym stołem. Nachyliła się i drżącą ręką podniosła zwitek. Poczuła ucisk w żołądku i w gardle, bo już wiedziała co to jest. Nie myliła się, to była ta kartka, którą tak bezmyślnie napisała dziś rano. Teraz tego żałowała, żałowała że nie pozostawiła wydarzeń swojemu własnemu biegowi, że nie dała szansy losowi. Znów nie mogła powstrzymać łez, które spływały po jej twarzy, skapując na trzymaną w rękach kartkę i rozmywając atrament wiecznego pióra. Tak bardzo chciała w tej chwili cofnąć czas, ale tylko do rana, nie dalej...  A może i dalej, chociażby tylko po to, żeby to przeżyć jeszcze raz?
            - Cholera!
            Z bezsilności walnęła z całej siły pięścią w stół i aż syknęła z bólu, łapiąc się za rękę. Nie wiedziała co ma ze sobą począć, błądziła po mieszkaniu jak w jakimś amoku. Wyszła na taras, ale tu też dopadły ją wspomnienia. Kilkanaście godzin temu stali w tym miejscu razem, przytulając się do siebie, pamiętała jeszcze pełen obawy wyraz jego oczu, kiedy niepewnie odpowiadał, gdy zapytała czy ktoś wie, że tutaj jest.
            Był ciepły, letni wieczór. Sięgnęła po papierosa. Paliła bardzo rzadko, zazwyczaj gdzieś na imprezach, albo czasem w sytuacjach o których myślała, że są bez wyjścia, zupełnie jak ta. Oparła się o barierkę tarasu, obserwując niewielki już o tej porze ruch na ulicy. Jakieś zakochane pary przechadzające się wolnym krokiem, nie spieszący się donikąd właściciele ze swoimi pupilami, tracący kontakt z rzeczywistością i zataczający się pijak, jakiś stojący, szczupły chłopak z naciągniętym na głowę kapturem od bluzy... Zaraz, zaraz… Wysoki, szczupły chłopak? Serce zabiło jej mocniej, zacisnęła dłoń na barierce, znów czując tą niemiłosiernie paraliżującą sensację w żołądku... Trochę bardziej wychyliła się, czyżby to był on...? Z sąsiedniej bramy wybiegła młoda dziewczyna, rzucając się domniemanemu Billowi na szyję.            
           Babette odetchnęła z ulgą, choć wcale jej nie poczuła. Gdzieś w podświadomości marzyła, żeby nie odpuścił, choć słowa jakie pozostawiła mu na kartce na pewno nie pomogą spełnić się tym marzeniom. Dlaczego tak bezmyślnie zabroniła mu kontaktu? Przecież mógłby zatelefonować póki nie ma Martina, przecież jeszcze choć na chwilę mogliby się spotkać.
            Teraz chciała już tylko zasnąć, niech czas upływa, i niech wraca Martin. Może uda się jakoś zapomnieć…
            Wzięła prysznic, zaścieliła łóżko. Każdej wykonywanej przez nią czynności towarzyszyło wspomnienie i tęsknota, której teraz jeszcze nie potrafiła się pozbyć. Wszędzie była cząstka jego, w żaden sposób nie mogła pogubić myśli o nim. Był tu, był wszędzie, w jej sercu, w jej głowie... Był w niej, kiedy na chwilę zamykała oczy…
            Leżała na kanapie i przypominała sobie każde jego dotknięcie, każdą subtelną pieszczotę, a każdy przypominany sobie szczegół ranił ją jak rozżarzone ostrze noża. To wszystko było zbyt świeże, ale wiedziała, że z czasem zapomni... Musi zapomnieć. Teraz niczym ratunku potrzebowała snu, ale ten wcale nie chciał nadejść.


12 komentarzy:

  1. Poprawiając błędy, przy tym, jak Bill wrócił z mieszkania Babette i pijąc na umór żalił się Tomowi, miałam łzy w oczach. Łzy, które pociekły mi po policzkach, a serce wypełnił ból. Ten chłopak musiał strasznie cierpieć, był zawiedziony, stracił nadzieję... Jednak zakochał się bez pamięci, zakochał tak bardzo, że coś w środku mojej duszy krzyczy, abym i ja miała możliwość takiego osobnika spotkać. Kogoś, kto widziałby tylko mnie i kochał mimo wszystkich niedoskonałości.
    A Babette mnie zirytowała. Wredna, podła małpa! Powinna mu pozwolić zająć się sobą, zgodzić na ten romans, wszak przecież też coś do niego poczuła! Ale nie, musi być mądrzejsza, wiedzieć lepiej, robić nie to, czego pragnie serce, a to, co wg niej jest stosowne. Gdyby tylko wiedziała ile szczęścia może mu ofiarować, ile szczęścia może ofiarować sobie, gdyby wiedziała, że taka miłość zdarza się raz na milion i nic, ale to nic nie mogłoby jej wzruszyć... Jak już mówiłam; durna, egoistyczna pała i wytargałabym ją za kłaki.
    Jednak później, kiedy leżała taka biedna, kiedy wspominała i płakała... Współczułam jej i ba, znowu się wzruszyłam. Nie wiem co ty ze mną robisz, dlaczego piszesz tak pięknie, dlaczego (niecenzuralne słowo) wszystko trafia do człowieka tak dogłębnie, poruszając najwrażliwsze struktury jego istnienia?


    No, rozemocjonowałam się, ale Ty wiesz, że zawsze budzisz we mnie skrajne uczucia chyba jako jedyna. Wzruszyłaś kobietę, która nie umie płakać. Sama nie wiem czy mam Ci dziękować, czy może opieprzyć. Mimo wszystko piszesz cudownie i wciąż jestem wierna ideałom, jakie przedstawiłaś w tym opowiadaniu.

    Buziaki, myszko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza bohaterka z czasem to zrozumie, że liczy się uczucie prawda? Uczucie zawsze jest najważniejsze i to prawdziwe, przetrwa wszystko. Ja też jestem wierna swoim ideałom, szkoda że w życiu nie zawsze się układa tak, jak tego chcemy.

      Usuń
  2. Odpowiadając na Twój poprzedni komentarz - jakże mogłoby mnie tu zabraknąć, kochana! Jestem i będę, od początku do końca :* Niestety, z czasem bywa różnie, a nawet jeśli jest wolna chwila, to nie zawsze korzystam wtedy z komputera. W każdym razie, każdą część przeczytałam i oczywiście nadal będę starała się być na bieżąco :)
    Co do rozdziału - nie lubię go i mogłoby go w ogóle nie być, o! Ale to chyba nie powinno Cię dziwić, prawda? Jest przesycony tęsknotą, bólem i smutkiem. Brakuje tu choćby iskierki nadziei. Cóż, Babette skutecznie ją zgasiła, mimo iż Bill oczekiwał zupełnie czego innego. Ten stan nie może trwać zbyt długo, bo by się wykończyli oboje. Czekam na kolejne rozdziały - już może bardziej pozytywne :>
    Buziak!:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam Cię za słowo moja droga, w końcu jesteś od samego początku z tym opowiadaniem, nawet z jego gorszym pierwowzorem. Wszystko jest tu potrzebne, przecież wiesz.

      Usuń
  3. To bylo tak cholernie smutne,ze przez caly ten rozdzial powstrzymywalam lzy,caly czas. Zal,smutek i goraca milosc,ktorej byc nie powinno. Cudne. Nic wiecej,nie jestem w stanie napisac.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I takie sytuacje są potrzebne, aby docenić co się miało, a co się traci czasem z taką łatwością. Niestety, w życiu też tak bywa.

      Usuń
  4. jestem! niestety mój wczorajszy komentarz nie został opublikowany więc pisze jeszcze raz...
    No kochana, dlaczego tak smutno na końcu? I fakt miałam nadzieje że to Bill. Ale niestety, nic co po mojej myśli w tym rozdziale :D

    Cóż nie mam nic już do powiedzenia prócz tego, że chcemy więcej i to w miarę szybko :P

    POzdrwaiam ATH.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, że czasem musi być nostalgicznie, smutno, aby z większą przyjemnością powrócić w te radośniejsze sery życia. Więcej... robi się ;)

      Usuń
  5. Natrafiłam na tego bloga zaledwie wczoraj, jednak szybko nadrobiłam. Po prostu cudo! Ten rozdział.... nie płaczę często, jednak to co napisałaś... eh.. łza za łzą. Nie jestem w stanie nic więcej napisać...
    WikkiNikki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam Cię w takim razie i cieszę się, że jesteś. Nie płacz, zostaw trochę łez na potem...

      Usuń
  6. Dawno nic nie czytałam. Szukałam jakiegoś oryginalnego opowiadania o TH i trafiłam tutaj. To jest genialne. Wciąga i uzależnia. Pięknie piszesz. Naprawdę czuje się te emocje. Też jestem starsza od TH i lubię Billa więc świetnie mi się to czyta. Mam nadzieję że Babette się ogarnie bo na ten moment to mam ochotę kopnąć ją w 4 litery. Durna baba jeszcze się zastanawia. Ten Martin wygląda mi na zarozumiałego zazdrosnego dupka, a Bill jest taki kochany, słodki i niewinny. Ona nie może złamać mu serca. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak się cieszę, że ktoś jeszcze zechciał zagłębić sie w tę historię i szczerze nie wiem co mam Ci odpowiedzieć, aż musiałam zerknąć co jest w tym rozdziale. To dopiero początek ich historii, ale jeśli zagłębisz się dalej, będziesz chciała także kopnąć i Billa ;)
      Dziękuję serdecznie i pozdrawiam ;*

      Usuń