Rozdział XII
„Pokonać
burze i skoczyć na dno,
nie czekać dłużej wyjść temu na wprost.
Zebrać swe siły i przed siebie biec.
I uwierzyć, że może się spełnić…
Jeśli kochać, to tak
i rozniecić ten w środku żar…
Jeśli kochać, to wszystko z siebie dać,
zdobyć tę miłość, tę, która tak blisko,
zwyciężyć naprawdę, choć raz”
nie czekać dłużej wyjść temu na wprost.
Zebrać swe siły i przed siebie biec.
I uwierzyć, że może się spełnić…
Jeśli kochać, to tak
i rozniecić ten w środku żar…
Jeśli kochać, to wszystko z siebie dać,
zdobyć tę miłość, tę, która tak blisko,
zwyciężyć naprawdę, choć raz”
De
Mono – „Jeśli kochać”
Poznała ten głos, a domniemany
intruz, zwolnił uścisk dłoni na jej ustach. Wtedy poczuła się tak, jakby niczym
z przebitego balonu uchodziło z niej powietrze. Natychmiast odwróciła się
przodem wciąż będąc w jego ramionach.
- Boże! Bill, co ty tu robisz? - spytała z niemałym zdziwieniem.
- Boże! Bill, co ty tu robisz? - spytała z niemałym zdziwieniem.
- Jak to co? Głupi szczeniak czekał
tu na ciebie – wycedził. – Ten, który cię przywiózł to tylko kolega, tak? To
tak się żegnasz z kolegami?
Stała
teraz oparta plecami o drzwi wejściowe, a on trzymając ją za nadgarstki na
wprost niej. Światło żarówki nad wejściem oświetlało bardzo dokładnie jego
twarz, widziała idealnie malującą się na niej złość i spojrzenie pełne wyrzutu.
Niesamowicie przestraszył ją i zaskoczył, była zdziwiona i oszołomiona. Czekał
tu na nią cały ten czas, kiedy ona pojechała z Jensem. Skąd mógł wiedzieć, że
nie przybyła od razu do domu? Ponownie zadziwił ją swoją desperacją, przecież
gdyby nie pojechała nigdzie na pewno dotarłaby tutaj przed nim, a wówczas nigdy
by się na nią nie doczekał, bo byłaby już dawno w domu.
Teraz dopiero dotarło do niej, że ten
dzieciak ma do niej pretensje, jakby co najmniej była jego kobietą. Czy on
trochę nie przesadzał?
- Myślę, że twoje pretensje są nie na
miejscu i nie bardzo cię rozumiem. O co ci w ogóle chodzi?
Wyswobodził teraz jej ręce z uścisku,
a ona rozmasowała jeden z nadgarstków, który ścisnął nieco mocniej. Chciała
wejść do klatki, ale zagrodził jej drogę, opierając się o drzwi ręką na
wysokości jej twarzy.
- Przecież widziałem, jak go
pocałowałaś - otworzyła szerzej ze zdziwienia oczy. Coraz bardziej ją
zaskakiwał.
- Nikogo nie całowałam do jasnej
cholery, cmoknęłam go tylko w policzek na do widzenia – właśnie zaczęła mu się
tłumaczyć. Nie do wiary… Co ten chłopak z nią robił?
- I w ogóle gdzie byłaś? Czekam tu
całą, pieprzoną godzinę! Wyszedłem kiedy tylko zobaczyłem, że się żegnasz,
chciałem być tu przed tobą!
Ach, więc to dlatego nieustępliwie
czekał… Skoro wyszedł z imprezy tuż przed nią doskonale wiedział, że prędzej,
czy później tutaj przybędzie. Zdawała sobie sprawę, że jest zdolny do
najbardziej zaskakujących posunięć i do poświęceń. Już pamiętnej nocy po gali poznała jego szaleństwo
i desperację, ale tego, że dziś wymknie się z imprezy tylko po to, aby czekać
na nią nigdy by się nie spodziewała. No i ta jego złość, te jego wyrzuty i
pretensje… Gdzie się podział ten nieśmiały Bill, który nie mógł wydusić z
siebie najprostszego słowa? Teraz zachowywał się jak prawdziwy, zazdrosny
kochanek. Zazdrosny…? Oczywiście, i to
jak..? Przecież teraz robił jej wymówki właśnie z tego powodu, dokładnie
widziała, jak podziałało na niego to, w jaki sposób tańczyła z Jensem i o ile
wówczas jakoś poskromił wyrzuty, teraz wszystko wyeksponował ze zdwojoną siłą.
No cóż, wyglądało na to, że trafił jej się kolejny zazdrośnik! Chociaż teraz
potrafiła już docenić ból tego, pomimo wszystko prymitywnego uczucia, jednak i
tak zdenerwował ją. Jakim prawem nieustannie robił jej wymówki?
- Zaraz, zaraz… Czy tobie przypadkiem się coś nie pomyliło? Jakim prawem robisz mi wymówki? – patrzyła mu w oczy okazując swoją złość, jednak jego wcale nie spłoszyła jej riposta, wszystko postawił na jedną kartę. Wiedział, że teraz tak łatwo nie odpuści i na pewno nie pozwoli jej uciec. Była wzburzona, wciąż nie zdołała uspokoić się po tym jak ją wystraszył swoją nieoczekiwaną napaścią. Oddychała ciężko i nerwowo, kiedy skończyła mówić, a wówczas po chwili ciszy jaka nastała odezwał się nagle cichym, lecz pewnym głosem:
- Bo zakochałem się w tobie... Myślę, że to wystarczający powód. Kocham cię.
- Zaraz, zaraz… Czy tobie przypadkiem się coś nie pomyliło? Jakim prawem robisz mi wymówki? – patrzyła mu w oczy okazując swoją złość, jednak jego wcale nie spłoszyła jej riposta, wszystko postawił na jedną kartę. Wiedział, że teraz tak łatwo nie odpuści i na pewno nie pozwoli jej uciec. Była wzburzona, wciąż nie zdołała uspokoić się po tym jak ją wystraszył swoją nieoczekiwaną napaścią. Oddychała ciężko i nerwowo, kiedy skończyła mówić, a wówczas po chwili ciszy jaka nastała odezwał się nagle cichym, lecz pewnym głosem:
- Bo zakochałem się w tobie... Myślę, że to wystarczający powód. Kocham cię.
Zamarła w bezruchu czując jak
obezwładnia ją paraliżujący dreszcz. Tak zdecydowanej i jasnej deklaracji w tej
chwili się nie spodziewała. Była totalnie zaskoczona, choć przecież powinna
zdawać sobie sprawę, że kiedyś to wyznanie padnie z jego ust. Już dziś na
imprezie wspominał o zakochaniu, ale teraz wyznał jej to w oczy, wyraźnie i
dobitnie. Jej złość była teraz zamkiem na piasku, który zmyła nagła, wysoka
fala jego wyznania. Tym razem nie udało jej się tego udaremnić, zresztą
przecież nie zdołałaby robić tego w nieskończoność. I chyba nawet już by nie
chciała…
Te słowa w końcu musiały paść z jego ust, jeśli
naprawdę to czuł. Uwierzyła w nie… To wszystko było istnym szaleństwem, ale
wierzyła, że z jego strony nie jest to już tylko zauroczenie fizycznymi
doznaniami, jak mogła wcześniej przypuszczać. Serce otuliła przyjemna błogość,
zatrzepotało w piersi mocniej, niczym zamknięty w klatce ptak pragnąc wyrwać się na wolność, do niego. Nic
nie mówiła tylko patrząc mu w oczy szeroko otwierając swoje, wciąż oszołomiona
i zaskoczona stała w bezruchu.
Poczynił pierwszy krok. Delikatnie musnął
swoimi ustami jej warg i odsunął się, nie przedłużając pocałunku. Nie miał
zamiaru jej teraz tutaj zostawić, nie po to tyle czasu czekał na nią, lecz ona
nie mogła wiedzieć, że to jeden z elementów jego gry, walki o nią i jej
uczucie. To sprawiło, że poczuła się jeszcze mocniej zdezorientowana i coś w
niej krzyknęło, żeby nie odchodził, jednak wciąż nie potrafiła wydobyć z siebie
ani jednego słowa. Namiastka bliskości jaką ją obdarował przed kilkoma
godzinami, rozpaliła tylko jej zmysły, chociaż nie utraciła wówczas zdrowego
rozsądku, ale teraz...? Pragnęła pocałunku, natychmiast, teraz! Jego słowa
sprawiły, że w jej wnętrzu zapłonął pożar, ale on nie czynił żadnego ruchu,
tylko stał w niemym oczekiwaniu, tylko właściwie na co? Nie miała mu do zaoferowania
wzajemnych słów chociaż najprawdopodobniej poczuła do niego to samo, jednak
uważała, że jest jeszcze za wcześnie na takie wyznania, przynajmniej z jej
strony.
- Po prostu musiałem ci to dziś
powiedzieć… - dodał po chwili, cofając się o krok.
Nie! Nie może teraz tak po prostu
odejść! Niech chociaż pozostawi na jej wargach swój smak, niech naznaczy jej
skórę swoim zapachem!
Ogarnęła ją panika kiedy się cofnął.
Wystarczył ten jeden impuls, aby chwycić go za dłonie i mocno do siebie
przyciągnąć, a on już nie potrzebował żadnego innego sygnału. Natychmiast
przylgnął wargami do jej ust i zagarnął dla siebie całą jej szczupłą posturę,
mocno otulając silnymi ramionami. Delikatny i na pozór zwiewny pocałunek
przerodził w gorączkę i szaleńczy splot języków. Po omacku otwierając drzwi na
schodową klatkę obrócił ją nie rozłączając się ani na moment i wciągnął za
sobą. Ogarnęła ich ciemność, jedynie nikła smuga światła z pobliskiej latarni
wdzierała się nieśmiało przez niewielkie okienko ze zbrojoną szybą. Dopiero
teraz przerwał otulając ciepłymi dłońmi jej policzki. Po długim, namiętnym
pocałunku, delikatnie i z właściwą sobie czułością, zaczął muskać wargami każdy
milimetr jej twarzy; czoło, powieki, nos, policzki. A kiedy jego usta już
posiadły naznaczając wilgocią wszystkie jej części, układał zapamiętale z
subtelnych pocałunków ścieżkę na jej szyi.
Zatrzymali się tuż za drzwiami. Mimo
środka nocy w każdej chwili mógł ktoś tu wejść, dlatego też po chwili pociągnął
ją za sobą na schody, prowadzące do piwnicy piętro niżej. Nie protestowała
nawet jednemu jego gestowi, teraz on rządził, a ona poddała się jego woli, bez
najmniejszego sprzeciwu. Za to jej wola rozpadała się pod wpływem jego
bliskości i dotyku na tysiąc kawałków, i sama już nie wiedziała, czy po tych
wszystkich szaleńczych doznaniach kiedykolwiek będzie w stanie się pozbierać.
Jej plecy zetknęły się z zimną
ścianą, w tym miejscu otaczała ich już niemal całkowita ciemność i jedyne co
mogli dostrzec wyostrzonym w tych warunkach wzrokiem, to zarys swoich postaci.
Poczuła na ramionach jego ciepłe dłonie, które teraz zsunęły z nich wdzianko i
cienkie ramiączka sukienki. Żałowała, że w tych ciemnościach nie może dostrzec
wyrazu jego twarzy i tego spojrzenia, które tak bardzo ją urzekło. Bez
wzrokowego bodźca musiała delektować się jedynie jego czułym dotykiem i właśnie
teraz całą swoją uwagę skupiła na delikatnie rozbieganych po skórze jej dekoltu
i piersi opuszkach palców chłopaka. Pieścił ją z wolna, jak gdyby czas był ich
sprzymierzeńcem, jakby nigdzie się nie spieszył. Wcześniejszą gwałtowność
swoich poczynań zamienił w niezwykłą subtelność, która aż ją niecierpliwiła.
Jeśli już był w zasięgu jej dłoni, pragnęła go mieć już, natychmiast!
Nie okazała jednak swojej
porywczości, odbierając każdą zadaną jej pieszczotę, podczas, gdy on zastąpił
dłonie swoimi ustami. Zetknięcie ich z jej ciałem spowodowało ponowny dreszcz i
wyzwoliło z jej krtani ciche westchnienia. Przymknęła oczy, starając się
zwizualizować pod powiekami wyraz jego spojrzenia. Tak, uwielbiała kiedy na nią
patrzył i teraz w tej ciemności cholernie jej tego brakowało…
Wplotła dłonie w jego starannie
poukładaną, czarną czuprynę. Szelest targanych ubrań, tłumione oddechy przerwał
jej głuchy jęk, gdy sięgnął dłońmi do jej kolan, finezyjnie przesuwając swój
dotyk w górę, skierował go ku wewnętrznej stronie ud. Tym samym nakłonił ją do
ich rozsunięcia. Przykucnął, powolnym ruchem podciągając do góry sukienkę.
Czerń koronkowej bielizny i pończoch odcinała się od jasnych fragmentów jej
ciała na udach. W tych ciemnościach widział zaledwie zarys tego wszystkiego,
ale i tak zadziałało to na jego wszystkie zmysły. Dotykał pieszczotą ust tych
obnażonych fragmentów jej skóry. Drżała pod jego każdym, choćby
najdelikatniejszym muśnięciem. Podniecona i spragniona właśnie jego, wstrzymała
oddech w oczekiwaniu na śmiałość dłoni, którymi właśnie pieścił ją przez cienki
materiał koronki.
Przymknęła
oczy, opierając głowę o zimną ścianę. Z rozkoszą przyjmowała wszystko to, co
miał jej do zaoferowania. Właśnie teraz spełniały się jej marzenia, wszystkie
sny jakie śniła przez te dni bez niego, o pragnieniu fizycznej bliskości z nim
i zagarnięciu go tylko dla siebie. I może tylko miejsce nie było z jej marzeń.
Choć niewątpliwie znacznie podniosło poziom adrenaliny w jej ciele, wszak
ryzyko było niemałe. Tylko z nim mogła się zdobyć na takie szaleństwo, aby
pozwolić mu na to wszystko właśnie tu, niemalże na progu jej mieszkania w
którym spał Martin. Spał...? A może obudził się...? Może otworzył drzwi od
mieszkania i wsłuchiwał się w jej namiętne jęki?
Nie dbała o to, jeśli nawet miałoby
się tak stać. W tej chwili gotowa była poświęcić wszystko dla niego, dla tego
chłopca, którego usta teraz opadały miękko na wolne od ubrań fragmenty jej
ciała. Pragnęła go w sobie, wiedziała, że to niebawem się stanie, że to jest
nieuniknione.
Podniecenie pulsowało w nich obojgu,
lecz on wciąż dopieszczał ją całując przez cienki trójkąt bielizny, palcami
błądząc w pobliżu jej mokrego wnętrza, jakby celowo chcąc doprowadzić ją na skraj
szaleństwa, pragnąc słyszeć jej błaganie o siebie. Rozpalał ją.
Czuła jego ciepły i wilgotny język,
przygryzające ją delikatnie zęby i już nie mogła tego znieść. Tłumiła w sobie
wszystko to, czym tak chętnie nasyciłaby zmysł jego słuchu w innych okolicznościach.
Dlatego będąc już u kresu wytrzymałości, szeptem przecięła ciszę, jaką mąciły
jedynie ich płytkie i szybkie oddechy.
- Proszę...
Błyskawicznie podniósł się, dotykając
swoim czołem jej czoła i dłońmi rozpalonych policzków:
- Czego pragniesz...? - zapytał równie cicho, jak ona przed chwilą prosiła.
- Ciebie... - wyszeptała, rozpinając mu niecierpliwie spodnie. - Tylko ciebie... Tu i teraz... Weź mnie...
Takimi słowami doprowadzała go do obłędu już od pierwszych ich wspólnych intymnych chwil, od pierwszego razu. Zadrżał, kiedy objęła jego wzwód swoją ciepłą, miękką dłonią, pieszcząc kilkoma posuwistymi ruchami. Zsunął z jej bioder bieliznę, tylko trochę, aby nic nie mogło przeszkodzić mu w nią wniknąć.
- Czego pragniesz...? - zapytał równie cicho, jak ona przed chwilą prosiła.
- Ciebie... - wyszeptała, rozpinając mu niecierpliwie spodnie. - Tylko ciebie... Tu i teraz... Weź mnie...
Takimi słowami doprowadzała go do obłędu już od pierwszych ich wspólnych intymnych chwil, od pierwszego razu. Zadrżał, kiedy objęła jego wzwód swoją ciepłą, miękką dłonią, pieszcząc kilkoma posuwistymi ruchami. Zsunął z jej bioder bieliznę, tylko trochę, aby nic nie mogło przeszkodzić mu w nią wniknąć.
Posiadł ją z jedynym marzeniem w
głowie; teraz musi dla niego oszaleć, całkowicie postradać zmysły, zaprzedać mu
swoją duszę, którą zawładnie już na zawsze i bez reszty. Cała drżąca i cała
jego… Już nie wiedział, czy to szaleństwo i pożar zmysłów, czy szczera,
prawdziwa miłość pchała go w ten czysty obłęd, a ta chwila bliskości tak
idealnie wypełniona jego usilnym staraniem o bycie dla niej najlepszym, była tą
wyczekaną. Tak bardzo chciał być jedyny, nie tylko w tej chwili erotycznego
uniesienia… On pragnął już tego na zawsze.
Krzyknęła, kiedy wniknął w nią do
końca. W takich momentach zdarzało jej się tracić rozsądek, a podniecenie siało
spustoszenie w jej umyśle. Na szczęście on wciąż jeszcze w pełni świadomy
miejsca w jakim się znajdują, natychmiast położył na jej ustach dłoń starając
się ją uspokoić poskramiając głośny sposób wyrażania przez nią emocji. W każdym
innym miejscu z pewnością delektowałby się jej krzykiem i jękiem, ale tu oboje
musieli zachować szczególną ostrożność. A to był dopiero początek przyjemności,
jaką pragnął naznaczyć jej ciało fajerwerkami doznań i szaleństwem spełnienia.
- Ciii… - usłyszała, kiedy oparł
czołem o jej czoło, nadając jednostajny ruch swoim biodrom i rozpalając ją
każdym posuwistym ruchem. Sparaliżowana przyjemnością, kiedy zakleszczył ją w
ostoi swoich ramion, zaborczo objęła go jednym udem powodując, że mógł
penetrować ją głębiej. To doznanie, wyzwoliło z jej piersi znów głośny jęk. Tym
razem zamknął jej usta kolejnym, gorącym dotykiem swoich warg. Jego ruchy były
powolne, rytmiczne, wysuwał się daleko, aby znów wejść głęboko, do granic
możliwości ich ciał. Obejmowała go mocno, całowała chciwie szepcząc mu do ucha:
- Nie przestawaj… - Co jeszcze bardziej go rozpalało.
Urzekał ją tym szaleństwem,
stanowczością. Wziął ją w tym miejscu, bo tego pragnął i każdym swoim
posunięciem, każdym gestem sprawił, że i ona pragnęła oddać mu się z taką
determinacją. Tego wszystkiego tak bardzo brakowało obecnemu, jak i każdemu poprzedniemu
jej partnerowi. I oto teraz, kochała się z nim na schodach u wejścia do
piwnicy, na klatce schodowej swojego mieszkania i czuła się cudownie. Czyż nie
było to czyste szaleństwo?
Gdyby teraz mógł spojrzeć w jej oczy,
z powodzeniem wyczytałby z nich całą rozkosz na szczyt jakiej właśnie ją wiódł.
Mógłby zobaczyć jak umiera tu z przyjemności dzięki niemu, przy nim i dla
niego... Dostrzegłby, jak słodko, jak cudownie prowadzi ją przez to umieranie
wprost do raju, udając się tam za nią...
Zsuwał usta ścieżką wzdłuż szyi
najcudowniejszej dla niego kochanki, jaką ponownie posiadł tracąc już wszelkie
panowanie nad sobą, dążąc do spełnienia. Jej i swojego. Wystarczyło tylko kilka
jego ruchów, aby przeniosła się w inny wymiar. Dreszcz za dreszczem, tchnienie
za tchnieniem, upojona ekstazą, jaka coraz bardziej zaznaczała się w niej.
Jakby nie było jutra, jakby świat zaraz miał się skończyć...
Znów odnalazł jej zbłąkane usta
swoimi wargami, ocierając się o nie, całując, tak samo mocno, z taką samą
desperacją jak teraz wypełniał ją sobą. Ale ona już nie odwzajemniała tych
pocałunków, czując jak kawałek po kawałku wyrywa niebo, którym ją obdarował.
Miała wrażenie, że przy każdym kolejnym zbliżeniu z nim, jej ekstaza jest
głębsza i pełniejsza. Czego więc jeszcze doświadczy…? Jak bardzo jeszcze może
być jej z nim wspaniale...?
- Jesteś cudowna... – szepnął. - I moja...
Zamiast krzyczeć z napływającej do jej zmysłów rozkoszy, wcisnęła twarz pomiędzy jego szyję i bluzę, którą miał na sobie. Wydając z siebie stłumione odgłosy uniesienia i zaciskając na jego ramionach dłonie, delektowała się jego spełnieniem. A on całował jej usta dogaszając w sobie przyjemność jakiej znów doświadczył dzięki tej kobiecie. Nawet nie zastanawiali się ile to trwało, może długie minuty...? Na tyle długie, aby mogli wsłuchać się we własne ciała, czuć pod skórą silny dreszcz, który wciąż w nich szalał. Tak bardzo pragnął znać jej uczucia, lecz wiedział, że właśnie teraz musi wykazać się cierpliwością, ale tym ostatnim, gorącym pocałunkiem pragnął okazać jej swoje uczucie, sprawić, by czuła się odpowiedzialna za to, co w nim się zrodziło.
- Jesteś cudowna... – szepnął. - I moja...
Zamiast krzyczeć z napływającej do jej zmysłów rozkoszy, wcisnęła twarz pomiędzy jego szyję i bluzę, którą miał na sobie. Wydając z siebie stłumione odgłosy uniesienia i zaciskając na jego ramionach dłonie, delektowała się jego spełnieniem. A on całował jej usta dogaszając w sobie przyjemność jakiej znów doświadczył dzięki tej kobiecie. Nawet nie zastanawiali się ile to trwało, może długie minuty...? Na tyle długie, aby mogli wsłuchać się we własne ciała, czuć pod skórą silny dreszcz, który wciąż w nich szalał. Tak bardzo pragnął znać jej uczucia, lecz wiedział, że właśnie teraz musi wykazać się cierpliwością, ale tym ostatnim, gorącym pocałunkiem pragnął okazać jej swoje uczucie, sprawić, by czuła się odpowiedzialna za to, co w nim się zrodziło.
Jeszcze przez chwilę po rozłączeniu
warg czule pieścił jej policzki dłońmi, zarysowując kciukami kontur dolnej
wargi.
- Dziękuję... – szepnął.
- Dziękuję... – szepnął.
- To ja dziękuję... Dziękuję, że
jesteś, że mimo wszystko nie odpuściłeś - odpowiedziała.
Choć nie usłyszał od niej tego o czym
marzył, sprawiała, że i tak był szczęśliwy.
- I tak zmarnowałem tyle czasu…
Niepotrzebnie z tym zwlekałem, prawda? – patrzył na nią, choć tak naprawdę
widział niewiele.
- Niepotrzebnie – przytaknęła. Znów
pocałował ją delikatnie, ale bardzo namiętnie, tak jakby chciał również w ten
sposób okazać jej to, co czuje. Subtelnym gestem nasunął jej ramiączka
sukienki, po czym sam poprawił swoją garderobę i mocno ją do siebie przytulił,
pełen nadziei na każdy kolejny dzień.
- Spotkaj się jutro ze mną... -
poprosił cicho. Pragnęła tego całym sercem, chciała go w swoim życiu, cokolwiek
miało to znaczyć.
- Tylko jak? Ja mam u siebie chorego Martina - zmartwiła się. - Wiesz, że my nie możemy się tak po prostu spotkać gdziekolwiek.
- Wiem. Ale może jakoś wieczorem...?
- A może w poniedziałek? Martin o dziewiętnastej leci, więc może później? - zaświtało jej w głowie.
- To niemożliwe... W poniedziałek jedziemy do domu - odparł smutnym głosem.
- No tak, cholera, zapomniałam, że to już te dwa tygodnie.
- Tylko jak? Ja mam u siebie chorego Martina - zmartwiła się. - Wiesz, że my nie możemy się tak po prostu spotkać gdziekolwiek.
- Wiem. Ale może jakoś wieczorem...?
- A może w poniedziałek? Martin o dziewiętnastej leci, więc może później? - zaświtało jej w głowie.
- To niemożliwe... W poniedziałek jedziemy do domu - odparł smutnym głosem.
- No tak, cholera, zapomniałam, że to już te dwa tygodnie.
Cały jej plan legł w gruzach, a taką
miała nadzieję na spędzenie z nim czasu, kiedy jej facet wyjedzie.
- No dobrze, niech będzie jutro –
zgodziła się w końcu po krótkim namyśle. Wiedziała, że trzeba będzie jakoś
poukładać ten czas i nie ma takiej siły, przez którą nie mogłaby mieć go dla
siebie w tym czasie nieobecności Martina.
- Przyjdę tu o dwudziestej pierwszej, będę czekał po drugiej stronie ulicy, coś wymyślimy... - uśmiechnął się.
- Przyjdę tu o dwudziestej pierwszej, będę czekał po drugiej stronie ulicy, coś wymyślimy... - uśmiechnął się.
Nie wyobrażała sobie w tej chwili
tego wszystkiego. Oszaleje, jeśli to będzie miało tak wyglądać. Teraz Martin
wyjeżdża, ale co będzie kiedy już wróci? Kręcenie na dwa fronty na dłuższą
metę, było zupełnie nie w jej stylu. Jednak teraz to nie było istotną sprawą,
nie chciała za nadto wybiegać myślami w przyszłość. Najważniejsze było to, że
przez dwa tygodnie nie będzie Martina, jednak w tym czasie miało nie być także
i Billa, a to nie napawało jej optymizmem. Potrzebowała go w tym czasie, choćby
miała go zamknąć w czterech ścianach swojego mieszkania, to bardzo chciała choć
kilka dni w tym czasie mieć go dla siebie.
- Czy na całe te dwa tygodnie musisz jechać do domu? - spytała w końcu.
- Nie wytrzymałbym tyle bez ciebie - pogładził ją po policzku i uśmiechnął się - Na pewno się do ciebie urwę.
- Czy na całe te dwa tygodnie musisz jechać do domu? - spytała w końcu.
- Nie wytrzymałbym tyle bez ciebie - pogładził ją po policzku i uśmiechnął się - Na pewno się do ciebie urwę.
To było właśnie to, co najbardziej
pragnęła usłyszeć i było niepodważalnym dowodem na to, że marzenia się
spełniają.
Przytulił ją jeszcze mocniej i
pocałował w czoło. Odetchnęła z ulgą. Zastanowiła się, która właściwie może być
godzina? Ledwie widziała tarczę zegarka, już nie wspominając o wskazówkach. Tak
było jej dobrze w jego młodych, ale jakże męskich i opiekuńczych ramionach,
wcale nie chciało jej się wracać do domu. Martin do niej nie dzwonił, pewnie
spokojnie śpi. No właśnie… On nieświadomy niczego śpi, gdy tymczasem ona...
Nieprzyjemny wyrzut sumienia znów
zacisnął pętlę wokół jej szyi. I tak zdradziła go już wcześniej, nie kocha go,
choć oczywiście to nie miało prawa być żadnym usprawiedliwieniem, ale w jej
sercu zadomowił się ten właśnie czarnowłosy chłopak, który teraz tulił ją w
ramionach. To jego pragnęła i wiedziała, że zrobi wszystko, aby moc bezkarnie
spędzać z nim czas. Nie myślała teraz racjonalnie, nie budowała z nim
przyszłości i na tę chwilę nie zamierzała odejść od Martina. Zresztą nie miała
nawet pojęcia, czy właśnie tego oczekiwałby od niej Bill. Ich związek z
pewnością nie byłby dobrym pomysłem, to mogłoby się nie udać nawet, gdyby oboje
bardzo tego chcieli. Nie było więc sensu
nawet się nad tym zastanawiać, chciała teraz cieszyć się rozkosznym czasem w
jego młodych ramionach… On był ucieleśnieniem jej pragnień, nie chciała już
tylko marzyć, chciała się z nim kochać i chciała kochać jego, czuć całą sobą,
że jest dla niego całym światem i tęsknotą, z pełnią świadomości, że kocha i
jej pragnie. Nieznacznie, samymi opuszkami palców dotknęła jego twarzy i lekko
przesunęła nimi po jego wilgotnych ustach. To nie był sen ani marzenie, był tuż
obok niej. Upływające minuty były katem tych upojnych chwil.
- Muszę już iść... - odezwała się w końcu cicho Babette. Spojrzał na nią ze smutkiem i jakby już odczuwalną tęsknotą, a przecież jeszcze się nie rozstali. Chwycił ją za dłoń i pokonując wspólnie kilka stopni w górę, stanęli przy wejściowych drzwiach do klatki. Wtedy objął ją po raz ostatni tej nocy i ponownie pocałował.
- Muszę już iść... - odezwała się w końcu cicho Babette. Spojrzał na nią ze smutkiem i jakby już odczuwalną tęsknotą, a przecież jeszcze się nie rozstali. Chwycił ją za dłoń i pokonując wspólnie kilka stopni w górę, stanęli przy wejściowych drzwiach do klatki. Wtedy objął ją po raz ostatni tej nocy i ponownie pocałował.
- Dobranoc… - pożegnała go.
- Będę tu jutro o dwudziestej
pierwszej, będę czekał, pamiętaj. Dobranoc…
Cofnęła się kilka kroków w stronę
schodów na górę, do ostatniej chwili trzymając go za rękę. Tak trudno było jej
wypuścić ją ze swojego uścisku, lecz kiedy już musiała to zrobić, odwróciła się
pokonując pierwsze stopnie prowadzące do jej mieszkania.
Stał w drzwiach klatki, dopóki zarys
jej postaci nie zniknął na półpiętrze. Dopiero teraz usłyszała, jak rozmawia z
kimś przez komórkę, że można już przysłać po niego auto.
Wspinając się wolno po schodach, czuła rozpierające ją szczęście, które po chwili znów przyćmiły wątpliwości. Dlaczego nie mogła żyć w pełni radością tych chwil, czemu znów w jej umyśle zrodziło się setki dziwnych, pełnych obaw myśli?
Wspinając się wolno po schodach, czuła rozpierające ją szczęście, które po chwili znów przyćmiły wątpliwości. Dlaczego nie mogła żyć w pełni radością tych chwil, czemu znów w jej umyśle zrodziło się setki dziwnych, pełnych obaw myśli?
Starała się jak najciszej otworzyć
drzwi do mieszkania, nie chciała obudzić Martina. Z kuchni wąską smugą padało
przez otwarte drzwi na przedpokój nikłe światło latarni, jaka była za oknem.
Dlatego bez problemu mogła się poruszać nie zapalając lampy. Niemalże na
palcach zakradła się do sypialni, gdzie spokojnym snem spał jej facet. Otuliła
go kołdrą, jak matka, która otula z troską swoje chore dziecko. Dotknęła jego
czoła, nie był rozpalony, więc pewnie nie miał gorączki. Poruszył się tylko
mrucząc coś pod nosem, ale nie obudził. Uspokoiła się, że podczas jej
nieobecności, wszystko było w jak najlepszym porządku. Wyszła więc na taras, z
nadzieją, że jeszcze zobaczy Billa. Nie pomyliła się, właśnie wsiadał do
samochodu i spojrzał w stronę jej okien. Pomachała mu uśmiechając się czule,
czego widzieć nie mógł. Przesłał jej całusa i wsiadł do auta, które po chwili
zniknęło za rogiem ulicy.
Zakochała się w nim, teraz była już
tego pewna. Zakochała się bez pamięci… Z całym naręczem wątpliwości wróciła do
mieszkania. I choć obiecała sobie, że nie będzie zadręczać się myślami o
przyszłości, to jednak uciekała w nią wyobrażeniem. Wiedziała, że łamie jakieś
zasady, postępuje wbrew wszystkim. Różnica wieku między nimi była niczym
przepaść w skalistych górach, nie do przeskoczenia… I choć na razie nie
zamierzała zostawiać Martina, wciąż zastanawiała się co będzie, jeśli jednak
będzie musiała wybierać?
Idąc z nim do łóżka w tę pamiętną noc
po gali nie chciała się w nim zakochać, nie chciała też jego miłości, choć z
każdą godziną w jego towarzystwie coraz bardziej pragnęła go dla siebie.
Zauroczył ją nie tylko swoją fizycznością i młodzieńczą świeżością. To spadło
na nich oboje nieoczekiwanie, bo uczucie nie pyta o wiek, przychodzi
nieproszone w momencie, kiedy najmniej byśmy się go spodziewali, zupełnie go
nie oczekując.
Wiedziała, że to skomplikuje życie
nie tylko jemu, ale też i jej. Jednak to było silniejsze od wszelkich kanonów i
zasad, chociaż czuła, że nie będzie to łatwa miłość. Nie zdołała zabić tego
uczucia w zalążku, nawet pozwoliła mu się rozwinąć, a teraz dała mu możliwość
dojrzeć... I dojrzało w niej i w nim, na przekór wszystkim i całemu światu.
Popatrzyła na zegarek: „Świetnie, prawie rano...” , westchnęła w duchu.
Popatrzyła na zegarek: „Świetnie, prawie rano...” , westchnęła w duchu.
Z myślą o nim brała prysznic, z myślą
o nim kładła się na kanapie w salonie i z myślą o nim pogrążyła się w głębokim
śnie...