środa, 27 stycznia 2016

Rozdział XI



                                                       Rozdział  XI


„Nie żałuję ani dnia, nie żałuję ani chwili,
mimo burz, niepotrzebnych słów.
Nie żałuję ani dnia, nie żałuję ani chwili,
nowy dzień droga u mych stóp!”
P. Markowska – „Hallo, hallo”


Miał ogromne szczęście, że w pobliżu akurat nikogo nie było. W innym wypadku tak łatwo nie zrealizowałby swojego zamiaru. Kiedy tylko Babette wyszła z łazienki, chwycił ją za rękę i pociągnął bez słowa za zaułek, w ciemne rozwidlenie korytarza. Nie miał pojęcia, że nie musi wcale używać siły, aby wysłuchała go, przecież sama tak gorąco tego pragnęła. Jednak on bał się tak bardzo, że znów będzie chciała mu uciec. Nim się zorientowała co w ogóle się dzieje, zdecydowanym ruchem przyparł ją do ściany przytrzymując w swoich dłoniach jej oba nadgarstki.
            - A teraz, chcesz czy nie chcesz, musisz mnie wysłuchać – wycedził cicho, ale dobitnie, odrobinę zdenerwowany.  - Szalałem z tęsknoty przez te tygodnie, z tęsknoty i z żalu, odrzucony i niechciany, potraktowany jak zabawka na jedną noc. Czy ty wiesz co ja czułem? – swój krótki monodram zakończył pytaniem skierowanym do niej.
            Patrzyła na niego zupełnie zdezorientowana, zaskoczona chwilą, bo na pewno nie jego pretensją. Wszak mogła się jej spodziewać, właściwie mogła spodziewać się wszystkiego i na wszystko była przygotowana. Zdawała sobie sprawę, że wiele zniesie, byleby tylko porozmawiać z nim, byle tylko znów być blisko niego…
            - To nie tak... – wyszeptała, dopiero teraz w pełni rozumiejąc co mógł sobie wtedy pomyśleć i jak się poczuł. - Nie chciałam, żeby tak wyszło, nie miałam tego w zamiarze...
            - A czego chciałaś? No powiedz! - teraz zdecydowanie nią potrząsnął. – Chciałaś, żebym ci nie burzył twojego poukładanego życia, tak? Z każdym tak postępujesz? Najpierw upojna noc, a potem za drzwi?
            - Bill, zapominasz się. – upomniała go, ale chyba niewiele sobie robił z jej słów. Był wzburzony, wściekły, nigdy przedtem nie widziała go w takim stanie, choć zastanawiając się teraz nad tym wszystkim głębiej w wielu sytuacjach nie widziała go. Na dobrą sprawę w ogóle go nie znała.
            - Dlaczego nim wpuściłaś mnie do domu, nie pomyślałaś, że taki niedoświadczony gówniarz jak ja może się zakochać?! – kontynuował już nieco głośniej, wciąż nie wypuszczając jej z więzienia swoich dłoni.
            Z każdą chwilą jego złość zamieniała się w rozżalenie i choć w korytarzu panował półmrok, miała wrażenie, że w oczach ma łzy. A może po prostu tylko tak cudownie błyszczały…?
            Znów niewidzialna dłoń ścisnęła ją za gardło i nawet nie miała żalu, że przez chwilę swoimi słowami wypowiedzianymi w nerwach, najzwyczajniej w świecie potraktował ją jak dziwkę. Popatrzyła mu w oczy z całą nagromadzoną w sobie czułością i sympatią jaką do niego miała, z ogromem tęsknoty za taką właśnie chwilą o jakiej śniła przez tyle nocy. Może nie do końca wyobrażając sobie to wszystko właśnie w taki sposób, ale czyż nie miała powodu do szczęścia? Jego słowa oznaczać mogły tylko jedno… Była mu bliska, bardzo bliska, może nawet nie spodziewała się, że aż tak... I jeśli naprawdę zakochał się, jeśli to nie było tylko zauroczenie jej fizycznością, będzie musiała przyjąć jego uczucie z całkowitą i właściwą sobie odpowiedzialnością. Nie może i nawet nie chce go teraz odtrącić.
            - Nie chciałam tego... – cichym, drżącym głosem odpowiedziała mu. - Mnie też nie było łatwo...
            - Tobie nie było łatwo? - wycedził z ironią - A Wenecja? A romantyczne przechadzki z ukochanym? Oczywiście, że wtedy było ci najtrudniej, prawda? - kontynuował nie zwalniając uścisku z jej rąk. Oskarżał ją i ranił, nie miał pojęcia co ona przeżywała przez cały ten czas, jak bardzo chciała zagłuszyć w sobie to wszystko jedynie dla jego dobra. Nie miała pojęcia, że on wcale tego dobra nie chce…
            Był niesprawiedliwy, tak bardzo niesprawiedliwy… Ale doskonale wiedziała, że ma prawo tak sądzić i pozwalała mu zadawać sobie ten ból, ten przywilej był mu jak najbardziej należny.
            Kiedy potok oskarżycielskich słów wypłynął z jego ust i zdawać by się mogło, że już nie ma sił na dalszą tyradę, jednocześnie delikatnie rozluźnił uścisk dłoni na jej nadgarstkach. Wtedy jednym szarpnięciem wyswobodziła się i nie przestając wpatrywać się w niego wyrzuciła z siebie tłumione dotąd rozgoryczenie.
            - A skąd ty możesz wiedzieć co ja czułam?! Co? No skąd?! Po naszym rozstaniu przez cztery dni nie mogłam dojść do siebie, bo każdy kąt mojego mieszkania o wszystkim mi przypominał! Nie spodziewałam się, że po tym wszystkim, będziesz mnie uważał za jakąś bezduszną sukę… Napisałam to wszystko dla twojego dobra, nie chciałam żebyś się zaangażował! Nie chciałam, żebyś cierpiał! - niemalże wykrzyczała mu teraz w twarz i szybko zamilkła, bojąc się żeby nie powiedzieć za dużo.
            - Za późno o tym pomyślałaś. - odparł krótko, już bez złości, ani pretensji, jedynie z nieukrywanym żalem. Pozwoliła mu posmakować raju, a potem chciała mu go odebrać i sprawić, aby na zawsze zapomniał o tej słodyczy…?
            Oboje zamilkli, wypełniając dzielącą ich przestrzeń przyspieszonymi oddechami i wpatrując się w siebie zachłannie. Czuła, że jeśli nadal będą tak trwać tu w milczeniu, gotowa jest się po prostu rozpłakać. Jeśli już tyle powiedziała, czuła, że musi powiedzieć mu coś jeszcze…
            - Nawet nie wiesz jak żałowałam tego, jaką miałam cholerną nadzieję, że się odezwiesz… Dlatego miałam żal, że tak bardzo posłuchałeś moich słów, nie szukając kontaktu.
            I nie wytrzymała, choć starała się usilnie powstrzymać łzy, te niekontrolowanie spłynęły po jej policzkach. A on patrzył oniemiały na jej twarz, w te oczy pełne łez i stał, zupełnie nie wiedząc co więcej mówić, co ma robić. Znów była jego, taka sama jak kilka tygodni temu, taka bezbronna i taka piękna… Zarzuciła mu ręce na szyję. Nie czekał dłużej, chwilowy paraliż całego ciała ustąpił i wreszcie mógł delektować się jej bliskością i ciepłem w swoich ramionach. Objął ją gwałtownie, mocno.
            - Przepraszam... Ja szaleję... Ja już nie wiem co mówię... – rozbieganym wzrokiem chwytał każdy fragment jej twarzy, jakby chciał zapisać go w pamięci na dłużej, na wypadek, gdyby los znów ich rozdzielił. Ale przecież doskonale pamiętał każdy szczegół, miał wyryty w sercu jej obraz. Chwila tak ulotna, była dla nich cennym ukojeniem nagromadzonej tęsknoty. Oboje na nią czekali, pragnęli tej bliskości i siebie. Może zapamiętają ją jak migawki z nieuważnie obejrzanego filmu, zbyt skupieni na sobie wpatrując się tak zachłannie w swoje oczy, wtopieni w objęcia ramion.
            Usta wciąż niepewnie zbliżały się do siebie, coraz bardziej niwelując już i tak minimalną odległość. Czuła jego gorący oddech na swoich wargach i zapach alkoholu, jaki niedawno pił. Czoło zetknęła z jego czołem i już nie widząc z tej oszałamiającej bliskości głębi jego spojrzenia, przymknęła powieki pozwalając zamknąć ten czas w pętli, z której nie chciała się uwalniać. Nie była mu obojętna, wiedziała to… On także nie był dla niej tylko jakimś chłopcem, choć tak uporczywie broniła się przed wielkim uczuciem, czy to naprawdę mogło być uniknione?
            Gwałtowna namiętność zawładnęła nimi, kiedy przylgnęli do siebie w pocałunku pełnym słodkiego chaosu i szaleństwa. Pieścili wargi lekko i zwiewnie, to znów przygryzali je sobie wzajemnie, pozwalając językom szaleńczo błądzić we wnętrzu tych drugich, upragnionych. Pragnęli siebie nie bacząc na sytuację w jakiej się znaleźli, nie myśląc w tym momencie o konsekwencjach tegoż zapomnienia. Ta nagła, upragniona bliskość odbierała trzeźwość umysłu. Jakiś głos krzyczał w jej wnętrzu, że on należy do niej. Drżała na samo wspomnienie wypowiedzianych przez niego kilka minut temu słów; tęsknił, pragnął i… zakochał się! Do diabła ze zdrowym rozsądkiem… Piękniejszego wyznania z jego ust nie mogła sobie wymarzyć…
            Podniecała ją jego tęsknota i pożądanie, szaleństwo z jakim okazywał to teraz mocno przyciskając ją do ściany, całując z taką namiętnością. Zaprzestawali na krótki moment wpatrując się w siebie z dzikością, aby po chwili na nowo wypełniać sobą przestrzeń między ustami. Ekscytacja mąciła im w głowach. Dłonie chłopaka mocno oplotły jej biodra. Pragnął więcej, stęskniony jej ciała i tak bardzo nienasycony. Całe jego wnętrze zapulsowało szaleńczo, kiedy sunąc jedną z nich w dół jej biodra, zakradając się pod krótką sukienkę wyczuł dotykiem delikatne, koronkowe wykończenie pończoch. Rozbiegane opuszki palców przesunęły się po nagiej skórze uda, pozwalając już całej dłoni wkraść się pomiędzy nie. Jęknął cicho wprost w jej usta, kiedy pojął, że od wilgoci i gorąca jej wnętrza, jego palce dzieli jedynie koronkowy materiał skąpej bielizny, jaką miała na sobie. Teraz ona dała głośny upust nagromadzonemu pragnieniu, czując z jaką  delikatnością pieści ją.
            I nagle, niespodziewanie, poczuła strach nakłuwający ją niczym drobne odłamki lodu, przywracający rozsądek, jaki natychmiast nakazał przerwać to szaleństwo. Przecież ktoś mógł ich usłyszeć, może ktoś czaił się w zaułku korytarza, a choćby i Jens – możliwe, że zacząć jej szukać. Nie miała pojęcia ile to już trwa, jednak z pewnością nie było jej na sali dobre kilkanaście minut.
            Oderwała się od niego i wyswobodziła z dotyku jego dłoni.
            - Nie możemy... Nie tutaj - wydusiła na przekór sobie stłumionym głosem, po czym szybko zniknęła za rogiem korytarza zostawiając Billa samego, zdezorientowanego i niemal oszalałego z podniecenia. Nie biegł za nią, nie gonił, nie byłoby to rozsądnym posunięciem. Uśmiechając się sam do siebie, uspokoił oddech, opierając przedramiona o ścianę, bezsilnie wsparł na nich głowę. Chciał ochłonąć, zanim wróci na salę. Musiał ochłonąć…
            Babette była w o wiele gorszej sytuacji. Płonąc niemal jak żywa pochodnia wracała do stolika patrząc, czy nie ma przy nim Jensa. Na szczęście nie było tam nikogo. W wiszącym na jednej ze ścian lustrze, które właśnie mijała, przejrzała się przystając na chwilę. Przetarła dłońmi policzki, które teraz nosiły ślad lekkiego rumieńca. Serce waliło jej zupełnie tak samo, jak w tę pamiętną noc na gali. Tak niewiele brakowało, a uległaby mu lekkomyślnie w tym korytarzu, co mogłoby nieść za sobą fatalne w skutkach konsekwencje. Jeszcze nigdy, przy nikim nie straciła aż tak kontroli i tylko on działał na nią w taki sposób. A może właśnie dlatego, że był dla niej jak soczysty, słodki i uzależniający zakazany owoc? Czyż takie zapomnienie nie smakuje najlepiej…?
            To się jej nie zdarzało jej się wcześniej, nigdy. Właśnie przy nim to wszystko było takie pierwsze… Te emocje, rozedrganie ciała, burza namiętności i chwile pełne euforycznego szczęścia, kiedy był w pobliżu. I czas napełniający ją trwogą o przyszłość, choć może nie powinna teraz martwić się na zapas?
            Rozejrzała się po sali za Jensem, było już późno i nie wiedziała jak się czuje Martin. W dodatku wcześniej zbyt zajęta śledzeniem Billa wzrokiem, nawet nie pomyślała aby zatelefonować do niego. Teraz było zbyt późno, pewnie dawno spał, a ona nie chciała go budzić. Stwierdziła, że na dziś dość wrażeń. Już miała pewność, że myśli Billa należą do niej, jest w nich obecna i bardzo mu bliska. Przecież właśnie tego chciała.
            Niebawem znajdą do siebie drogę, przecież już w poniedziałek zostanie sama na całe dwa tygodnie i wiedziała, że wykorzysta ten czas, choć jeszcze nie miała pojęcia jak.
            W tej chwili zobaczyła go, jak wraca do stolika. Nie patrzył w jej stronę, może całkowicie nieświadomy, że podąża za nim wzrokiem. Usiadł, dopił drinka i dopiero teraz ich spojrzenia spotkały się. Trwali tak przez dłuższą chwilę, co przerwał wracający Jens.
            - O, jesteś! A ja cię szukałem.
            - Dobrze, że nie poszedłeś za mną do damskiej toalety - odpowiedziała z przekąsem i właśnie w tej chwili zadziałała jej wyobraźnia. Nie byłoby ciekawie, gdyby za nią poszedł i coś zobaczył bądź usłyszał. Z pewnością nie zgrzeszyłby dyskrecją, na dodatek zupełnie nie mając pojęcia o ich wzajemnych relacjach. I nieważne było teraz nawet co mógłby sobie pomyśleć, ale jakie mógłby rozpowiadać o tym plotki…
            Ale na szczęście nie było go tam. 
            - Zrobiło się bardzo późno, czy możesz mnie odwieźć do domu? - spytała po upływie kilku minut. – Jednak jeśli chcesz jeszcze zostać, to nie ma sprawy, sama pojadę taksówką.
            - Nie no, ależ oczywiście że cię odwiozę! - ochoczo zgodził się Jens. Wiedziała, że przyjechał tu własnym samochodem, a przez cały wieczór sączył jedynie bezalkoholowe drinki i wypił jedną lampkę szampana, która zapewne już dawno wywietrzała mu z głowy. Nie była pewna czy naprawdę ma ochotę już wrócić do domu, ale chciała już stąd wyjść i kolejny raz poddać próbie uczucia Billa. Była niemal pewna, że po tym co zaszło będzie szukał kontaktu.
            Podeszli do Johanna, żeby się pożegnać, a kiedy już wychodzili omiotła wzrokiem po raz ostatni wnętrze lokalu, jednak nigdzie nie zauważyła chłopaka.
            Na zewnątrz owiał ją przenikliwy wiatr, dlatego też zarzuciła na siebie narzutkę jaką zabrała ze sobą. Wieczory już były chłodne, a lato dobiegało końca.
Kiedy wsiedli do samochodu, Jens zapytał:
            - Bardzo się spieszysz do domu?
            - Właściwie to nie, chciałam już po prostu stamtąd wyjść – odparła szczerze. - A co proponujesz?
            - Masz może ochotę na spacer? Jest taki piękny wieczór... Zawiozę cię w cudowne miejsce - uśmiechnął się tajemniczo Jens.
            - Dobrze. Chętnie się przejdę. – zapięła pasy i ruszyli.
            W środku nocy ruch na ulicach wielkiego miasta był znikomy, dlatego też szybko dotarli na jego obrzeża. Mężczyzna skręcił w polną drogę i po niedługim czasie zatrzymali się na niewielkim, leśnym parkingu. Nie miała pojęcia gdzie się znajdują, ale on zapewnił ją, że jeszcze nie są w miejscu docelowym, a żeby tam dotrzeć wyjął z bagażnika latarkę i wąską ścieżką ruszył przed siebie, trzymając Babette za rękę, aby mogła iść za nim krok w krok. Na szczęście podłoże po jakim stąpała było twarde i bezpieczne, inaczej będąc w szpilkach zapewne nigdzie by się nie wybrała za nim. Jens faktycznie przywiózł ją w odrobinę dzikie, tajemnicze, ale magiczne miejsce. Po kilku minutach wędrówki ich oczom ukazał się niewielki staw, jaki mogli dostrzec jedynie dzięki poświacie księżyca. Gdyby tej nocy niebo było pokryte chmurami ich przybycie tutaj mijałoby się z celem, ponieważ cała magia ujawniała się jedynie przy takiej pogodzie jak dziś. Dookoła zbiornika wodnego rosły drzewa, a w taką noc jak dzisiejsza, odbijały się w tafli wody niezliczone ilości gwiazd i okrągły, złoty księżyc. Teraz mogła zobaczyć, jak bardzo jest tu bajecznie.
            - Pięknie... – zachwyciła się urzeczona tym widokiem dziewczyna.
            - Zawsze, kiedy mam jakiś problem i muszę coś przemyśleć, przyjeżdżam tu. - Jens objął ją w pasie i przytulił. Nie zaprotestowała zbyt pochłonięta obrazem, jaki teraz zapadał jej głęboko w serce, a był naprawdę fascynujący. Do tego ta cisza, przetykana cichymi odgłosami natury, to wszystko niesamowicie ze sobą współgrało i tworzyło niepowtarzalny nastrój. Jedyna myśl, jaka teraz rozświetlała jej umysł wiązała się z tym czarnowłosym chłopcem, który tak bardzo zapadł jej w serce. Kiedyś na pewno go tu przywiezie.
            - Tu na prawdę jest cudownie... - powiedziała cicho. W milczeniu przeszli kilka metrów, rozkoszując się cudowną atmosferą tego miejsca.
            - Wiesz, nigdy bym się nie spodziewał, że dziś właśnie ciebie tam spotkam - odezwał się w końcu Jens. - Nawet w najśmielszych marzeniach bym nie przypuszczał...
            - No wiesz, niezbadane są losy ludzkie. Nigdy nie wiadomo co nas w życiu spotka i kiedy - uśmiechnęła się delikatnie dziewczyna, zupełnie nie mając na myśli swojego spotkania po latach z Jensem. Teraz skupiła się zupełnie na innych niespodziankach, jakie ostatnio dostała od losu w darze.
            - No właśnie, tego wszystkiego bym się nie spodziewał.
            Ton głosu Jensa zaczynał robić się coraz bardziej niebezpieczny. Znała ten ton, wiedziała czego może się po nim spodziewać. Jednak on nie wykonywał żadnego niepożądanego gestu, szli po prostu wolnym krokiem wzdłuż stawu i rozmawiali, ale wyostrzyła swoją uwagę na każdy jego ruch. Zdawała sobie sprawę, że trochę nazbyt ośmieliła go tym tańcem na imprezie, a teraz tym, że zgodziła się tu z nim przyjechać. 
            - Życie jest niekiedy pełne niespodzianek... - ciągnęła więc tę rozmowę, zastanawiając się przy tym, czy aby na pewno zmierza ona w dobrym kierunku. Nagle mężczyzna zatrzymał się i nim zdążyła się zorientować, objął ją:
            - Nawet nie marzyłbym, że kiedyś znów może nas coś połączyć - jego usta niebezpiecznie zbliżyły się do twarzy dziewczyny. Przestraszyła się i natychmiast chciała wyswobodzić się z jego objęć, ale nie mogła. Trzymał ją zdecydowanie i mocno. Niebezpiecznie malejącą przestrzeń pomiędzy ich wargami wypełniła więc swoją dłonią.
            - Jens, co ty w ogóle wygadujesz? Nic nas nie może połączyć, ja jestem z Martinem! – szarpnęła się i wtedy wypuścił ją z objęć.
            - Nie udawaj że tego nie chcesz, a dzisiejszy wieczór? - stwierdził z niemałym zdziwieniem.
            - Po prostu się dobrze bawiłam, to wszystko. I starałam się być dla ciebie miła. Myślałam, że po tym co nas łączyło, znasz mnie trochę. Chciałam jedynie okazać ci sympatię – wyrzuciła z siebie z pretensją. Czuła, że jej postępowanie może mieć fatalnie w skutkach konsekwencje, a jej chęć zrobienia tym wszystkim Billowi na złość, mężczyzna może bardzo źle odebrać. Przecież nie miał pojęcia, jakie są jej intencje, myślał, że być może zdobył jakąś jej przychylność.
            - Robisz sobie ze mnie żarty, Babette? Jeśli w ten sposób chciałaś okazać mi sympatię, to ciekawe jak okazujesz coś innego? - zaśmiał się ironicznie Jens.
            Poczuła się okropnie… Powinna była to przewidzieć, albo chociaż uprzedzić go, że jej postępowanie jest zamierzone, wymyślić coś, że może tym chce odstraszyć jakiegoś namolnego wielbiciela. Wymyślić cokolwiek, bo teraz wyszła na nieskomplikowaną pannę. Jens z pewnością zbyt wiele sobie wyobrażał, a ona swoim zachowaniem jak gdyby obiecała mu coś więcej.
            - Jeśli źle to wszystko odebrałeś, to bardzo cię przepraszam, ale naprawdę nie chciałam tego. Przepraszam... Masz rację, chwilami nieco przesadziłam, ale chciałam żebyś się dobrze bawił - próbowała się jakoś usprawiedliwiać i wyjść z twarzą.
            - No faktycznie. Bawiłem się świetnie. Narobiłaś mi tylko ochoty - stwierdził Jens z przekąsem. Ton jego głosu zdradzał teraz, że jest po prostu zły.
            - A niby na co?! – Babette podniosła głos. Była już mocno poirytowana jego bezczelnością. Co on sobie w ogóle myślał?
            - Nie udawaj niewiniątka - uśmiechnął się ironicznie.
            - Ta rozmowa nie ma sensu! Poza tym, obrażasz mnie. Bardzo cię proszę, odwieź mnie do domu.
            Wściekła, wyrwała mu z dłoni latarkę i ruszyła ścieżką w stronę pozostawionego na parkingu auta.
            - Ależ proszę bardzo! - niemalże krzyknął, ruszając z nią. Kiedy dotarli na miejsce, ostentacyjnie otworzył jej drzwi do samochodu. Widziała jak bardzo był zły, ale ona także okazywała to każdym gestem, a teraz z trzaskiem zamknęła drzwi, zapinając pas. Myślała, że zwróci jej uwagę, ale na szczęście nie odezwał się. Włączył głośną muzykę i ruszył. Za autem zakurzyło się porządnie nim wjechał na asfaltową drogę.
            - Więc dokąd?
            Podała mu swój adres i nie zamienili ze sobą już ani jednego słowa. Od nadmiaru wrażeń pulsowało jej w skroniach, najpierw ta cała sytuacja z Billem, a teraz Jens. Wiedziała, że za to wszystko ona sama ponosi odpowiedzialność. Perfidnie wykorzystała przychylność dawnego chłopaka, aby przekonać się o uczuciach innego. Teraz zaczynały nią targać wątpliwości, czuła winę za to wszystko co do tej pory się wydarzyło. Gdyby od samego początku zachowywała się inaczej, gdyby nie dawała Billowi żadnej nadziei, nie szukała możliwości spotkania, nie pozwalała jemu się do siebie zbliżyć, i nie okazała cienia zainteresowania, z pewnością nie przyjechałby w noc po gali. Jej życie toczyłoby się spokojnym torem, bez tego typu uniesień i niepotrzebnych zawirowań. Nadal byłaby silną kobietą bez słabości u boku mężczyzny, z którym była z wygody i wyrachowania, bo teraz już wiedziała, że tak naprawdę nigdy nie kochała go taką wyidealizowaną miłością. Miałaby spokój i poukładane życie, ale czy w obliczu kłopotów, jakich sama sobie teraz napytała, mogła z całą szczerością przyznać, że dałaby wszystko, aby móc cofnąć czas i do tego nie dopuścić?
            Nie… Z pewnością nie. To dzięki niemu odkryła wszystkie niepoznane dotąd tajemnice własnego ciała, to on wydobył z niej doznania, jakich być może nigdy nie zaznałaby z Martinem. W tej chwili nie było na świecie osoby, czy rzeczy, jakiej pragnęła bardziej niż jego. I ktoś musiałby zresetować jej pamięć, aby była zdolna chcieć cofnąć to wszystko, czego doświadczyła dzięki temu chłopcu.
            Patrzyła na mijane budynki w milczeniu utwierdzając się w przekonaniu, że nie zrezygnuje z tej odrobiny szczęścia z nim. Nie chciała związku, choć pragnęła wyłączności. Dzisiejszy wieczór uświadomił jej, że nie zniosłaby przy nim obecności innej kobiety i nigdy nie spodziewała się, że może być aż tak zazdrosna o tego słodkiego dzieciaka. Z przebiegu ostatnich wydarzeń nie była w pełni zadowolona, liczyła na jakąś spokojniejszą rozmowę z nim, tymczasem znów ogarnął ich pożar zmysłów. Jednak uszczęśliwiło ją to, czego w tak krótkim czasie dowiedziała się, a co obiecywało w niedalekiej przyszłości jego ciepłe ramiona.
            Tymczasem Jens zatrzymał auto tuż pod jej domem. Spojrzała na niego odrobinę skruszonym wzrokiem i pożegnała się:
            - Dobranoc i przepraszam...
            - Ja też przepraszam za moje słowa i zachowanie - odezwał się, już zupełnie innym, łagodnym tonem. Widać było, że po drodze wszystko sobie przemyślał.
            - Nie szkodzi, w sumie mogłeś tak to wszystko odebrać.
            - No właśnie niestety. Żałuję, że to tylko moja wyobraźnia... – uśmiechnął się, wspierając głowę na ręku opartym o drzwi auta. Wzbudził w niej lekkie wyrzuty sumienia i spojrzała na niego ze smutkiem, jednak już nie odpowiedziała, nie chcąc zaognić i tak już nieprzyjemnego wrażenia. Już miała wysiąść, kiedy Jens przytrzymał ją za nadgarstek. Zdziwiona spojrzała na niego pytającym wzrokiem.
            - Czy nie należy mi się na pożegnanie całus?
            Chciała już po prostu wyjść i wrócić do domu, bez żadnych problemów, jednak wcale się na to nie zanosiło. Nie zamierzała go całować, ale wiedziała, że jeśli tego nie zrobi, będzie trudno tak po prostu uwolnić się z jego uścisku. Pochyliła się więc do niego i ułożyła usta na jego policzku, mając zamiar jak najprędzej wycofać się, lecz on przytrzymał jej głowę drugą dłonią i odwrócił się, chcąc uporczywie złowić ustami jej usta. Szarpnęła się gwałtownie.
            - O nie! Teraz to już przesadziłeś! Dobranoc!
            Na całe szczęście nie trzymał jej z wielką siłą, więc bez trudu wyswobodziła się, wysiadła i zamknąwszy drzwi pozostawiła go w lekkim osłupieniu. Nim doszła do ścieżki prowadzącej do klatki jej mieszkania na szczęście odjechał. Przystanęła na chwilę patrząc za oddalającym się autem i odetchnęła z ulgą.
            Był środek nocy, wszędzie pusto i cicho i tylko w jakichś pojedynczych oknach paliły się światła. Powietrze było o tej porze przyjemne i rześkie. Ruszyła znów pragnąc jak najszybciej znaleźć się w domu i wreszcie odpocząć. Jej obcasy stukały teraz miarowo o chodnik po którym stąpała. Już miała wchodzić do klatki, gdy spoza zarośli wyłoniła się jakaś zakapturzona postać. Instynktownie ścisnęła mocniej torebkę, chociaż właściwie, oprócz kosmetyków i kilku euro, nic w niej nie miała. Intruz był wysoki i ruszył w jej kierunku, strach rozrósł się w niej podsuwając najczarniejszy scenariusz. A co, jeśli ten ktoś wcale nie zechce jej torebki? Serce podeszło jej do gardła, przyspieszyła kroku, gdy tajemniczy osobnik chwycił ją za rękę. Chciała się wyrwać i już otwierała usta aby krzyknąć, wtedy on zakrył je dłonią, obłapiając ją mocno. Zaraz na pewno zostanie zgwałcona i zamordowana, sparaliżowana w panice zupełnie nie wiedziała co robić i już chciała wbić obcas w stopę napastnika, kiedy usłyszała;
            - Nie krzycz! To ja!

4 komentarze:

  1. Hahahahaa Bill xd ? Jezeli to on,to bardzo oryginalnny sposob by z nia pogadac,nie ma co xd a co do dawnego chlopaka,nie wiem czemu ale odnioslam wrazenie,ze ja nad tym stawem zgwalci....no cholera,serio. Dobrze,ze nic nie mialo miejsca ! No i oczywiscie czekam na kolejny rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jens może i był napalony, jednak z pewnością nie był gwałcicielem. Pozdrawiam ;*

      Usuń
  2. Jestem, przeczytałam wczoraj ale mój komputer odmówił posłuszeństwa i nie mogłam dodać komentarza.
    Bill i jego pomysły. bo zgaduję, że to on :D
    no cóż nie widzę już nic innego jak to, żeby tu szybko się pojawił kolejny odcinek :) bardzo szybko :) aaaa już się nie mogę doczekać :)

    Weny życzę :) Attention Tokio Hotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niebawem się dowiesz, czy to nasz zdesperowany Bill. Buziaki ;*

      Usuń