piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział VII



                                          ROZDZIAŁ  VII


„Każda nieprzespana z Tobą noc...
Mocniej uzależnia czuję to.
Mieszasz ból z rozkoszą, z ogniem lód.
Zmysły mnie zawodzą,
Gdy jesteś mój…”

Patrycja Markowska – „Zaćmienie serca”


            Babette krzątała się po kuchni. Porządnie zgłodniała, w końcu od wczorajszego wieczoru karmiła się jedynie namiętnością, a jej żołądek domagał się nieco innego pożywienia. Dlatego też postanowiła zrobić coś do jedzenia, w końcu on też musiał być już głodny. Spalili tyle kalorii… Jednak w lodówce nie miała nic ciekawego. Nie jadła dużo, a dość często gdzieś na mieście. Najwyżej zamówią jakąś pizzę, czy coś innego, zależnie od upodobań Billa. Uśmiechała się sama do siebie myśląc o nim, a na wspomnienie tego co przed kilkunastoma minutami miało miejsce, jej ciało naznaczył rozkoszny dreszcz. Lubiła fizyczną miłość, nigdy tego nie ukrywała, ale żądze jakie pobudził w niej ten chłopiec nie mogły się równać z wcześniejszymi pragnieniami. Już nie pamiętała, kiedy z Martinem było jej tak dobrze. Do ich związku i do łóżka, wkradła się jakaś rutyna, chociaż nie byli ze sobą przecież bardzo długo. A może po prostu teraz postrzegała to w ten sposób, nigdy wcześniej się nad tym nie zastanawiając? Owszem, zdarzyło jej się zdradzić go, jednak nikt nie działał na nią tak intensywnie jak Bill. I pomyśleć, że jeszcze kilka dni temu nazywała go dzieciakiem... Ale przy tym dzieciaku zupełnie zapomniała o swoim mężczyźnie.
            Martin… Gdzieś daleko, zupełnie nieświadomy tego co tutaj się działo… Telefon! W jednej chwili przypomniała sobie o nieodebranym połączeniu. Martin, czy Julia? Teraz z pewnością wolałaby, żeby to była przyjaciółka, ale jeśli telefonował jej facet, będzie musiała oddzwonić. Jeżeli tego nie zrobi z pewnością będzie próbował znów, no i gotów coś dopuścić sobie do głowy będąc z daleka od niej, zresztą zawsze często do siebie dzwonili podczas jego wyjazdów. Sięgnęła po leżący na szafce w przedpokoju aparat i sprawdziła, kto mógł się do niej dobijać. Przeczucie wcale jej nie myliło, będzie jednak musiała oddzwonić. Tylko co wymyślić, żeby nie bombardował jej dziś niezliczoną ilością połączeń? Trzymając w dłoni komórkę dopadły ją chwilowe wyrzuty sumienia. W każdym momencie z łazienki mógł wyjść Bill, przecież nie będzie przy nim rozmawiać, ale z drugiej strony kiedy, jeśli nie teraz? Zdała sobie sprawę z faktu, że ma naprawdę niewiele czasu i musiała przeprowadzić rozmowę szybko, a na dodatek rozsądnie, tak, żeby Martin niczego się nie domyślił. Wyszła na taras, aby być jak najdalej od uszu Billa i wybrała połączenie.
            - No cześć skarbie... - usłyszała w słuchawce ciepły głos Martina. – Czemu nie odebrałaś wcześniej telefonu, dopiero wstałaś?
            Coś ścisnęło ją za gardło, był taki ufny…
            - Nie, byłam pod prysznicem, dlatego nie mogłam odebrać, ale fakt… Spałam długo. - odparła.
            Kłamstwo… Chociaż prawdą było, że spała długo, ale kiedy dzwonił nie dotykały jej skóry krople wody, a młode, żądne jej ciała, chciwe pieszczot i cudownie miękkie, młode dłonie…
            - Jak się kochanie czujesz? Wyspałaś się? - zapytał z troską w głosie.
            Zawładnęły nią te cholerne wyrzuty sumienia. Nawet jego ton głosu, przyprawiał ją o nie… Jak ma się ich pozbyć?
            - Tak, wyspałam się... Ale nie czuję się dobrze, bardzo boli mnie głowa. Chyba nadmiar alkoholu wczorajszego wieczoru daje się we znaki. I trochę boli mnie brzuch.
            Co jeszcze wymyśli? Jakąż to dolegliwość, dzięki której Martin odpuści i nie będzie już dziś do niej wydzwaniał? Musi jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, póki Bill nie wyszedł z łazienki…
            - Połóż się i odpocznij dzisiaj, może weź tabletkę? – był taki troskliwy, a ona taka zimna i wyrachowana…
            - Tak, zaraz się położę… A u Ciebie jak? Jesteś na targach? Jak lot? Spałeś choć trochę?
            - Lot w porządku, w hotelu przespałem się trzy godziny, czuję się dobrze, jestem teraz na hali targowej, a właściwie to wyszedłem na papierosa. Tęsknię za tobą…
            Poczuła, jak robi jej się niedobrze. Przecież nie może dać się ponieść żadnym emocjom…
            - Ja także, będę już kończyć, ten ból jest nie do wytrzymania.
            - No to cię nie męczę już, ale martwię się. Zdzwonię wieczorem, dobrze?
            - Lepiej nie, fatalnie się czuję, położę się wcześniej spać. – odpowiedziała pospiesznie. Jeszcze by tego brakowało… Wieczorem? Na pewno nie będzie czekać na telefon od Martina…
            - To napisz mi chociaż sms-a, albo rano, czy czujesz się lepiej, bo będę się martwił.
            - Martin, nic mi nie będzie. To pewnie tylko jakaś niestrawność, plus nadmiar alkoholu. Wyśpię się i wszystko wróci do normy. – Chciała już się rozłączyć, zdecydowanie za długo trwała ta rozmowa. – Do jutra.
            - Pa skarbie, kocham cię…
            Nie odpowiedziała rozłączając się. Odłożyła telefon i oparła się o balustradę starając się odeprzeć wyrzuty sumienia. Mimo wszystko miała je…
            Tymczasem Bill, właśnie wyszedł spod prysznica i słyszał końcówkę rozmowy. Od razu zorientował się z kim rozmawia, wyłapując jej pytanie o lot. Wypowiadane przez nią słowa wcale nie były czułe i wlały w jego serce odrobinę nadziei. Czy w ten sposób rozmawia się z kimś, kogo się kocha? Czy oszukuje się mówiąc o złym samopoczuciu, byleby tylko już nie musieć z nim rozmawiać? Miał odrobinę inne wyobrażenie miłości, a może ta prawdziwa miłość była jedynie imaginacją?
            Mimo to ucieszył się, że rozmawiała z Martinem tak oschle, żadnych ciepłych słów, tak zwyczajnie, po prostu okłamała go, że boli ją głowa. Stał przez chwilę w przedpokoju chcąc stworzyć pozory, że nic nie słyszał. Nie chciał wprawiać jej w zakłopotanie. Przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze przeczesując palcami mokre włosy i zadawał sobie w myśli pytanie; „Co dalej..?”. Nikt jednak nie znał na nie odpowiedzi, a on sam nie chciał poszukiwaniem jej zatruwać sobie pozostałej części dnia.
            Ruszył do salonu i zobaczył Babette stojącą na tarasie. Oparta o balustradę patrzyła gdzieś przed siebie. Był piękny, letni dzień. Słońce delikatnie grzało, a wiatr rozwiewał jej długie włosy. Podszedł i objął ją od tyłu, wtulając się w jej ciało. Głośno zaciągnął się jej zapachem. Przymknęła oczy i delikatnie dotknęła jego dłoni, spoczywających na jej brzuchu.
            - Czy ktoś wie, że możesz tu być? – spytała, nie odwracając się do niego i trwając tak w bezruchu. Nie wiedział co ma odpowiedzieć, bał się jej reakcji, jeśli powie, że Tom o wszystkim wie. Zawahał się przez chwilę, ale wolał być szczery:
            - Tylko Tom wie, że miałem tu przyjechać... - czekał niepewnie na jej reakcję zaraz dodając; - ...ale on nikomu nie powie. Nie mogłem tak po prostu zniknąć, bo wówczas rozpętałaby się burza.
            Odwróciła się teraz do niego przodem i uśmiechnęła się:
            - Przecież nie mam o to pretensji, chciałam wiedzieć, czy nie będziesz miał kłopotów, że cię tak długo nie ma...
            - Poradzę sobie...
            - Chodź do salonu, wybierzemy jakiś film, rozsiądziemy się na kanapie, no i chyba powinniśmy zamówić coś do jedzenia? – zaproponowała radośnie.
Chciała z nim spędzić ten czas też tak zwyczajnie, po prostu… Usiąść, porozmawiać, coś zjeść i obejrzeć. Mieli przed sobą ponad połowę dnia, pragnęła wypełnić go jego obecnością, nacieszyć się nim, bo kto wie kiedy potem będzie mogła go choćby zobaczyć, już nie wspominając o tych bardziej intymnych chwilach.
- A wiesz, że chętnie coś bym zjadł? – podchwycił i dopiero w tej chwili poczuł głód, wcześniej po prostu wcale o tym nie myślał, a wręcz przeciwnie. Coś zaciskało się na jego żołądku i miał wrażenie, że nie będzie w stanie nic przełknąć.
- Jest prawie czternasta, właściwie to wypadałoby zjeść obiad o tej porze, co zamawiamy? Chińszczyznę, pizzę, czy może masz jakieś inne propozycje?
- Zdecydowanie wolę pizzę, w hotelach zawsze karmią nas wynalazkami i niekoniecznie za tym przepadam... - skrzywił się. - Chyba, że ty chcesz coś innego?
- Niech będzie więc duża pizza. - zgodziła się ochoczo. – I jeszcze jakąś sałatkę zamówię, na wypadek, gdybyśmy spalili dużo kalorii…
            Popatrzyła na niego powłóczystym spojrzeniem i sięgnęła po telefon. Luźno zawiązany szlafrok osunął się z jej uda, przez co cała noga począwszy od stopy niemal po sam pośladek została wyeksponowana na widok jego oczu. Doskonale wiedział co ma na myśli, pobudzała jego wyobraźnię, która nasuwała mu na myśl bardzo niegrzeczne i podniecające obrazy. Jednak wiedział, że w tej chwili musi wykazać się powściągliwością.
            Zamówiła jedzenie i odłożywszy telefon, poprawiła szlafrok zakrywając udo. Zwróciła się odrobinę w jego stronę, siadając bokiem. On także przyjął dogodną pozycję, spoglądając na kobietę. Pochłonęła ich rozmowa. Zaczęli od kulinarnych upodobań, po drodze napotykając przeróżne inne tematy.
            Babette wpatrywała się w niego uważnie kiedy mówił, wsłuchiwała w każde jego słowo. Opowiadał jej o koncertach, jak dziewczyny rzucają im staniki i stringi, otwierała szeroko oczy ze zdziwienia, to znów zaśmiewała się głośno. Czuła się przy nim jak nastolatka, rozmawiało im się tak dobrze jakby się znali kilka lat. Nawet nie spostrzegli jak szybko upływał im czas. Z uwielbieniem śledziła każdy ruch jego warg, gestykulację dłoni. Czuła obezwładniające ją szczęście, którego autorem był ten oto siedzący tu i opowiadający jej o pewnej przygodzie chłopak.
            Przez całe swoje życie wytyczała sobie cele: awansuję, zdobędę, kupię... Znów osiągnęła jeden z nich, znów wzięła to co chciała… A chciała jego. I nawet bardzo nie musiała się starać, on sam wpadł w jej sidła przychodząc tutaj nocą. Oplątała go więc swoją pajęczą siecią i nie zamierzała z niej wypuścić. Nawet jeśli czas przeżywanego tutaj szczęścia dobiegnie końca, on nadal będzie spowity tą niewidzialną nicią, już ona się postara, że nie zapomni tych chwil. Choć nadal nie wiedziała dlaczego właściwie tak bardzo tego chce…?
            Była z siebie po prostu dumna. On, upragniony, pożądany przez setki dziewcząt oddawał teraz jej swój czas i całego siebie. Był jej i tylko jej… I gdyby mogła, z chęcią już nie oddałaby go nikomu, jednak wciąż zdawała sobie sprawę z tego, że choćby tylko takie myślenie, było bardzo nierozsądne.
            Dostawca pizzy w końcu zapukał do jej drzwi. Jedząc, wciąż rozmawiali, jednak już mniej intensywnie niż wcześniej, dlatego też dopiero teraz Babette usłyszała, że w leżących nieopodal na kanapie dżinsach Billa wibruje komórka
            - Bill... - przerwała rozmowę, unosząc do góry dłoń i wsłuchując się w charakterystyczny dźwięk. Spojrzała w kierunku jego spodni. – To chyba twój telefon.
            Chłopak zasłuchał się w dźwięk dochodzący z kieszeni jego spodni, po czym podniósł się, aby wyjąć z nich komórkę.
            - To Tom, odbiorę. – zwrócił się do dziewczyny.
            - No nareszcie! Gdzie ty do cholery jesteś?! - usłyszał w słuchawce wściekły głos brata.  - Ja tu już na policję chciałem dzwonić!
            - Tam gdzie miałem być, a co?
            - Jeszcze?! - krzyknął Tom, ale teraz jego głos nabrał tonu zdziwienia.
            - Jeszcze… - odpowiedział spokojnie Bill, skinieniem głowy przepraszając dziewczynę, wyszedł na taras. - I jeszcze tu zostanę.
            - Ty chyba zwariowałeś! – Tom nie przestawał krzyczeć po drugiej stronie słuchawki, a z tej strony Bill nie mógł powstrzymać szerokiego uśmiechu, jakiego brat przecież nie mógł widzieć.
            - Może i zwariowałem, ale potrzebuję twojej pomocy. Wymyśl coś jeśli David się będzie burzył, okay?
            - No postaram się, ale powiedz coś więcej, bo to, że coś było to pewne. – zaśmiał się w końcu.
            - Nie teraz… - wycedził przez zęby Bill z naciskiem na słowo „teraz”. – Ale…to czysty obłęd… Pogadamy jutro, muszę kończyć.
            - Ale Bill! – usłyszał jeszcze tylko błagalne nawoływanie Toma i rozłączył się. Sprawdził jeszcze ilość połączeń i śmiejąc się wrócił z tarasu do Babette.
            - Dwadzieścia sześć razy próbował, a za dwudziestym siódmym mu się udało.
            - Nie dziw się, przecież musiał się cholernie o ciebie martwić… - odpowiedziała dziewczyna z pobłażliwym uśmiechem.
            - Przecież mówiłem mu, że jeśli mi się uda, zostanę u ciebie… - powiedział cicho podchodząc do niej.
            - Ale nie dałeś mu znaku, że zostałeś. Nie miał o tym pojęcia… - wstała, chwytając jego dłoń pociągnęła za sobą w stronę szafki. – Wybierz jakiś film, ja za chwilę wrócę.
Zostawiła go w salonie, zabierając ze sobą brudne talerze po pizzy i wyszła do kuchni. Znów zaczynała go pragnąć, z każdą chwilą coraz mocniej. Był taki… taki niesamowity… Nawet nie umiała do końca zdefiniować co tak bardzo zauroczyło ją i kiedy zaczęła się mocniej nad tym zastanawiać, czuła, że fascynuje ją wszystko, cały on… Te oczy, usta i cała jego anielska twarz, cudownie młode ciało, jego delikatność i czułość. Uśmiechała się sama do siebie na wspomnienie jego dotyku i smutniała, że jutro rano rozstanie się z nim nie wiadomo na jak długo. Sięgnęła do lodówki po szampana, z szafki wyjęła dwa kieliszki i wróciła do salonu. Bill już wybrał jakiś film i właśnie wsunął płytę do odtwarzacza, ale nie włączył go oczekując na dziewczynę.
            - Jakiś romans może być? – zapytał.
            - Romantyk z ciebie… - obdarowała go czułym uśmiechem stawiając trunek na stoliku obok kanapy. – Niezłe to nasze pidżama party. – dodała siadając obok niego na kanapie.
            - Raczej bym to nazwał szlafrok party – zaśmiali się już oboje, ale chłopak zaraz spoważniał i podczas, kiedy ona była jeszcze roześmiana przesunął delikatnie palcami po jej długich, falowanych włosach. Wyznaczając sobie drogę subtelnego dotyku poprzez ramię, sunął w dół zatrzymując się na jej dłoni. Wpatrywali się w siebie w milczeniu czując lekkie napięcie, jakby powietrze pomiędzy ich ciałami naładowane było elektrycznymi drobinami, tworzącymi iskry pragnienia. Miał wrażenie, że powieki jej oczu pokrywają źrenice tak wolno, jakby czas zaczynał się zatrzymywać. Drżące usta rozchylały się lekko, chcąc szeptać, jednak nie wydostawała się z nich żadna zgłoska. Doskonale widział, jak na wilgotnych wargach odbija się światło wciąż wpadających przez niezamknięte na taras drzwi słonecznych promieni.
            - Chciałbym, żeby ten dzień się nigdy nie skończył... - powiedział wreszcie całując jej dłoń. W odpowiedzi lekko musnęła jego wargi swoimi, zatrzymując na nich na moment swój wzrok. Teraz zdała sobie sprawę, jak za tym smakiem już zdążyła zatęsknić.
            - Nie całowałeś mnie już jakieś trzy godziny... - przymrużyła oczy.
Dla niego była teraz najpiękniejszą kobietą na świecie, a teraz dodatkowo była jego kobietą… Chociaż dziś, do końca dnia i całą noc, której nie zamierzał przespać. Teraz, kiedy dla niego rozchyliła wargi, a on spełniając jej pragnienie zawładnął znów nimi bez reszty, klucząc w ich wnętrzu językiem w poszukiwaniu jeszcze większej rozkoszy, poprzysiągł sobie, że kiedyś… kiedyś będzie tylko jego i już nigdy nie będzie chciała spojrzeć na innego mężczyznę, bo on będzie dla niej jedyny.
Kiedy przestali sycić się pocałunkiem, Babette sięgnęła po szampana, którego wcześniej postawiła na stoliku.
            - Otworzysz? Wiem, że nie powinnam, jesteś niepełnoletni… - zaczęła nieśmiało - ...ale mam taką ochotę, a nie chcę pić sama.
            - No przestań... – zaśmiał się. – Wypiłem już morze alkoholu w swoim życiu. - wstał, zręcznie otworzył butelkę i nalał nieco jej zawartości do kieliszków i podał jej.
            - Wypijmy za nas, za ten wspólny czas… - szepnęła, lekko stukając o jego kieliszek, po czym umoczyła usta w zimnym trunku. Całe jej wnętrze znów drżało z pragnienia jego ciała i choć był tak blisko, to jednocześnie tak bardzo daleko…
            Odstawiła nagle kielich na stolik. Stanęła przed nim i rozwiązała pasek u szlafroka delikatnie zsuwając go z ramion. Nie podtrzymywany już niczym, bezwładnie opadł na podłogę u jej stóp. Była teraz całkiem naga, tu i teraz tylko dla niego, z całym naręczem pragnienia jakie rodziło w niej już samo jego spojrzenie. Brązowe, szeroko rozwarte i błyszczące namiętnością oczy, wyrażały głębię tego, co czuła jednocześnie wpatrując się w chłopaka. Był nieco onieśmielony, ale nie spuścił z niej wzroku, chciał się nasycić widokiem jej pięknego ciała, gdy tymczasem ona zrobiła mu dokładnie to samo co przed chwilą sobie. Chciał wstać, ale pozwoliła mu jedynie wyjąć ręce z rękawów, które je jeszcze okrywały. Siedział więc niepewny, czego oczekuje od niego kochanka.
            - Połóż się... - wyszeptała. Rozciągnął się więc posłusznie wzdłuż kanapy z lekkim drżeniem ciała, zupełnie nieświadomy tego co za chwilę nastąpi. - Nie chcę pić z kieliszka... - powiedziała cicho, po czym wylała delikatnie całą jego zawartość na tors chłopaka. Lodowaty alkohol zderzył się z jego gorącą skórą, odrobinę spływając na boki, naznaczając ciało delikatnym dreszczem. Pochyliła się nad nim ukrywając twarz za opadającymi, długimi puklami włosów wsysając pożądliwie ciepłymi wargami trunek spływający z jego skóry. Zlizywała każdą płynącą stróżkę, najpierw w stronę szyi, gdzie zahaczyła niecierpliwie o usta. Chciał się poruszyć, ale nie pozwoliła mu. Tym razem ona dominowała. Nalała kolejny kieliszek szampana, którym polała jego brzuch. Znowu jej usta wędrowały śladem spływającego chłodu spijając go z pępka, zachłannie wciskając tam język, aby żadna kropla nie pozostała w jego zagłębieniu. Trzecim kieliszkiem poczęstowała najaktywniejszą w obecnej chwili i najgorętszą, część jego leżącego bezwładnie ciała, żeby za chwilę zlizywać z niego namiętnie drobne kropelki trunku. Jej subtelne ruchy warg i języka, sprawiały, że czuł się cudownie, za każdą jej pieszczotą myślał, że już większej rozkoszy być nie może, ale mylił się. Ona dawała z siebie coraz więcej i więcej, robiła to z coraz większą pasją. Czuł, że zaraz eksploduje, ale nie miał zamiaru teraz powstrzymywać się
            Pragnął tego, doskonale wiedząc, że i ona właśnie w ten sposób chce zadawać mu przyjemność. Był teraz jej poddanym, należał do niej, a ona zawładnęła nim doszczętnie. Nie spodziewał się, nigdy, nawet w najśmielszych marzeniach, że będzie tu leżał, targany doznaniem długiej, głębokiej i pięknej ekstazy. Jego ciało dłuższą chwilę nie mogło się uspokoić, po tym co przeżył, drżąc delikatnie i tuląc ją w ramionach.
            - To jest chyba sen... Ja nie chcę się obudzić... - powiedział cicho, całując delikatnie jej czoło. Miał wypieki na policzkach i było mu teraz cudownie, mając przy sobie jej gorące ciało. Czuł jak bicie jego serca przyspiesza i chciał jej o tym powiedzieć, że na pewno nie jest to już tylko pragnienie jej fizyczności. – Muszę ci o czymś powiedzieć…
            - O czym..? – zapytała i na chwilę uniosła głowę, która spoczywała na jego barku. Spojrzał na nią przenikliwie, jakby chciał dobrać się do jej myśli, jakby chciał wiedzieć co czuje. Rozckliwiał ją tym spojrzeniem, pełnym… No właśnie, czy on przypadkiem nie popadał w sidła jakichś głębszych niż tylko pożądanie uczuć? Przestraszyła się i kolejny raz zakryła mu usta dłonią, nim cokolwiek zdołał z siebie wyrzucić.
            - Nie. - powiedziała teraz stanowczo i bardzo poważnie. - Nie mów niczego, czego będziesz potem żałował. 
Wstała nagle i założyła szlafrok. Zdziwiony chłopak uniósł się na łokciach, patrząc na nią wzrokiem pełnym niezrozumienia i zapytał z wyrzutem:
            - Dlaczego nie chcesz mnie wysłuchać?
            - Domyślam się, co chcesz mi powiedzieć, ale uwierz mi, ty tego nie czujesz naprawdę. To jest magia chwili, pożądanie... - mówiąc to przysiadła na krawędzi kanapy.
            - Skąd wiesz? Nie możesz wiedzieć co ja czuję, nie wiesz co myślę. Prawie wcale mnie nie znasz.
            - Mogę... I wiem. Owszem, prawie cię nie znam, ale jestem pewna, że mylisz pożądanie z zauroczeniem, a może nawet z zakochaniem.
            Wstała i nalała sobie szampana, tym razem już piła z kieliszka. Była teraz bardzo pewna siebie i to go irytowało. Patrzył na nią z żalem. Było pewne, że nie chciała aby coś do niej poczuł, obawiała się kłopotów. Zapewne chciała się tylko z nim zabawić okazując mu wszelką przychylność.
            Zarzucił na siebie granatowy szlafrok i wypił jednym haustem zawartość kieliszka, którego nie zdążył wcześniej opróżnić. Znów sobie nalał i znów wypił, i tak cztery razy pod rząd. Patrzyła na niego bez słowa, zresztą obydwoje milczeli. Tylko w tle cicho grała muzyka, tylko ona była świadkiem tego co właśnie się wydarzyło.
Babette przypomniała sobie teraz słowa przyjaciółki, kiedy ostrzegała ją żeby nie igrała z ogniem, że tak młody chłopak łatwo może zauroczyć się, czy nawet zakochać, a wówczas zwiastuje to same kłopoty. Co będzie, jeśli on naprawdę to zrobi? A co się stanie, jeśli sama się zaangażuje…?
            Od pierwszej chwili spodobał się jej i nie potrafiła ukryć tego przed samą sobą, z każdą chwilą pociągał ją coraz mocniej. Był delikatny, czuły i wrażliwy. Fascynował ją jak nikt wcześniej. Na samą myśl, że ma go tak blisko, że należy do niej ciałem coś w jej wnętrzu cudownie łaskotało. To nie był dobry zwiastun, choć niesamowicie przyjemny.
            Przestraszyła się.
            - To co? Oglądamy ten film? – rzuciła, jak gdyby nigdy nic.



~



 
            ęłęóBill stał teraz na tarasie i palił papierosa. Słońce po woli zabierało swój blask za krąg zachodu. Spędził tu prawie cały dzień z kobietą, o której marzył od dawna, której pragnął od tylu tygodni. Mógł śmiało powiedzieć, że jego marzenia się spełniły. Był szczęśliwy, a jednocześnie czuł jakiś wewnętrzny niepokój.
Teraz nie wiadomo skąd wspomnieniem wróciły słowa Toma; „Nie nadajesz na to aby być kochankiem na kilka nocy. W każdym razie nie wtedy, kiedy zaczyna ci zależeć…”. Teraz już wiedział, że z pewnością zaczyna mu zależeć i niełatwo będzie zapomnieć spędzone z nią godziny. Kiedy jeszcze nie poznał jej smaku, zapachu, czy dotyku dłoni i wszystko to znajdowało się jedynie w sferze fantazji było z pewnością o wiele łatwiej, ale teraz? Wiedział, że będzie dążył do spotkań i do kolejnych zbliżeń, to było pewne. Analizował znów jej słowa i był jej wdzięczny, że nie pozwoliła powiedzieć mu zbyt wiele. A może miała rację? Może to wciąż tylko pożądanie? Zachłysnął się tą bliskością, myląc żądzę z prawdziwym, szczerym uczuciem. Przecież nie mógł zakochać się prawdziwie w przeciągu kilkunastu godzin… Jednak z drugiej strony przecież miłość od pierwszego wejrzenia musiała istnieć, ktoś kiedyś musiał ją przeżyć, przecież nie była jedynie mitem…
            Przygasił peta i wyrzucił gdzieś w trawę na dole. Babette szykowała w kuchni lekką kolację, nakładając do miseczek sałatkę jaką zamówiła. Przygotowane już przez nią tosty czekały, aż nagrzeje się urządzenie do zapiekania.
            - Chyba czytasz mi w myślach – stwierdził, wchodząc do kuchni i widząc co robi. Uśmiechnęła się tylko spoglądając na niego. Czas spędzony na oglądaniu filmu zatarł wcześniejszy spór o jego niewypowiedziane słowa.
            - Skoro ja już zgłodniałam, ty zapewne też – odwróciła się w stronę szafki na której stał elektryczny czajnik. – Chcesz kawę, czy wolisz sok?
            - Może być sok, jeśli napiję się kawy, z pewnością nie zasnę – usiadł przy stole, nie odrywając od niej spojrzenia. Uśmiechnęła się tajemniczo.
            - Grubo się mylisz, jeśli myślisz, że pozwolę ci zmrużyć oczy. To nasza wspólna, ostatnia noc…
            Zimny dreszcz spłynął mu po plecach. Co mogła mieć na myśli, nazywając tę noc ostatnią? Miał nadzieję na więcej, liczył na więcej… Choćby na utrzymanie kontaktu i jakieś spotkania, choćby ukradkowe. Nie podjął jednak tematu, nie chciał psuć sobie nastroju, choć odzyskany nie tak dawno dobry humor zdążył podupaść przez to stwierdzenie.
            Postawiła przed nim miseczkę z sałatką i talerzyk, a na środku naczynie z gotowymi tostami, zaparzyła sobie kawy i usiadła na wprost niego, tak samo jak tuż po tym, gdy obudziła go w południe.
- Mogę o coś zapytać? – popatrzył na nią wnikliwie. Trochę się przestraszyła treści pytania, ale miała nadzieję, że nie zamierza znów wkraczać w sferę uczuć, a jeśli tak, znów będzie musiała go powstrzymać. Na jej szczęście pytanie, jakie zamierzał zadać było niegroźne.
            - Jasne, pytaj.
            - Czy ty masz jakieś francuskie korzenie?
            - Tak, jestem w połowie Francuzką. Mój ojciec jest Francuzem, ale urodziłam się tutaj. Do Francji latam jedynie na wakacje. A czemu pytasz? – uniosła na niego spojrzenie znad filiżanki.
            - Tak tylko, właściwie z czystej ciekawości… - nadgryzł kawałek tosta. To zadziwiające, że jeszcze kilkanaście minut temu ssał go głód, a teraz jadł właściwie z grzeczności, bo przecież przygotowała to wszystko także dla niego. Chciał jej tyle wyjawić, ale nie umiał zdobyć się na odwagę, zresztą… Wszystko co miał jej do powiedzenia lokowało się gdzieś w okolicach uczuć, a za to pewnie zganiłaby go jak wcześniej. Na szczęście dziewczyna pociągnęła temat o jej pochodzeniu i opowiedziała mu po trosze historię swojej rodziny. Wsłuchiwał się, zadając od czasu do czasu jakieś pytanie, uśmiechając się i wpatrując w nią jak w jakąś relikwię. Nie szczędziła mu uśmiechów i zalotnych spojrzeń, on siedział jak zahipnotyzowany. Obiecał sobie nie stąpać po kruchym lodzie i nie poruszać już więcej tematu balansującego na granicy uczucia.
            Jednak czasem robił coś zupełnie wbrew sobie i rozsądkowi, przeżuł resztkę tosta i wypalił:
            - Nienawidzę twojego faceta, ale czasem… Tak bardzo chciałbym być na jego miejscu.
            Spojrzała na niego wzrokiem pełnym obaw, poczuła jak krew w jej żyłach zatrzymuje swój bieg. Znów powiedział coś, czym niesamowicie ją przestraszył. Nie chciała tego… Nie chciała jego zaangażowania, ale przecież nie mogła tego wykluczyć, doskonale wiedziała, że to zbliżenie będzie bardzo ryzykowne, co gorsze dla nich obojga…
            - Bill proszę… - jęknęła tylko w swojej niemocy. Już nie umiała w żaden sposób temu zapobiec, oby tylko nie powiedział już nic więcej. Świdrował ją przenikliwym spojrzeniem spod lekko zmrużonych powiek. Jeśli to ma być naprawdę ich ostatni czas, znów zapragnął ją mieć na własność, dotykać i pieścić szaleńczo, zapamiętać każdy dotyk, spojrzenie i nauczyć się tego na pamięć, a potem przywoływać w myślach i czytać już jedynie z pamięci ten poemat zmysłów. Wciąż łudził się, ale nie wierzył już, że jeszcze kiedykolwiek to powtórzą… Jednak wiedział, że mimo to nie odpuści, że będzie się o to starał. I zrobi wszystko, aby nie mogła o nim zapomnieć.
            Wstał, podszedł do niej i przykucnął obok jej krzesła:
            - Pamiętasz jak przyszedłem do ciebie poprawić pytania? – zapytał szeptem. Pamiętała, skinęła głową ciekawa co ma jej do powiedzenia. – Już wówczas rozmarzyłem się o takiej chwili jak ta wczoraj, pod kominkiem…
            Uśmiechnęła się, ale był to nad wyraz smutny uśmiech. Jednak przeczucia ją nie myliły… Od pierwszych chwil wiedziała, że podoba się mu. Patrzyła na niego z czułością, nie potrafiłaby go zganić za te wyznania, przecież w głębi duszy było to też tym o czym sama marzyła i czego pragnęła. Chciała go, tak bardzo go chciała, a on tu był, był teraz jej, z uwielbieniem wpatrywał się w nią… Ułożyła mu dłonie na policzkach, aby czule musnąć jego usta. Znów zatęskniła za tą bliskością, jaka scalała ich dusze i porywała do raju.
            - Nie chcę, żeby ten dzień się skończył – jęknął cicho.
            - Mamy jeszcze noc... - gładziła go delikatnie po włosach.
            Za oknem powoli zaczynało szarzeć. Czuła się przy nim szczęśliwa i spełniona, ale wraz z upływającym czasem zaczęły rodzić się wątpliwości i obawa konsekwencji upojnych chwil. Nie chciała go przecież zranić… Wspomnienia tej nocy i dnia, który po niej nastąpił, zagłuszały dotąd głos zdrowego rozsądku, ale teraz bała się także swoich własnych myśli. Czuła do tego chłopca jakiś dziwny rodzaj sympatii, który napawał ją obawą. Nie umiała zdefiniować tego co czuje, nie było to nic na kształt przyjaźni. Połączyła ich fizyczna bliskość i pragnienie swoich ciał. Jakąś magiczną siłą przyciągał ją do siebie, pragnęła go dotykać i myśl, że jutro rano go pożegna napełniała ją strachem. Zdawała sobie sprawę z faktu, że powinna nie tracić rozsądku, myśleć racjonalnie i zdusić to wszystko w zalążku. Dla dobra jego i swojego.
            - Mogę cię o coś prosić? – jego głos wyrwał ją z zadumy.
            - Możesz, oczywiście, że możesz… Jeśli tylko będę mogła spełnić twoją prośbę. – zastrzegła. Nigdy nie było wiadomo czego mógłby chcieć. Spojrzenie ciemnobrązowych tęczówek napotkało niemal identyczne, jakie z pożądaniem wpatrywały się w nią.
            - Chodźmy pod prysznic… Razem.
Wypowiadane z taką stanowczością, nie znoszące sprzeciwu słowa sprawiły, że jej skóra pokryła się tysiącem rozkosznych nakłuć. Nawet nie pamiętali jak znaleźli się w prysznicowej kabinie, porzucając po drodze jedyne odzienie, jakim przez cały dzień okrywali swoje ciała. Obłędnie silne pragnienie ponownie zawładnęło ich wnętrzem, gdzie już dawno pożar pochłonął wszystko to, co jeszcze mogło być chłodem. Przyjemnie letnia woda rosiła ich ciała. Bill przywarł swoimi ustami do jej mokrej skóry. Pieścił niemal każdy skrawek sunąc w dół, a słodki ból podniecenia rozrywał jego wnętrze. Co takiego miała w sobie ta kobieta, że czuł się przy niej wciąż tak bardzo nienasycony cielesnością doznań...? Pragnął wciąż i wciąż słodkiego upojenia z nią, pragnął odkrywać ją za każdym razem na nowo, sycić bliskością każdy zmysł. 
   Poddawała się jego pieszczotom i tej cudownej gwałtowności, wtapiając palce w mokrą czuprynę chłopaka, głośnym pojękiwaniem dawała upust swoim emocjom i przyjemności, której był autorem. Wsunął palce w jej wnętrze, jednocześnie pieszcząc ją ustami i językiem. Poddawała mu się bezwładnie, chciała, aby robił z nią wszystko czego tylko zażyczy sobie jego dusza. Z nim mogła spełniać się na dziesiątki sposobów, mógł dyktować jej swoje pragnienia, a ona z rozkoszą będzie spełniać jedno po drugim. Słodka tortura jaką jej teraz zadawał rozlewała w niej błogość. Wiedziała, że jeśli w ten sposób doprowadzi ją do spełnienia, potem weźmie od niej rozkosz należną jemu. Dopieszczał ją bacznie śledząc każdą reakcję, a każda tak obłędnie silna, fascynująca doprowadzała go do szaleństwa. Od dawna był gotów w nią wejść, lecz jego plan zakładał najpierw pieszczotą ust, języka i zwinnych palców zaprowadzić na szczyt. Drżała. Jej uda dygotały z podniecenia jak liść na wietrze. Oznaki napływającej przyjemności wydobywające się w jej ust były coraz głośniejsze, aż ostateczny jęk zmieszał się z szumem opadającej na ich ciała wody. Wtedy, tą samą drogą jaką wcześniej znaczyły jego usta na jej skórze wrócił ku górze. Zawładnął jej wargami w chwili, kiedy wciąż była rozedrgana przyjemnością pulsującą w niej, wpił się w nie z dzikością, a potem nagle oderwał. Gwałtownie przekręcił ją do siebie tyłem ujmując dłonie dziewczyny splótł ze swoimi, aby oprzeć o taflę skroplonej ściany. Całym ciałem przywarł do jej pleców, niemal wtopił się w nią. Czuła jego podniecenie, jak chyba jeszcze nigdy dotąd... Ocierał się o nią jednocześnie przygryzając delikatnie jej kark. Jeszcze półprzytomna po obezwładniającej rozkoszy popadała w wir nowych, jeszcze wspanialszych doznań. To czego z nim doświadczała nie mogło równać się z niczym innym przedtem, ale wiedziała też, że właśnie ona pobudziła w nim tego demona. W przeciągu nocy i dnia nauczyła go tak wiele…
Scałował z jej ramion każdą kroplę wody, scałował podniecenie z jej pleców jednocześnie wypełniając ją sobą do końca. Pozostawił jej dłonie samotne, oparte o śliską ściankę kabiny tylko po to, aby móc kluczyć po jej skórze swoimi. Dotykał jej, ucząc się na pamięć pożądanego ciała, przyspieszając jednocześnie ruch bioder, któremu wychodziła naprzeciw. Sięgnęła dłońmi w tył, zakleszczając w nich pośladki chłopaka. Pobudzony już do granic możliwości, wychrypiał jej do ucha;
- Przeżyj to… Przeżyj to teraz…
Wstrząsnął nią silny dreszcz od tego nagłego nakazu. Odchyliła głowę w tył poszukując jego rozchylonych ust, będących teraz dla niej wyspą, której jak rozbitek poszukiwała na głębokim oceanie, aż wreszcie pochłonęła je wargami. Język znikł gdzieś w ich czeluściach. Znów byli tak permanentnie połączeni… Głuchy jęk utonął wzajemnie we wnętrzu ust, a spowite rozkoszą ciała płonęły ogniem.
Szczęśliwi i pijani spełnieniem uspokajali drżące ciała, wciąż będąc jednością. Oddech uspokajał się, lecz dłonie nie zaprzestały pieszczot.
Babette uniosła głowę lekko w górę, wystawiając twarz na działanie strumienia wody, który chłodził ich rozpaloną namiętnością skórę. W końcu odwróciła się do niego przodem i zarzucając mu ręce na ramiona, czule musnęła nabrzmiałe od pocałunków wargi.  
            - Dzisiaj idziemy do sypialni, bo po tej podłodze bolą mnie wszystkie kości. – jej stanowczy głos ostatecznie zakończył ten akt. 
- Mnie też… - odpowiedział chłopak śmiejąc się.
- No i co ci po twoich marzeniach?
- Za to że się spełniły, chętnie zrobiłbym sobie jeszcze kilka siniaków. - odpowiedział poważniejąc.
Jak to jest, kiedy kręte drogi ludzkich istnień spotykają się właśnie po to, żeby spleść swój los i oddać się sobie zadając wzajemną rozkosz? Zrządzenie losu, czy zwykły przypadek...?
Tej nocy znów spali niewiele i jeszcze niejednokrotnie sycili się swoimi ciałami, oddając się sobie wzajemnie. Zupełnie nie spodziewając się z jaką łatwością po takich doznaniach może przytłoczyć ich lawina uczucia...

6 komentarzy:

  1. Oni są tak cudownie zapatrzeni w siebie, tak przerażeni i jednocześnie spragnieni... Kochankowie idealni, tacy, którym powinno otworzyć się bramy do raju, byleby tylko mogli być ze sobą. Bez społeczeństwa, bez norm, zakazów i nakazów.

    A miłość fizyczna jest zajebista. W twoim wykonaniu.
    :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz jak to jest... Można psioczyć, że zbyt wyidealizowane zbliżenie, zbyt słodkie to ich zakochanie, ale każdy chciałby coś takiego przeżyć. Dziękuję kochana :*

      Usuń
  2. No to jestem! :D
    Co ja mogę powiedzieć?
    Chyba tylko tyle, że ja przy Tobie wysiadam! Twoje opowiadanie jest stokroć lepsze niż moje. Gratuluję takiego talentu!
    Nie pozostaje mi nic innego jak powiedzieć, że czekam na kolejny taki wspaniały odcinek :D


    Pozdrawiam Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mów takich rzeczy. Nie mogę ocenić, z braku czasu po prostu czytam tylko dwa opowiadania, ale jak kiedyś nadrobię zaległości, mając go więcej, wówczas ocenię.:*

      Usuń
  3. Nadrobiłam to, czego nie przeczytałam wcześniej. W końcu trochę czasu się znalazło :) Co mogę powiedzieć? Te sceny, jakie miały miejsce w mieszkaniu Babette pozostaną nie tylko w ich pamięci, ale również w mojej. Pięknie opisujesz ich stosunki :D Tak delikatnie, że wyczuwalne jest to uczucie między nimi - nie robią tego przecież tylko dla fizycznej rozkoszy, tutaj jest coś więcej. I niedługo sami się o tym przekonają.
    Pozdrawiam cieplutko :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już myślałam, że mi gdzieś zginęłaś i nawet nie wiesz, jak bardzo cieszę się, że jesteś. :*

      Usuń